Żegnajcie wspomnienia

 

 

Od tamtego dnia minęło 6 mięsięcy. Moje życie z wolna wracało do normy - nadal byłem jakby odrętwiały, ale nie czułem już tego gniewu, jaki palił się we mnie jeszcze przed miesiącem. Zastąpiła go jałowa pustka.

Po raz pierwszy umówiłem się na randkę. Czułem się jak nastolatek - byłem zdenerwowany, nie wiedziałem jak się zachować. Po kolacji odwiozłem swoją towarzyszkę do domu i uścisnąłem na pożegnanie, ale czułem, że to do niczego. Była... inna, nie przypominała tej, do której przywykłem. Myślę, że ona to zrozumiała. Była bardzo miłą osobą, ale nie dla mnie. A w każdym razie nie wtedy.

Niemniej, dziękuję ci Chrissie, że pozwalasz mi się z kimś spotykać, może nawet znów kogoś pokochać. Byłaś wspaniałą żoną, brak mi ciebie i nigdy nie przestanę za tobą tęsknić.

Po chłodnym dniu nadeszła jeszcze chłodniejsza noc. Mijając pokryty lodem staw i sąsiadującą z domem ceglaną wytwórnię melasy spojrzałem w rozgwieżdżone niebo. Zatrzymałem się owładnięty myślą, że Chrissie zna już tajemnicę śmierci, a ja - jako jej cząstka - też się do niej zbliżyłem.

Aimee dopominała się o choinkę na Boże Narodzenie, ale ja zupełnie nie miałem na to ochoty. Przez ostatnie lata odbywaliśmy co roku wspólne wyprawy do lasu na poszukiwanie świerczka, który zmieściłby się w naszym niskim saloniku, a wybrane drzewko przywoziliśmy do domu na dachu samochodu. To były piękne czasy..

Zaproponowałem więc, żeby spędzić Święta u cioci Ann i wuja Franka, na co dziewczynki przystały z ochotą. Jadąc do Connecticut obejrzałem się w pewnej chwili, by spojrzeć na Aimee i Katie pogrążone w głębokim śnie na tylnym siedzeniu i nagle ogarnął mnie strach - miałem ochotę chwycić je obie i umieścić tuż obok siebie. Tylne siedzenie wydawało się nazbyt odległe. Bałem się, że wypadną z samochodu albo po prostu znikną.

Zaśmiałem się z samego siebie, gdy zdałem sobie sprawę, że ustawiam tylne lusterko tak, by widzieć w nim śpiące córeczki, a nie szosę za sobą.

Zajechaliśmy na miejsce w wilię Bożego Narodzenia. Ciotka Ann i wujek Frank mieli prawdziwą choinkę. Wszyscy zachowywali się trochę hałaśliwiej niż normalnie, w obawie przed ponurą ciszą. Strasznie mi brakowało Chrissie i małej Christine, ale starałem się ukryć przed siostrą, jak bardzo jest mi źle.

W dniu Bożego Narodzenia Katie na widok prezentu nie posiadała się z radości.
- Oooch tato! Marzyłam o tym! Dzięki tatusiu! Ciociu! Wujku! Dziękuję!

Nigdy jeszcze nie widziałem Katie tak rozradowanej. W jednej chwili zrobiło mi się lżej na sercu. Poszedłem do łazienki, usiadłem na klapie toalety i rozpłakałem się z radości, że moja mała córeczka ma nareszcie uszczęśliwioną buzię.

Minął straszny, bolesny rok. Zastanawiałem się później, co dla mnie, męża, który przeżył swoją żonę, było wtedy najtrudniejsze do zniesienia.

Chyba to, że stałem się "strażnikiem wspomnień". Że na mnie jednym spoczął obowiązek zachowania w pamięci tego wszystkiego, co wiedzieliśmy i co przeżywaliśmy tylko my dwoje - na przykład zabawne gruchanie malutkiej Aimee, kiedy zaczynała siadać w łóżeczku, albo pierwsze kroki 9-miesięcznej, ubranej w czerwoną welwetową sukieneczkę Christine i wyraz ulgi malujący się na jej buzi, kiedy wreszcie lądowała na pupie.

Chrissie, stałem się po twoim odejściu "jednoosobowym małżeństwem". Coraz bardziej ciążyły mi obowiązki samotnego kustosza "Muzeum Chrissie i Boba".

Moja najmilsza - przemawiałem do niej - tęsknię za tobą, kocham cię, ale proszę, nie miej mi za źle, jeśli zacznę powoli odkładać eksponaty do szuflady.





 



Przegląd Reader's Digest 1996
Tłumaczenie: Ewa Krasińska

  • /pisane-noc/197-y-od-nowa/966-a-jednak-plany-na-przyszo
  • /pisane-noc/197-y-od-nowa/964-dobra-pani-z-pocigu