Koniec ferii

 

 

Dla June, tak jak dla |wielu pasażerów, owa podróż tamtej nocy miała specjalne znaczenie. Na początku 1994 roku stwierdzono u niej chłoniaka nieziarniczego. Lekarze przewidywali, że chemioterapia powinna powstrzymać rozwój choroby na dwa do pięciu lat.

43-letnia June nie chciała pogodzić się z tym, że tak wcześnie może opuścić swego drugiego męża Maxa i 4-letnią wówczas córeczkę Ashley. Odrzuciła rutynową terapię i wybrała metodę, w którą bardziej wierzyła: modlitwę oraz wzmocnienie układu odpornościowego. Pod okiem lekarza i wykwalifikowanych specjalistów medycyny niekonwencjonalnej June ograniczyła się do zdrowej żywności, przyjmowała środki wspomagające i nauczyła się kontrolować własne lęki.

Przede wszystkim jednak wierzyła w pomoc Boga. Była żarliwą chrześcijanką i czuła, że modlitwa wynosi ją na nowy poziom duchowy.
- Modliłam się z ufnością - mówiła. - Wieczorem kładłam się spać z bólem i modlitwą, a rano wstawałam w dobrej formie.

Postanowiła spełnić swe odwieczne marzenie. Często rozmawiała z Maxem, że zbudują gospodę pod Memphis, miły lokal, w którym ludzie mogliby się napawać ciszą i przyrodą. Sporządziła plany, mąż omówił je z budowlańcami. Oszczędności życia włożyli w 40 hektarów łąk Missisipi, zadłużyli się po uszy i zabrali do roboty.

W sierpniu 1996 roku wiejska gospoda Bonne Terre, po francusku "dobra ziemia", otworzyła podwoje. Sukces był oszałamiający, a June wracała do zdrowia. W listopadzie 1998 roku badania krwi nie wykazały śladów chłoniaka. Złośliwe komórki znikły.

Nic dziwnego, że podróż do Chicago była dla June tak ważna. Każdy dzień wydawał się jej darem, za który dziękowała Bogu.

Cindy Lipscomb też miała za co być wdzięczna losowi: udane małżeństwo, trójka pięknych dzieci. Mat, mąż Cindy, był współwłaścicielem dobrze prosperującej firmy ubezpieczeniowej, a przed rokiem rodzina przeprowadziła się do nowego, okazalszego domu.

W życiu Cindy wiara była równie ważna jak dla June. Zostały przyjaciółkami. Wsparcie Lipscombów w chorobie June zbliżyło obie rodziny jeszcze bardziej.

Owej pamiętnej nocy tym samym pociągiem jechał też Greg Herman, kontroler ruchu powietrznego, z żoną Lisa i trójką dzieci: 8-letnią Kristen, 4-letnią Kaitlin i 2-letnim Davidem. Po trzech dniach zwiedzania największego w Ameryce centrum handlowego w Bloomington w stanie Minnesota z wypiekami na twarzy wracali do domu do Memphis. Mieli za sobą już jedną przesiadkę i teraz marzyli tylko o tym, by zasnąć.

Wypad do Bloomington miał być urodzinową niespodzianką dla żony.
- Ktoś powiedział Gregowi - wspomina Lisa - że w centrum handlowym w Bloomington jest wielki park rozrywki i mnóstwo atrakcji dla dzieci.

Cała rodzina zapaliła się do wyprawy, łącznie z perspektywą długiej podróży pociągiem.

Wrażeń było co niemiara. Oglądali, co się dało. Rosły Greg taszczył przez szklany ukazujący cuda przyrody tunel Podwodnego Świata to jedno, to drugie dziecko. Dzieci szalały na karuzelach, budowały olbrzymie wieże w Centrum Wyobraźni LEGO i godzinami bawiły się w specjalnym sklepie z kolejkami.

Teraz Hermanowie pokonywali Nowym Orleanem ostatni odcinek podróży. Rodzina się rozdzieliła, bo dostała dwa przedziały w dwóch końcach wagonu 5900. Wkrótce po odjeździe Kaitlin zasnęła, Lisa czytała, a David na dole ściskał w ręce nową lokomotywę.

Greg i Kristen leżeli w mniejszym przedziale. Kiedy zrobiło się duszno, Greg uchylił ciężkie stalowe drzwi na korytarz. Przez zasłonę dzielącą ich od niego słyszeli pasażerów zmierzających do wagonu restauracyjnego.





 

Tłumaczenie: ANNA KOŁYSZKO
Źródło: Reader's Digest PaŹdziernik 2000

Odjazd

 

 

Tego wieczoru skład z dwóch lokomotyw i 14 wagonów wiózł 198 pasażerów i 18 osób załogi. Część podróżnych zasnęła, inni patrzyli jak zaczarowani w migające za oknami światła mijanych miast i umykającą do tyłu ośnieżoną prerię. Wśród nich było 8 przedstawicielek rodzin Lipscombów i Bonninów - dwie matki, babcia i pięć dziewczynek. Korzystając z ferii, dzieci odwiedziły chicagowskie Muzeum Dziecięce i akwarium . Jadły kolację w słynnej restauracji Cheesecake Factory i spędziły dzień w sklepie z lalkami w strojach z różnych epok,

Pełne wrażeń wracały do domu, na przedmieścia Memphis w stanie Tennessee. Cały czas chichotały, idąc na peron, przy którym stał Nowy Orlean - wielki, błyszczący, kipiący energią.

Cindy Lipscomb z jedną z trzech córek 5-letnią Jesse Annę oraz z matką Sudie Davis dostały miejsca w jednym wagonie. Osiem wagonów dalej, w slipingu nr 5900, miały jechać dwie inne Upscombówny - 8-letnia Lacey i 10-letnia Rainey - a z nimi 8-letnia Ashley Bonnin i 11-letnia Jessica Whitaker. Towarzyszyła im mama Ashley, June Bonnin, która była też babką Jessiki. Dziewczynki marzyły o tym, że będą dokazywały przez pół nocy.

W kabinie maszynisty, wysoko nad torami, siedział Angel R. Flores. Był dosświadczonym kolejarzem, miał za sobą 30 lat pracy w zawodzie.

Z różnych powodów ekspres ruszył z pierwszego postoju w podmiejskim Homewood z 35-minutowym opóźnieniem. Zwykle nie miałoby to większego znaczenia. Pociąg mógł bez trudu nadrobić straty przed przyjazdem do Memphis. Tym razem opóźnienie stało się jedną z morderczych nici tragicznego splotu okoliczności.

Był 15 marca 1999 roku. Los szykował Nowemu Orleanowi nieprzewidziany postój.



Tłumaczenie: ANNA KOŁYSZKO
Reader's Digest 2000

  • 1
  • 2