Przez uszko do łóżka

 

Sprawy damsko-męskie w odległych epokach były znacznie bardziej finezyjne, a i panie bardziej rezolutne


 

Im kot starszy, tym ogon jego twardszy" - kokietował mistrz Jan z Czarnolasu. Lecz nie zawsze miłosne podboje, umizgi czy kokietowanie płci przeciwnej miały na celu "sztychowanie dłutem przyrodzonym" lub szukanie kandydatki na żonę. 


Częściej były tylko grą pozorów, czasem wynikały z przyjemności albo z chęci wzbudzenia podziwu i miały stosowne formy towarzyskie. Przestrzeganie konwenansów i okazywanie należnego szacunku kobietom wynikało z ich silnej pozycji w społeczeństwie. Niewiasty "większą miały skromność i wstyd", więc nietaktownie było używać w ich towarzystwie wulgarnych słów, opowiadać sprośne dowcipy czy śpiewać frywolne piosenki. Nie wszyscy mężczyźni zachowywali się jednak i należytą galanterią. Najczęściej po wypiciu zbyt dużej dawki alkoholu pozwalali sobie na towarzyskie złośliwości, wśród których podstawianie nogi w tańcu - by dama przewróciła się, "ucieszny dając prospekt" - było tylko niewinną igraszką.

Na podobieństwo pawi i innych znanych w przyrodzie samców panowie szlachta poczytywali sobie za honor zdobyć kobietę atrakcyjnością swojej osoby. Nie od dziś szczególnie wypatrywany mężczyzna musiał być wysoki (chociażby tylko dzięki odpowiednim obcasom) i cechować się bujnym owłosieniem (niekoniecznie własnym, szalenie modne były peruki lub dopinanie cudzych włosów do własnych głów). Walory ciała uwydatniali, nosząc się z zamorska: w krótkich szatach, dzięki którym mogli pokazywać stęsknionym widoku niewiastom smukłość swych ud w nazbyt obcisłych spodniach.

Jeśli już który nie miał czym kobiecego oka mamić, to kusił barwnym strojem i bogatymi ozdobami. Największą sławę pod tym względem zdobył podskarbi Krzysztof Ossoliński - nawet jego konie miały złote podkowy, a że słabo przymocowane, to gubiły się co rusz po drodze. Wtedy w ruch szły pięści, łokcie i inne atrybuty podziwiającej go gawiedzi. Innym sposobem zwrócenia uwagi wybranki było demonstrowanie swej sprawności fizycznej poprzez sztukę władania bronią czy efektywny udział w polowaniu. Książę Radziwiłł "Panie Kochanku" upolował niedźwiedzie i tak je wytresował, że usługiwały do stołu. Niestety, widoku misia podającego półmisek z rybami nie wytrzymała nadobna wybranka i książę musiał obejść się smakiem. Książę "Panie Kochanku" w ogóle miał słabość do niedźwiedzi, zaprzęgał je również do karety: częstokroć paradował po promenadzie zaprzęgiem z ośmiu niedźwiedzi. Książę Czartoryski natomiast dla dodania sobie atrakcyjności hodował wielbłądy.

I wpadały w sidła

Jak się już wyglądało jako tako bądź posiadało się inne męskie walory, można było przystąpić do szturmu, czyli do prawienia komplementów: miłość wchodziła przecież często przez uszka. Chyba że kawalerowi na dowcipie zbywało, wtedy uczył się na pamięć stosownych pochlebstw, w których choćby najszpetniejszą wybrankę porównywał do pięknej Heleny i spełniał toast z jej pantofelka. Jak bardzo oczekiwane były słowa owej admiracji, niech świadczy przykład wiekowego, acz chorowitego szlachcica "z jednym jeno zębem", w którego sidła wpadła młoda dziewka. A potem to już tylko tańce pozostawały. Taki np. "świeczkowy" - żeby lepiej widzieć wybrankę w świetle niesionej przed sobą świecy, "goniony" - sprawdzić trzeba, czy aby nie kaleka albo dychawiczna (chociaż i na kulawą La Valiere połakomił się Ludwik XIV). (...)

Bardzo oczekiwane przez kobiety były też prezenty. Prym wiodły kosztowne różańce, medaliki i relikwie, które miały niby świadczyć o zbożnych celach darczyńcy. Darowywano też przedmioty z kryształu górskiego i pachnące mydła. Ale największe wrażenie robiły świeże kwiaty układane na odkrytych półmiskach. Półmiski oczywiście miały wartość same w sobie, a kwiatom "pozwalano mówić", i choć nie każda chciała kwiatowej mowy słuchać, to kwiaty były jedynym prezentem, który zawsze przyjmowano. Bywało, że jakiś mało wyedukowany w konwenansach młodzian przykrywał kwiaty innym półmiskiem: mógł się więcej nie kłopotać, panna z miejsca odrzucała awanse niedorobionego galanta.

Przysłowie powiada, że "kobieta zwykła wiedzieć, że jest jak gdyby dobrze zastawionym stołem, który inaczej się ogląda przed, a inaczej po jedzeniu.

Całuję rączki, całuję nóżki

O ile staropolskie obyczaje nie pozwalały damie pierwszej wszcząć rozmowy, to wieki późniejsze zezwalały już na wiele więcej. Wyłom w zachowaniu pań sprawiła Maria Kazimiera Zamoyska, która wprowadziła francuski zwyczaj przyjmowania gości w pokoju sypialnym. Powstał przy okazji dowcip o "całowaniu nóżek" miast całowania rączek. No i worek się rozwiązał: dekolty, przyjmowanie wizyt mężczyzn bez przyzwoitki, używanie kosmetyków, wysyłanie wielbicielom bilecików czy własnych konterfektów. Doszło do tego, że dopiero co zaślubiona Barbara Potocka podczas tańca przedstawiła warunki, na jakich zgodzi się zostać kochanką znanego kobieciarza tamtych lat - diuka de Lauzuna.

Kokieteryjne damy poczęły ubierać się w męskie ubrania, jako że fraki, czy wręcz mundury, lepiej podkreślały sylwetkę, uwydatniając, co było do uwydatnienia, a chowając pod dobrze zasznurowanym gorsetem nazbyt obfite kształty. Nabrał się na to np. August II Mocny, widząc damę w stroju gwardzisty, a grzechem zaniechania zhańbił się Szczęsny Potocki: miast prowadzić działania Konfederacji Targowickiej, delektował się widokiem damy przebranej w strój huzara i "musztrę przed nim odprawiającej".

Przez stulecia kanon męskich zachowań nie uległ zasadniczo zmianie. Panowie "całowali rączki" i prawili komplementy, jak np. bawiący w Polsce Napoleon Bonaparte. Niezapomniane wrażenie na damach zrobiły jego pochlebstwa kierowane pod ich adresem na balu karnawałowym w 1806 roku. Korpulentna dama usłyszała z cesarskich ust "jak lekko i zwiewnie musi tańczyć", a inna, używająca zanadto pudru, miała okazję przekonać się, że ma "niezmiernie świeżą cerę". (...)

Książę raczył zjechać

Teraz damy poczęły rywalizować o mężczyzn, na wyprzódki sobie podbierając kochanków, jeżdżąc za nimi po całej Europie, bynajmniej nie kryjąc się z afektem bądź jego widocznymi konsekwencjami. O ojcostwo dzieci księżnej Izabeli Czartoryskiej posądzani (nie bez podstaw) byli i Francuz diuk de Lauzun i rosyjski ambasador książę Repnin. Ale w Polsce też nie brakowało interesujących obiektów westchnień. Najbardziej pożądanym był książę Józef Poniatowski. Chwytano się rozmaitych sposobów, by usidlić księcia. Pewnego razu trzy damy z najlepszego towarzystwa zakradły się do jego sypialni, ustroiły kwieciem łoże i zastygły w śmiałych pozach, na powrót księcia pana czekając. Aliści książę raczył był w końcu zjechać do pałacu, tyle że w towarzystwie aktualnej kochanki. No i cały misterny plan się nie tylko nie powiódł, ale przysporzył nieczułemu księciu nie lada wrogów w osobach owych dam i ich zacnych małżonków. Również prowincja zabawiała się w podobny sposób, nie patrząc na wiek ani stan. W XVIII wieku znana była "romansowa doktorowa", która zapraszała panów na obiad - żonatych, kawalerów, nie przebierając zanadto w kandydatach - proponując każdemu wiadomego rodzaju deser. Byli tacy, którzy za chowywali się w tej sytuacji mało elegancko i salwowali się ucieczką.

Były to czasy bardzo swobodnego stylu życia, ale nawet najzwyklejsze zdrady mieściły się w ramach dworskiego życia i prowadzenia gry miłosnej. Nie wszyscy mężowie patrzyli jednak przez palce na wyczyny małżonek swoich chociaż sami niejednokrotnie większą liczbę miłosnych podbojów mieli na koncie. Ilość rozwodów za czasów króla Stanisława Augusta gwałtownie wzrosła w porównaniu z czasami saskimi, w których udzielono ich raptem 500. Popularne było powiedzenie: "Co ma sobie szkodować Rzeczypospolita, że ten z tamtą, ta z onym kocha się kobita".

Cóż, czasy się zmieniły, chociaż nie wszyscy pragnęli owych zmian. Dopiero wiek XX przyniósł równouprawnienie choć pierwszy emancypacyjny manifest "Artykuły panieńskie" został przesłany na sejm już w 1637 roku. Panny domagały się m.in. prawa do wyboru męża, możliwości kształcenia i udziału w życiu politycznym. Prawo do swobodnego wyboru męża teraz posiadamy, kształcić się lubimy, tylko z tym udziałem w życiu politycznym wciąż jesteśmy na bakier.


JOLANTA PYTLIK 





PANORAMA OPOLSKA Nr 26 (grudzień 2005 - styczeń 2006)

  • /ciekawostki/444-damsko-mskie/423-pasy-cnoty-xxi-wieku
  • /ciekawostki/444-damsko-mskie/298-wyklikana-mio