Uwaga na słonie

 

 

Życie w parku Krugera oswaja człowieka z większością dzikich zwierząt. Tak było w moim przypadku. Ale z niektórymi nadal wolę trzymać się na dystans. Na przykład do dziś śmiertelnie boję się lwów, a już najbardziej słoni.

Na ogół są to zwierzęta sympatyczne i łagodne, ale zdarzają się wyjątki i na pewno trzeba unikać słonia w złym humorze. O ile, oczywiście, da się przed nim uciec. Bo jeśli uprze się nas dopaść, to nie ma żartów.

Pewnego dnia zauważyliśmy, że jakiś słoń pasie się na zachód od naszego domu na brzegu rzeki, Małej Leta-by. Często widywaliśmy, jak przechodzą przez nią bawoły, słonie i inne zwierzęta. Jeśli trawa po drugiej stronie płotu wyda się im bardziej zielona, to go taranują. Wtedy Kobus idzie za nimi i zagania je z powrotem na nasz brzeg rzeki. Musi to robić jako strażnik rezerwatu, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się pryszczycy.

Na widok słonia zmierzającego w stronę ogrodzenia, Kobus poszedł za nim. Zwykle klaskaniem w ręce i krzykiem nakłania się słonia, żeby odszedł od płotu. Jeżeli zwierzak wykazuje szczególny upór, można strzelić kilka razy w powietrze.

Ale owego dnia słoń nie miał nastroju do dyskusji i natychmiast zaatakował. Kobus umknął i schował się za drzewo, lecz słoń ruszył za nim.

Kiedy kolos gnał przez busz w stronę Kobusa, ten porzucił kryjówkę i ruszył biegiem na brzeg Małej Letaby. Słoń za nim, cicho i ze śmiertelną powagą pędził naprzód z uszami położonymi po sobie i trąbą wtuloną pod siebie. Słychać było tylko trzask łamanych krzaków i dudnienie ziemi.

Kobus gnał na oślep przez nadrzeczny busz. Sądził, że słoń nie będzie go gonił po stromym brzegu w dół. Ale ku jego zdumieniu zwierzak nie dał za wygraną. Kiedy Kobus znalazł się w grząskim piachu łożyska rzeki, zrozumiał, że nie wygra wyścigu ze słoniem.

Odwrócił się więc i oddał strzał ostrzegawczy w ziemię tuż pod nogami słonia. Ogłuszający grzmot poniósł się echem dokoła, z łożyska rzeki trysnęła fontanna piasku i żwiru, ale słoń nie zwolnił kroku. Był teraz niecałe 15 metrów od mojego męża. Kobus odruchowo wypalił znowu. A słoń szarżował dalej.

Kobus strzelił jeszcze dwa razy. Nie słyszał huku ani nie czuł silnego odrzutu. Wzrok miał utkwiony w ogromne czoło, które było teraz o niecałe 10 metrów od niego. Słoń już go niemal dopadał, gdy wtem stanął jak wryty. Kobus strzelił raz, drugi, trzeci...

W ciągu 10 lat tylko ten jeden raz musiał zastrzelić zwierze w obronie własnej. Jedno z tych dzikich zwierząt, które tak bardzo kochał.





 



Przegląd Reader's Digest 1998
Tłumaczenie: Anna KOŁYSZKO

  • /pisane-noc/196-krugerowie-z-afrykaskiego-buszu/951-mozart-w-mahlangeni
  • /pisane-noc/196-krugerowie-z-afrykaskiego-buszu/949-buksie