Amputacja

 

 

Operacja prawej ręki Wowy odbyła się 5 lipca, dzień przed jego dziewiątymi urodzinami. Po tygodniu zabraliśmy go do domu. Doktor Burgess powiedział nam, że większość dzieci po kilku dniach przyzwyczaja się do aparatu Ilizarowa i uważa ból za znośny. Wowa zachowywał się zgodnie z oczekiwaniami. Szybko zdrowiał.

Półtora miesiąca po operacji wróciliśmy do Lexington na zdjęcie aparatu i założenie na rękę gipsu. I my, i doktor Burgess sądziliśmy, że operacja i długa rekonwalescencja były dla dziecka ciężkim przeżyciem. Jednak Wowa nie bał się bólu.
- Kiedy zajmie się pan moją drugą ręką? - pytał lekarza naglącym tonem.

Ze względu na pozytywne nastawienie malca, doktor Burgess postanowił, że założy mu aparat Ilizarowa na lewą rękę zaraz po zdjęciu gipsu z prawej, czyli za miesiąc. Wowa był szczęśliwy. Zanim się obejrzeliśmy, lato minęło i we wrześniu znów byliśmy w Lexington, by zdjąć gips.

Kiedy go usunięto, ujrzeliśmy z Dianą szczupłą, delikatną dłoń z długimi, szczupłymi palcami. Doktor Burgess uprzedził nas, że Wowa będzie musiał dużo ćwiczyć, by móc sprawnie posługiwać się rękami.

Kilka tygodni później zdjęto gips z drugiej ręki. Efekt był równie pozytywny. Wowa przyzwyczajał się do swoich nowych, prostych rąk, a my uświadomiliśmy sobie bolesną prawdę, że nigdy nie będzie brał lekcji gry na pianinie. Z trudem będzie posługiwał się rękami. Pocieszające było, że z każdym dniem jego ręce i palce stawały się coraz silniejsze i bardziej giętkie.

Teraz przyszedł czas na zajęcie się jego stopami. Też mieli to robić aparatem Ilizarowa.
- Moi koledzy uważają, że to nie jest najlepszy pomysł - tę zaskakującą wiadomość doktor Walker przekazała nam w dniu wyznaczonym na operację.

Wyjaśniła, że z kilkoma lekarzami analizowała przypadek naszego synka i uznała, że po zdjęciu aparatu Ilizarowa Wowa wciąż będzie miał maleńkie stopy i nogi sztywne w kostce.

Inna możliwość to amputowanie stóp i dopasowanie protez. Lekarze uznali, że wtedy będzie lepiej chodził niż po operacji metodą Ilizarowa.

Świat zawirował nam przed oczami. To była najczarniejsza chwila w naszej walce o wyleczenie syna. Odpowiedzieliśmy, że nie możemy podjąć decyzji bez rozmowy z Wową.

To było długie spotkanie. Doktor Walker i jej koledzy dokładnie nam opisali, w jaki sposób wyprostują nogi Wowie i amputują stopy w kostce. Potem my tłumaczyliśmy dziecku, co proponują lekarze, demonstrując mu wszystko na lalce.

Kiedy skończyliśmy, zapadła cisza, po czym Wowa spojrzał na mnie w swój typowy, przenikliwy sposób.
-Cóż, przynajmniej nie będę już musiał mieć obcinanych paznokci u nóg - skomentował.

Rzeczywiście, nie znosił tego. Jego żartobliwa uwaga rozjaśniła mrok przygnębienia.

Następnego dnia lekarze zaprosili nas do gabinetu, byśmy poznali pacjentów zoperowanych tą metodą. Byli to 6-letni bliźniacy, którzy urodzili się prawie bez kości goleni. Chłopcy pokazali Wowie, jak zakładają protezy, a następnie przebiegli się po korytarzu, kopiąc jednocześnie piłkę.

Ten pokaz ogromnie mu się spodobał. Zaczęliśmy oswajać się z myślą o amputacji.

Przez kilka następnych dni bezustannie rozmawialiśmy o operacji. Doskonale rozumieliśmy z Dianą, co czuje Wowa, jak sprzeczne uczucia nim miotają - strach przed amputacją i kusząca perspektywa chodzenia o własnych siłach.
- Moje stopy są moimi przyjaciółmi. Nie jestem pewny, czy chcę, by je odcięto - powiedział podczas jednej z takich rozmów.

W końcu obwieścił, że chce nowe stopy, lecz pod warunkiem, że wystarczy jedna operacja. Lekarze zapewnili nas, że wystarczy.

W końcu nadszedł ten dzień. Wniosłem Wowę na salę operacyjną, tak jak przed poprzednimi zabiegami, po czym usiadłem przy Dianie na korytarzu. Skomplikowany zabieg trwał prawie 12 godzin.

Wczesnym wieczorem w drzwiach sali operacyjnej pojawiła się doktor Walker. Zabieg się udał. Chyba setny raz przechodziłem koło drzwi sali, w której miał leżeć Wowa, gdy około godziny 20.30 ujrzałem na wózku jego wątłe ciałko w plątaninie rurek. Kiedy wózek mnie mijał, Wowa otworzył na chwilę oczy.
- Cześć, tatusiu - szepnął.

Nie słyszałem czegoś piękniejszego. Gdy z pielęgniarkami przenosiłem go na łóżko, spojrzałem na Dianę. Wzrok miała wbity w gips, który gwałtownie kończył się na kostkach.

Później żona wyznała mi szlochając, że choć wydawało jej się, iż jest doskonale przygotowana psychicznie, na widok kikutów Wowy omal nie zemdlała. Mogliśmy mieć tylko nadzieję, że to dla naszego synka najlepsze rozwiązanie.





 

Tłumaczenie: PIOTR ART
Źródło: Reader's Digest Listopad 2000


 

  • /pisane-noc/155-piosenka-wowy/655-pierwsze-kroki
  • /pisane-noc/155-piosenka-wowy/653-rosyjskie-rozwizanie