Wsrząsające powitanie

 

 

Mieliśmy za sobą długi dzień, toteż pod wieczór byliśmy wyczerpani. W domu kompletny nieład - wszędzie pudła, skrzynie i meble. Wreszcie udało nam się ustawić łóżka na swoich miejscach i znaleźć w tym rozgardiaszu pościel dla wszystkich członków rodziny.

Tak więc po pierwszym dniu w Mahlangeni w Parku Narodowym Krugera wszyscy położyliśmy się wcześnie spać: ja, mój mąż Kobus i nasze trzy córki - Hettie, Sandra i Karin.

Po godzinie obudził mnie dziwny dźwięk.
- Co to? - spytałam męża pogrążonego głęboko we śnie.

Nie obudził się. Przez chwilę leżałam cicho, nasłuchując i myśląc o tym dziwnym, ciemnym domu, małej przystani na odludziu. Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę coś słyszałam, czy to tylko wyobraźnia płata mi figle. I znów, zasypiając, usłyszałam ten sam dziwny hałas.

Tym razem zdecydowanie obudziłam męża.
- Kobus! Słyszałeś?
- Hę?
- Słyszysz to samo, co ja? Na dworze zaskrzeczał ptak.
- Sowa - bąknął Kobus.
- Nie o to mi chodzi! Słyszałam jakieś sapanie...

Nasłuchiwaliśmy przez chwilę. Nad rzeką miliony żab rechotały pod niebiosa. Chrapał hipopotam. W oddali wył szakal. Inne dziwne odgłosy niosły się przez noc. Ale w domu panowała cisza.
- Chyba ci się zdawało - oznajmił w końcu Kobus. - Odpręż się... i spróbuj zasnąć.
- No dobrze - powiedziałam. Ten obcy, ciemny dom najwidoczniej trochę mnie rozstrajał.

Zapadłam w głęboki sen. W środku nocy obudziła mnie jedna z córek, bo nie mogła trafić do łazienki. Panowały tam egipskie ciemności - nie można było zapalić światła, bo generator prądu działał tylko w dzień.

Wzięłam latarkę z szafki nocnej i wstałam.

Kiedy pomogłam córce, wróciłam do naszego pokoju. W snopie światła igrającym po łóżku jakiś cień - może jakiś ruch - przykuł moją uwagę.

Podniosłam nieco latarkę i zamarłam z przerażenia. W kręgu światła widać było część wielkiego, szklistego ciała gada pokrytego ciemnymi plamami. To "coś" miało ogon w na wpół otwartej szufladzie mojej szafki nocnej, środek zwinięty na szafce, a resztę wplecioną w deszczułki wezgłowia. Widok był tak niesamowity, że na chwilę dech mi zaparto.
- Kobus - jęknęłam. - Obudź się!
- Co się dzieje?
- Wąż... wchodzi nam do łóżka! Kobus, omotany prześcieradłem, zerwał się w okamgnieniu.
- Nie podchodź - zakomenderował.

Nie musiał mi tego mówić. Sama cofnęłam się aż do ściany.

Kobus oswobodził się z prześcieradła, po czym podszedł do mnie po omacku. Podałam mu latarkę, oświetlił nią węża.
- To pyton - oświadczył.

Zamieszanie w pokoju wystraszyło gada, który zwinął się teraz bezpiecznie w szufladzie. Gdy tak przyglądaliśmy mu się z pełną grozy fascynacją, widok uchylonej szuflady coś mi przypomniał. W dzień, kiedy meble czekały jeszcze na zewnątrz na wniesienie, przechodziłam obok szafki nocnej i zauważyłam na wpół otwartą szufladę. Spieszyłam się, poza tym niosłam duże pudło, więc domknęłam szufladę nogą i nie popatrzyłam do środka. Najprawdopodobniej wąż już tam leżał.

To był młody pyton, tyle że miał dwa metry długości - niewiele, jak na pytona, ale sporo jak na przeciętnego węża. Kobus wyciorem do strzelby "pomógł" wężowi wśliznąć się z powrotem do szuflady. Następnie zamknął ją i wyniósł szafkę do ogrodu. Towarzyszyłam mu z latarką. Postawił szafkę w pewnej odległości od domu i otworzył ostrożnie szufladę. Pyton kulił się nieśmiało w środku. Zostawiliśmy go tam i wróciliśmy do łóżka. Niech sam zdecyduje, kiedy ma wyjść.

To dość wstrząsające powitanie okazało się odpowiednim preludium do naszego nowego życia w głuszy, w której zwierzęta poruszają się swobodnie, a ludzie muszą uważać, żeby nie wchodzić im w paradę.





 



Przegląd Reader's Digest 1998
Tłumaczenie: Anna KOŁYSZKO

  • /pisane-noc/196-krugerowie-z-afrykaskiego-buszu/947-nowe-ycie