Dobra i zła wiadomość

 

 

Przez dwa tygodnie przechodziłam wiele badań. Wraz z nimi narastał mój lęk, że uszkodzenie jest poważniejsze niż sądziłam.

Podczas jednego z testów musiałam jak najszybciej wtykać kolorowe pineski w tablicę, najpierw jedną ręką, potem drugą.

- Claudio, chociaż jesteś praworęczna, lewą ręką radziłaś sobie znacznie lepiej - zauważył po tym teście neuropsycholog.

Więcej mi to powiedziało i bardziej zaniepokoiło niż wszystkie dotychczasowe informacje. Zyskałam niezbity dowód. Jako lekarka wiedziałam, co znaczy taki wynik. Prawą rękę miałam niesprawną i nie zauważyłam tego.

Wreszcie ostatniego dnia nadeszła wiadomość dobra i zła. Lekarze uznali, że uraz jest bardzo poważny i proponują 5-miesięczne leczenie.

Te pięć miesięcy zabrzmiało jak wieczność, ale pokazali mi, jaki mam wybór. Co wolę? Siedzieć w domu jak kaleka? Czy uczepić się jedynej nadziei powrotu do normalnego życia i do medycyny?

Pierwszego dnia moja grupa zebrała się w holu na parterze. Razem wjechaliśmy na 8 piętro, na którym znajduje się ośrodek rehabilitacji. Wzdłuż dwóch ścian stały komputery. W jednym kącie była kamera wideo. W drugim sztaluga nakryta wielkimi arkuszami papieru. Ten na wierzchu miał napis ZADANIA NA DZISIAJ.

Krzesła ustawiono w wielkim, nierównym kręgu. Usiadłam, otworzyłam notatnik i napisałam: "Czeka mnie pięć miesięcy". Grupa była spora - 12 pacjentów, 6 neuropsychologów i 5 członków rodzin. Wszyscy siedzieliśmy, przyglądając się sobie ukradkiem.

Uczestników zajęć poproszono, żeby się przedstawili.
- Mam na imię Richard. Mam 25 lat i z całą, hm, przepraszam, wdzięcznością wyrażam przyjemność po mojej stronie, że tu jestem i w tym i... - zaczął pewien młody człowiek.
- Richard? Mówiłeś, że mogę ci przerwać, jeżeli zaczniesz się rozpraszać - zagadnął go jeden z neuropsychologów, których nazywaliśmy instruktorami.
- Claudia Osborn, lat 34, lekarka z Detroit - przedstawiłam się zwięźle, kiedy przyszła moja kolej.
- Czy mogłabyś dodać coś więcej ? Instruktor zadał mi to pytanie, a mnie nic nie przyszło do głowy.

Gdy wszyscy się przedstawili, podano nam rozkład zajęć. Teraz każdy dzień miał się składać z czterech sesji.
- Codzienie o 10 rano spotkamy się w tej sali. Każdy dostanie zadanie, nad którym będzie pracował przez kilka najbliższych tygodni -powiedziała jedna z instruktorek, szczupła, elegancka blondynka; nie mogłam zapamiętać jej imienia.

Kiedy mówiła, spojrzałam na zegarek. Pół do jedenastej. Czułam się zmęczona, ale czym? Przedstawieniem się? Jeszcze niczego nie zrobiłam. O tej porze w szpitalu miałabym już za sobą połowę obchodu.

Z ulgą przyjęłam przerwę na obiad. Byłam bardziej wyczerpana niż głodna. Chciałam odpocząć od myślenia zmuszającego do koncentracji. Całą grupą poszliśmy do stołówki, czworo z nas usiadło oddzielnie. Rozmowa była niezobowiązująca - ot, kilka miłych słów. Ta spokojna pogawędka zmieniła się, gdy zagadnęła mnie młoda kobieta.
- Naprawdę jesteś lekarką?
- Pracuję jako internistka. Uczę też stażystów - skinęłam głową.
- Szkoda. Bo po urazie głowy chyba już nie wrócisz do zawodu?
- Dlaczego? Nie można być lekarzem po urazie głowy. Czy instruktorzy powiedzieli, że znów będziesz lekarką? - zdziwiła się.
- Nie. Ale po to tu przyjechałam. Żeby wrócić do pracy - odparłam. Wstrząśnięta ich uwagami przeprosiłam i szybko wyszłam, chowając się na schodach.
- Po diabła mi to potrzebne - żaliłam się balustradzie, opanowując falę nudności.
I wtedy pomyślałam: Kim oni są, co mogą wiedzieć o mnie i o moich możliwościach?





 

Przegląd Reader's Digest 1998
Tłumaczenie: Anna Kołyszko

  • /pisane-noc/157-dzie-w-ktorym-straciam-siebie/672-wyznaczam-termin
  • /pisane-noc/157-dzie-w-ktorym-straciam-siebie/670-jeden-dzie-ycia