Nadchodzi ciemność

 

 

Oddycham z ulgą, kiedy lekarz woła pielęgniarkę, żeby poprosiła Kenny'ego.
- Ośrodkowy układ nerwowy nie wskazuje odchyleń od normy.
- To świetna wiadomość, prawda? - dopytuje się Kenny.
- Owszem - potwierdza lekarz.
- Czy to znaczy, że możemy zapomnieć o SM? - ucieszył się mąż. Neurolog krzywi twarz.
- Przykro mi - mówi. - Ale stwardnienia rozsianego nigdy nie można wykluczyć.

Na razie niewiele więcej da się ustalić, dopóki... chyba że... wystąpią dalsze objawy.
- W takim razie, co mamy robić? - pyta Kenny.
- Jeżeli chodzi o dalsze badania neurologiczne - zwraca się do mnie lekarz - to nic. Ale gdyby wystąpiły jakieś inne dolegliwości, poza kłopotami ze wzrokiem, proszę się natychmiast do mnie zgłosić.

Miałam nadzieję, że lekarz powie mi coś konkretnego, doda otuchy. A teraz widzę, że pominąwszy życie z pogarszającym się wzrokiem, będę musiała żyć w strachu, że owa tajemnicza choroba może przybrać nowy, bardziej przerażający obrót.
- Przykro mi - powtarza wciąż neurolog.

W drodze do domu milczymy. Kiedy patrzę na znaki drogowe, litery słowa STOP wydają mi się zamazane na beżowym dla mnie tle.

E, co tam. Nie potrzebuje czerwieni, żeby czytać czarno na białym. Dobrze, że w ogóle mogę czytać. Zanim dojeżdżamy do domu, staram się nieco stonować w swoich myślach wymowę przerażających wiadomości.

Następnego dnia dzwoni mój ojciec. Jest wdowcem. Zapowiada się z krótką wizytą.

Jego przyjazd jest Kenny'emu i mnie na rękę, bo nazajutrz rano mam kolejną wizytę u specjalisty od siatkówki oka. Tata będzie mógł mi towarzyszyć.


Kiedy wchodzę z ojcem do gabinetu, pielęgniarka wprowadza mnie prędko do drugiego pokoju. Siadam. Kładzie mi podbródek na specjalnej podpórce. Zamykam oczy. Po ich otwarciu okazuje się, że patrzę wprost w czyjeś piwne oko.
- Przepraszam. Zaskoczyłem panią? - pyta lekarz. - Proszę otworzyć oczy jak najszerzej. I proszę nie mrugać.

Świeci mi latarką prosto w prawe, chore oko, a potem w lewe.
- Jeszcze tylko kilka sekund - uspokaja, gdy łzy zaczynają mi płynąć po twarzy.

Patrzy z tej i z tamtej strony. Mam wrażenie, że za bardzo się rozprasza, za mało czasu poświęca mojemu choremu oku.

Pyta, czy ktoś mnie przywiózł.
- Tak, przyjechał ze mną ojciec - odpowiadam, niewymownie wdzięczna tacie, że jest ze mną.
- Chciałbym zamienić z nim słówko. Proszę chwilkę odpocząć.

Słyszę głos ojca na korytarzu, a potem widzę przez mgłę łez, jak do mnie podbiega.
- Tato, co się dzieje?
- Och, wiesz, jacy są lekarze. Odsyła cię do innego specjalisty. Musimy zaraz tam jechać.
Bez przerwy odchrząkuje tak jak zawsze, kiedy jest zdenerwowany. Wiem, że nie mówi mi całej prawdy.

Chwyta mnie za rękę i wyprowadza prędko z gabinetu. Wsiadamy do samochodu. Tata jedzie jak wariat. Wreszcie zwalniamy przed wysokim białym budynkiem, Instytutem Okulistyki Doheny'ego.
- Nagły przypadek - rzuca ojciec parkingowemu.
- Tato, po co ten pośpiech? - pytam.
- A, powiedziałem tak tylko, żeby mi znalazł dobre miejsce.
- Jaki lekarz ma mnie obejrzeć?
- Prawdziwy specjalista. Przyjmuje tylko pacjentów ze skierowaniami od innych specjalistów - wyjaśnia krótko ojciec.

Kiedy wchodzimy do poczekalni, już wywołują moje nazwisko. W gabinecie pielęgniarka szykuje się, żeby mi coś zakroplić do oczu.
- Może troszkę zapiec - uprzedza.

Jeszcze nie przebrzmiały jej słowa, kiedy ból rozrywa mi prawe oko. Jakby polała je kwasem. Odpycham jej rękę, gdy wpuszcza mi kroplę do drugiego oka.

Nic nie widzę. Słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Nie widzę lekarzą, ale czuję, że podnosi mi palcami podbródek.
- Proszę sobie przypomnieć kilka ostatnich dni - prosi po badaniu.

Ma miły, kojący głos.
- Kiedy pani zauważyła po raz pierwszy, że traci widzenie czerwieni w lewym oku?

Czuję ucisk w dołku. Lewym? Pyta o moje zdrowe oko? No tak, beżowy znak stop w drodze powrotnej od neurologa. Dlaczego od razu się nie zorientowałam?
- Przedwczoraj - mówię. - Ale to niemożliwe.
- Owszem - mówi cicho. - Bardzo mi przykro. Z lewym okiem są te same problemy, co z prawym.

Po dłuższej chwili ciągnie:
- Wiem, że to trudne, A będzie jeszcze ciężej, dużo ciężej. Ale jestem przekonany, że po pewnym czasie nastąpi poprawa.

Znów milknie. A potem dodaje:
- Za godzinę działanie kropli powinno ustąpić. Ale musi pani wiedzieć, że lewy nerw wzrokowy nabrzmiewa w szybkim tempie, zatem poprawa wzroku będzie przejściowa.
- Przejściowa? Ile czasu mi zostało?
- W takich przypadkach trudno jest określić czas - odpowiada.

Jest na to za mądry, ja zresztą też. Nieważne, ile godzin albo minut mi zostało. I tak zawsze będzie za mało.




Przegląd Reader's Digest 1998
Tłumaczenie: Anna Kołyszko
  • /pisane-noc/279-moje-magiczne-szkieko/1268-ostatnie-obrazy
  • /pisane-noc/279-moje-magiczne-szkieko/1266-moj-biedny-chopczyk