Angielski - moja pasja



Mam nadzieję, że uda mi się w tym miejscu pokazać cząstkę MOJEJ osobistej fascynacji sprawami języka obcego - jego uczeniem się i nauczaniem, a także możliwościom, jakie daje jego znajomość, przy pomocy której człowiek może zacząć inaczej i pełniej postrzegać świat.

Żywię głęboką nadzieję, iż odwiedzającym ten zakamarek mojej strony, będę mógł w jakiś sposób pomóc w nauce i zarazić pasją, bez której nie jest przecież możliwy żaden sukces w jakiejklkolwiek dziedzinie życia.

Przedstawię tutaj swoje doświadczenia związane nie tylko z uczeniem się, ale także nauczaniem, które samo w sobie stało się dla mnie niezwykłym przeżywaniem tego, co robię i nad czym pracuję; które stało się także radością wynikającą z możliwości obserwowania rozwoju umiejętności językowych swoich uczniów, bycia świadkiem ich sukcesów i językowych radości, a czasami nawet porażek i smutków. Nie inspiruję do tego, by rady, z którymi się tutaj zapoznasz, były radami "jedynie słusznymi". O tym bowiem, jak się uczyć napisano już wiele książek i artykułów. Chciałbym tylko, by moje stanowiły kwintesencję tych, które wypływają z MOICH doświadczeń, a także spostrzeżeń, nagromadzonych przez lata pracy z dzieckiem, młodym człowiekiem czy osobą już dorosłą.

Językiem angielskim zainteresowałem się stosunkowo późno. Po raz pierwszy usłyszałem angielskie dźwięki dopiero w pierwszej klasie szkoły średniej. I myślę, że już po kilku tygodniach zakiełkowało we mnie coś, co z upływem czasu przerodziło się w cudowną, jak to dzisiaj widzę, językową przygodę.

Jakoś wtedy zaczeło mnie fascynować to - co zresztą w każdym języku obcym - że naprzeciw siebie stoją dwie osoby i mówią jakimś tajemniczym językiem, z którego ja nie pojmuję nic, ale one świetnie się rozumieją. Było to o tyle ciekawe, że przecież już wcześniej zetknąłem się z obcym językiem - rosyjskim, jednakże byłem chyba zbyt młody, by spojrzeć na to wtedy w taki właśnie sposób.

Powoli zaczynałem się łapać na tym, że każdą wolną chwilę poświęcam nauce języka angielskiego. Robiłem to często dla zwykłego relaksu, dla odpoczynku czy ze zwykłej ochoty. Zdarzało się, że, gdy byłem zmęczony, a czasem zły,
wystarczyło, że otworzyłem słownik, zagłębiłem się w rozszyfrowanie obcych słówek i zdań - i uspokajałem się. To było dla mnie wspaniałe lekarstwo. I tak zresztą jest do dzisiaj.

Chyba także wtedy zacząłem szukać ksiażek i tekstów o uczeniu się języka, o ludziach, dla których pasją było uczenie się, ich motywacje i sposoby, w jaki to robili. W swoich zbiorach mam dzisiaj na ten temat dziesiątki artykułów i ksiażek, do których wracam przy każdej możliwej okazji. Zdumiewa fakt, jak wielka jest liczba ludzi, którzy opanowali często po kilkanaście języków obcych i to w czasach, gdy nikt nawet nie śnił o takich pomocach do nauki, jakie dostępne są dzisiaj. Lektura takich tekstów była dla mnie zawsze wielką motywacją i stawała się bardzo często impulsem do jeszcze większej pracy nad sobą. I chociaż nigdy nie zbliżyłem się do liczby opanowanych przez nich języków, to jednak ich osiągnięcia były dla mnie niewyczerpanym źródłem energii i dowodem, jak wiele można osiągnąć, gdy poświęci się czemuś czas, siły i wcale niekoniecznie wielkie pieniądze.

Pierwszym moim językowym guru stał sie przeuroczy gawędziarz i wspaniały dziennikarz, redaktor Zygmunt Broniarek, który bardzo wiele lat temu, na łamach nie istniejącego już tygodnika "Dookoła Świata", publikował cykl artykułów "Jak nauczyłem się siedmiu języków obcych". O swoich językowych fascynacjach opowiadał tak ciekawie, że nigdy nie mogłem się doczekać kolejnego numeru tego tygodnika. Po kilku latach wydał książeczkę pod tym samym tytułem, a po kilku następnych wznowił jej wydanie. "Jak nauczyłem się ośmiu języków obcych", tak brzmiał teraz tytuł nowego wydania. Nie muszę dodawać, że obie te książeczki mam w swojej bibliotece, a pan Zygmunt należy do osób, którym w wejściu na szlak wspaniałej językowej przygody zawdzięczam najwięcej.

Jednak osobą, dzięki której angielski tak bardzo mnie pochłonął, był mój pierwszy nauczyciel tego języka, pan Józef Kłyszewicz. Kochany człowiek, wspaniały wychowawca. Jego wpływ na moje językowe zainteresowania był ogromny, bo przecież bezpośredni. Także dzięki niemu bardzo wcześnie zrozumiałem rolę, jaką w procesie poznawania czegokolwiek może odegrać nauczyciel i jak wiele od niego zależy.