Oskarżony niejedno ma imię (5)

 

 

Piotr Hellski nie ma wstydu. Pani Eweliny nie widział kilka lat, ale to nie przeszkadzało mu, aby znowu nawiązać z nią kontakt. Tym razem z aresztu napisał do niej dwa listy. W pierwszym prosił o pieniądze, w drugim o paczkę.

Listy do pani Eweliny pozostały bez odpowiedzi. Chyba nie tylko te, bo już na pierwszej rozprawie oskarżony skarżył się.
- Wysoki sądzie, wysyłam mnóstwo listów z aresztu, a nie dostaję żadnych odpowiedzi - utyskiwał oskarżony.
- Korespondencja jest cenzurowana, chyba pan o tym wie? Część pana listów jest w aktach, bo zostały zatrzymane. Co do reszty, to nie jest już sprawa sądu - tłumaczył sędzia Jarosław Bolek.

Minęło kilka tygodni, ale Piotr Hellski nie daje za wygraną. Tym razem ma do sądu prośbę.
- Chciałbym odzyskać notatki, jakie zabrali z mojego mieszkania policjanci - stwierdza oskarżony.
- O jakich notatkach pan mówi?
- Te z adresami i telefonami - tłumaczy.
- Panie oskarżony, przecież to jest materiał dowodowy - sędzia rozkłada ręce. - Co najwyżej może pan prosić o ich skserowanie.
- To ja o to będę prosił - zaznacza Piotr Hellski.

Można się tylko domyślać, że oskarżony zamierza napisać listy do większej liczby byłych przyjaciółek. A będzie do kogo pisać. Zdaniem policjantów, zabezpieczyli w jego mieszkaniu niemal setkę adresów i numerów telefonów kobiet z całego kraju.

Donżuan za 10 tysięcy

Pani Ewelina pewnie myślała, że dawno ma to za sobą. Jednak złe wspomnienia wróciły. Jeszcze raz musiała przypomnieć sobie tę niefortunną historię sprzed lat. Jeszcze raz zobaczyć tego człowieka. Gdy wchodzi na salę, stara się na niego nie patrzeć. Mimo to pani Ewelina przesłuchanie znosi najgorzej ze wszystkich świadków. W pewnym momencie wydaje się, że straci przytomność. Przez chwilę siedzi przy otwartym oknie. Zgadza się na kontynuowanie przesłuchania, ale już do jego końca siedzi na krześle.

Podobnie jak wiele innych pań, poznała Piotra Hellskiego przez ogłoszenie towarzysko-matrymonialne. To był mniej więcej początek 2001 roku, czyli niedługo po tym, jak oskarżony wyszedł na przepustkę z więzienia i postanowił więcej do niego nie wracać. Znajomość trwała ponad rok.
- Mieszkam daleko od Wrocławia, więc on przyjeżdżał do mnie. Dzisiaj nie jestem pewna, ale było to jakiś raz, może dwa razy w miesiącu - zeznaje pani Ewelina.
- Jaki charakter miała ta znajomość? - pyta sędzia.
- Cóż... Planowaliśmy wspólną przyszłość - nie ukrywa kobieta.
- Był ze mną raz na dużej uroczystości rodzinnej. Spędziliśmy razem święta i sylwestra w 2001 roku.
- I co dalej?
- Po sylwestrze już się nie spotkaliśmy osobiście.
- Dlaczego?
- Zorientowałam się, że nie jestem jego jedyną kobietą.

Do domu pani Eweliny zadzwoniła kiedyś obca kobieta. Szukała jej przyjaciela Piotra. Jednak zanim oddała mu słuchawkę, obcy, kobiecy głos niemal ją przesłuchał.
- Ta kobieta była przekonana, że jestem siostrą Piotra. Z tego telefonu tłumaczył mi się bardzo pokrętnie. To wzbudziło moje podejrzenia - opowiada.
- Ale przez okres znajomości utrzymywali państwo stosunki seksualne? - tym razem zadawanie tych "trudniejszych" pytań bierze na siebie prokurator Remigiusz Ligocki.
- Tak - odpowiedź pada bardzo cicho.
- I jakim okazał się kochankiem? - ciągnie prokurator.
- Słucham? - szczerze dziwi się świadek.
- Okazał się może donżuanem? - tym razem prokuratorowi pomaga sędzia Jarosław Bolek.

Przenośnie i krążenie wokół tematu seksu dają niewiele. Kobieta nie zamierza się zwierzać. I mówi o swoim pożyciu z oskarżonym jak najbardziej ogólnie.
- Ja odbierałam go jako ciepłego człowieka - mówi krótko.
- Spełnił pani oczekiwania jako kochanek? - sędzia drąży jednak temat dalej.
- Tak - pani Ewelina pokazuje wyraźnie, że więcej na ten temat nie chce mówić.

Za to o pieniądzach, a raczej braku pieniędzy u oskarżonego powie więcej.
- Przez całą naszą znajomość prosił mnie o pożyczki, a ja mu ulegałam - mówi zrezygnowana.
- Jest pani w stanie podać sumę, jaką mu pani pożyczyła?
- Zebrało się około 10 tysięcy złotych, ale oprócz tego kupowałam mu karty telefoniczne, bilety na PKS.
- Czy chciałaby pani odzyskać te pieniądze?
- Nie, już nie... - pani Ewelina słania się na nogach. Jest blada. Do końca przesłuchania siedzi na krześle.

Już bardzo cicho opowiada, jak odkryła, że była okradana przez oskarżonego. Zginęły jej pieniądze i sygnet po zmarłym mężu. I o tych listach z aresztu. I prośbach. Jak zwykle. O pieniądze.

Życie i śmierć za 300 zł

Pani Monika co chwilę łapie się za policzki i pociera je rękoma. Im dłużej zeznaje, tym bardziej robi się czerwona. Musi być jej też bardzo gorąco, bo w pewnym momencie zdejmuje z siebie kurtkę. Dzisiaj chyba sama się dziwi, jak mogła wpaść w sidła oskarżonego. Inteligentna, elokwentna kobieta i on - właściwie zawodowy recydywista. Pasują do siebie jak pięść do nosa. I chyba szybko sama się zorientowała, z kim ma do czynienia.

- Owszem, spotkaliśmy się dwa razy - pani Monika bardzo się denerwuje w trakcie zeznań. - Nie chciałam tego, ale on mnie jakoś namówił. Był u mnie w domu, bo twierdził, że chce mnie lepiej poznać.
- Czy spotykała się pani z człowiekiem, który siedzi na ławie oskarżonych? - pyta sędzia.
- Tak - pani Monika niemal syczy przez zęby, jakby była zła sama na siebie, ale nawet nie zerka w stronę Piotra Hellskiego.
- I skończyło się tylko na dwóch spotkaniach?
- Tak, ponieważ po nich zaczął mnie prosić o pożyczki. Pierwszy raz o 2,5 tysiąca złotych, potem już o 3 tysiące złotych. Po tym drugim razie byłam już przekonana, że chodzi mu wyłącznie o korzyści materialne.
- Mówił, po co mu te pieniądze?
- Wspominał coś o zakupie samochodu do swojej firmy budowlanej.
- Pożyczyła mu pani?
- Nie. Wręcz ucięłam tę znajomość.
- I to był koniec?
- Nie. Nie przestał się kontaktować. Wysyłał jakieś SMS-y. Kiedyś napisał kolejną prośbę o pieniądze.
- Prosił?
- On błagał. Stwierdził, że to kwestia życia i śmierci.
- Ile chciał?
-300 złotych.
- I co pani zrobiła?
- Wysłałam mu, bo chciałam, żeby dał mi spokój.

Choć nie mówi tego otwarcie, po pani Monice widać jak dużego kaca moralnego ma po tych dwóch spotkaniach z oskarżonym. W ogóle nie chce już nic więcej mówić, tym bardziej kiedy ze strony sądu pada pytanie:
- Czy doszło między świadkiem a oskarżonym do kontaktów seksualnych?
- To ważne? - kobieta jest zirytowana pytaniem.
- Tak - sędzia mówi krótko, ma już chyba dość kolejnych tłumaczeń.
- No... doszło - ale świadek też nie zamierza się zwierzać.
- Jakim był kochankiem? - sędzia odbija piłeczkę.

Pani Monika bierze głęboki oddech. Już wie, że musi opowiedzieć o tym, o czym pewnie wolałaby zapomnieć. Kiedy mówi słowo po słowie, oskarżony zmienia wyraz twarzy. Jego bezczelny (jemu się pewnie wydaje, że przemiły) uśmieszek ginie z sekundy na sekundę.
- Nie adorował mnie, nie zabiegał o mnie...
-Ale...
- Jakim był kochankiem? - kobieta przerywa sędziemu i sama powtarza pytanie.
-Tak. - Przeciętnym. Nie zaskoczył mnie.
- Ekscesów nie było?
- Tak to można nazwać - pani Monika uśmiecha się po tej odpowiedzi.

Alibi na 100 procent

Alina jest po prostu ładną kobietą. Mężczyźni pewnie by powiedzieli, że widać po niej ślady dawnej urody. To byłoby jednak złośliwe i niesprawiedliwe. Mimo przekroczonej 50. jest po prostu ładna. Świetnie wykształcona. Przez lata pracowała w bankowości. Przed sądem stara się trzymać fason, ale sama nie wie, że cała drży. Tak bardzo, że widać to z dużej odległości.

Oskarżonego poznała przez Internet. Przedstawił się jako Darek. Spotkali się kilka razy. Tym razem jednak najważniejszy jest jeden dzień. Piotr Hellski twierdzi, że 7 marca 2004 roku spędził z Aliną upojną randkę. Prokurator przekonuje, że w tym dniu był w Łodzi i prawdopodobnie właśnie wtedy zamordował Wiesławę K.
- Czy świadek zna oskarżonego?
-Tak.
- Czy łączyły was kontakty intymne? Czy widziała się z nim pani 7 lub 8 marca 2004 roku? - sędzia tym razem nie pyta o przebieg znajomości. Najważniejsze jest to, czy pani Alina zapewni oskarżonemu alibi.
- Absolutnie nie. Nigdy z nim nie spałam - odpowiedź jest stanowcza.
- W tych dniach też się z nim z pewnością nie widziałam. Jestem tego pewna, ponieważ wszystkie soboty i niedziele spędzam z dziećmi i wnukami.

Nikt na sali nie miał już pytań. Oprócz oskarżonego, rzecz jasna. Na jego twarzy nie ma nawet śladu po uśmiechu. Robi się wręcz purpurowy ze złości.
- Czy świadek sypiała ze mną? - pada pierwsze pytanie.
- Uchylam. To pytanie już było - stwierdza ostro sędzia.

I wtedy oskarżony przestaje być miły i ciepły.
- Nie chcę być bezczelny, ale mogę opisać szczegóły anatomiczne świadka - wypala. I opisuje bliznę po oparzeniu.

Sala zamiera. Oprócz pani Aliny, która spokojnie się uśmiecha.
- Wysoki sądzie, jeśli jest taka potrzeba mogę pokazać tę bliznę. Mam ją pod kolanem, więc każdy może ją dostrzec.
- Nie trzeba - chyba po raz pierwszy podczas tego procesu uśmiecha się także sędzia.
- Chciałbym wygłosić oświadczęnie! - Oskarżony mówi podniesionym głosem. - Świadek kłamie! Sypiał ze mną pięć razy. Na 100 procent spaliśmy ze sobą. Ja się nie mylę.
- Wysoki sądzie, czy jako świadek też mogę powiedzieć coś bez pytania? - Trzeźwość umysłu pani Aliny po plejadzie poprzednich przyjaciółek oskarżonego wręcz szokuje.
- Proszę bardzo - zgadza się sędzia.
- Jak przeczytałam w prasie oskarżony w okresie 4 lat spotykał się co najmniej z 80 kobietami. Zatem to może jemu pomyliły się kobiety, bo ja ze swej strony wykluczam pomyłkę.

Gdyby na sali sądowej można bić brawo, pani Alina pewnie by je dostała. Jednak o tym, kto mówi prawdę - ona czy oskarżony - zdecyduje sąd.


- Imiona świadków zostały zmienione.





 


 


Żródło: ANGORA nr 20/2006

  • /czytelnia3/297-gadu-gadu/1500-oskarony-niejedno-ma-imi-6
  • /czytelnia3/297-gadu-gadu/1498-oskarony-niejedno-ma-imi-4