Wyznaczam termin

 

 

Poza Yedhudą Ben-Yishayem, dyrektorem i założycielem ośrodka, z moją grupą pracowało czworo instruktorów. Wszyscy mieli stopień doktora i specjalizowali się w neuropsychologii urazów głowy.

Każdy instruktor miał pod opieką konkretne osoby. W chwilach rozpaczy szukaliśmy jego rady i pomocy. Mnie przydzielono na instruktora Joan Gold. Lubiłam jej uśmiech i serdeczność, a także zamaszysty styl ubrań - kolorowe chusty i długie, szerokie spódnice. A najważniejsze, że jej opanowany głos bardzo mnie uspokajał.

Wiedziałam, że potrzebuję Joan, by wykonać swoje zadanie, osiągnąć cel. Na początku terapii zapisałam go sobie w notatniku: "31 lipca wracam do pracy".

Terapia miała się skończyć 27 lipca w czwartek, a w klinice w Detroit chciałam być już od poniedziałku 31 lipca.

Na pierwsze spotkanie Joan zaprosiła mnie do swojego małego, oświetlonego lampą gabinetu. Pokój wydawał się jeszcze mniejszy z powodu wielkiego biurka, dwóch foteli dla gości i małego stolika. Z regałów wylewały się książki i kasety wideo. Na skraju biurka stały w ramkach fotografie jej dzieci, męża i wnuka. Zdjęcia niemal tonęły w stosach sprawozdań i dokumentów.

Joan wysłuchała mnie spokojnie, nie przerywając. - Rozumiem. Czyli wyznaczyłaś sobie termin powrotu do pracy na koniec terapii w ośrodku. Czy musi być tak krótki? - spytała.

Krótki? Pięć miesięcy? Joan musiała zauważyć moje głębokie zdziwienie, bo natychmiast zmieniła temat.

W domu natychmiast wzięłam notatnik i spróbowałam uporządkować myśli na papierze. "Instruktorko, proszę, przywróć mi myślenie i rozumowanie. Zreperuj mi pamięć. Zrób ze mnie znowu lekarkę. Zwróć mnie na czas do pracy".

Tymczasem nie miałam wyboru, musiałam dostosować się do tempa zaplanowanego w ośrodku.

Jedno z ćwiczeń polegało na wygłoszeniu pogadanki przed grupą. Wystąpienie nagrywano na wideo, żebyśmy mogli zobaczyć, jak wyglądamy w oczach świata. Te zajęcia miały nam pomóc przekazywać myśli oraz nabywać pewności siebie i obycia towarzyskiego. Bardzo mnie dopingowały, bo byłam bierna - to znaczy apatyczna, bez pomysłów, mówiłam monotonnie. Niewiele mówiłam lub robiłam bez podpowiedzi.

Dostałam temat prelekcji - empatia, czyli wczuwanie się w drugiego człowieka. Przez cały tydzień powtarzałam zwięzłe zdania, które sobie zapisałam. Wygłaszając tekst, nie mogliśmy korzystać z notatek.

Z początku szło mi dobrze, przez dłuższą chwilę tłumaczyłam, jakie znaczenie ma empatia i podałam przykłady, kiedy wczucie się w sytuację pacjenta pomogło mi jako lekarzowi.
- A jak wczuwasz się w kolegów z grupy terapeutycznej? - spytała Joan, kiedy skończyłam przygotowaną wypowiedź.

Zaskoczyła mnie. Czułam, że głowę owija mi wata. Zesztywniałam psychicznie i fizycznie. Przestałam myśleć, zamiast mózgu miałam pustkę.

Instruktorzy nazywali ten stan "potop" - są to fizyczne objawy spowodowane urazem mózgu, kiedy nadmiar emocji blokuje myślenie.
- Ja... co... bo ja wiem... czy możesz powtórzyć pytanie?
- Wiem, że nie tak sobie zaplanowałaś prelekcję. Ale chciałabym, żebyś myślała bez długich przygotowań - powiedziała Joan.

Nie odezwałam się. Nie paliłam się do obejrzenia kasety wideo z tą rozmową. Nigdy przedtem nie widziałam, jak wyglądam w stanie "potopu". Dopiero po dwóch dniach zebrałam się na odwagę i obejrzałam nagranie.

Wyglądałam jakby mnie właśnie wyłowili z jeziora. Tamtego ranka padał deszcz, a ja przyszłam bez płaszcza czy parasola. Włosy miałam przyklejone do czoła, po bokach wisiały w strąkach. Mokre ubranie mnie oblepiało. Ale nawet gdyby było suche i wyprasowane, to i tak jaskrawoczerwone spodnie z "wzorzystą koszulą i brązowym swetrem tworzyły niefortunną kombinację.

Nie mogłam siebie poznać w tym strachu na wróble z ekranu - kamienna twarz, wytrzeszczone oczy, monotonny rytm wypowiedzi. Kiedy instruktorka zadała mi pytanie, minęły bite trzy minuty, nim otworzyłam usta. Za to nie przestawałam gestykulować, jak gdyby taniec rąk mógł zaprosić mózg do myślenia.

Czekałam na głos zza kamery, który powie, że to był tylko żart, zły sen. "A teraz zobaczcie, jak prawdziwa Claudia wygłasza porywający referat". Ale się nie doczekałam.





 

Przegląd Reader's Digest 1998
Tłumaczenie: Anna Kołyszko


  • /pisane-noc/157-dzie-w-ktorym-straciam-siebie/673-zwoka
  • /pisane-noc/157-dzie-w-ktorym-straciam-siebie/671-dobra-i-za-wiadomo