Gwiazdkowy smutek

 

Okres Bożego Narodzenia może być źródłem podwójnej depresji




 


Być smutnym to stan równie normalny, jak śmiać się i cieszyć - tyle tylko, że normalnie ten stan związany jest z jakąś konkretną przyczyną i mija. Dopiero wtedy, gdy przyczyna ustaje albo jej nie ma, a smutek nas nie opuszcza, to może być depresja. Cierpi na nią przynajmniej raz w życiu co czwarty człowiek, dwa razy częściej kobiety niż mężczyźni.

Co ciekawe, sezonowa depresja dopada większość osób właśnie w okresie Bożego Narodzenia. Dlaczego tak się dzieje? Bo nakładają się tu często dwie przyczyny. Jedną, znaną od dawna, jest brak światła. Tylko wtedy, gdy oko odbiera silne światło, szyszynka produkuje więcej hormonu zwanego melatoniną. Bez melatoniny łatwo się rozregulować i popaść w depresję. Brak melatoniny sprawia poważne kłopoty, leczy się depresję naświetlaniem, ale nie wystarczy tu zwykła żarówka. W jasno oświetlonym pokoju jest około 100 luksów, w blasku słońca około 20 tysięcy luksów - by światło zadziałało, potrzebne są lampy o sile co najmniej kilku tysięcy luksów.

Na tę "depresję mroku" cierpią najczęściej osoby między 30. a 55. rokiem życia - i tu pociecha dla starszych: po 55. roku życia depresja mroku przestaje nas dręczyć.

W okresie Bożego Narodzenia, w środku zimy, na depresję sezonową związaną z brakiem światła nakładają się inne przyczyny psychiczne. Dla jednych jest to dotkliwie wtedy odczuwane oddalenie od bliskich i rodziny, coraz częstsze w naszych czasach, gdy za chlebem lub lepszymi możliwościami wyjeżdżamy daleko od domu. Innych wprost przeciwnie - dobija perspektywa spotkania się z rodziną, jej mało lubianymi członkami lub takimi, którzy są trudni w pożyciu, a chcielibyśmy zdobyć ich serca (chyba każdy tu pomyśli o teściowej, a teściowa o synowej...).

Boże Narodzenie to także czas, kiedy czujemy ciśnienie różnych wymagań: od konieczności umycia okien po kupno prezentów, a wszystko musi być perfekcyjne, bo to przecież święta.

Jakie są objawy depresji? Obowiązuje tu tzw. zestaw DSM-IV, czyli po raz czwarty poprawiony przez specjalistów zespół objawów. Trzeba mieć przynajmniej pięć z nich. Są to: poczucie smutku cały dzień, niechęć do działania, zmiany apetytu, zbytnia senność lub bezsenność, nerwowe reakcje, zmęczenie i utrata energii, poczucie winy i niskiej wartości, trudności w koncentracji i podejmowaniu decyzji oraz myśli o śmierci.

Jedną ze skutecznych metod walki z depresją jest terapia poznawczo-behawioralna Martina Seligmana, który już w latach 60. badał depresję. Twierdził on, że depresja dopada zwierzęta i ludzi wtedy, gdy wyuczą się, że jakaś sytuacja jest beznadziejna.

Zrobił takie doświadczenie: umieszczał psy w pomieszczeniu podzielonym na połowę niską przegrodą. W jednej połowie psy były traktowane stale lekkimi elektrowstrząsami - gdy przeskakiwały do drugiej połowy, czasem czekały je tam też elektrowstrząsy, a czasem nie. Większość psów po jakimś czasie przestała przeskakiwać: - wyuczyły się, że sytuacja jest beznadziejna i pojawiły się u nich wszystkie objawy depresji.

W terapii poznawczo-behawioralnej trzeba się więc nauczyć inaczej podchodzić do rzeczywistości, czyli uwierzyć w to, że... elektrowstrząsu nie będzie. A więc czy naprawdę jest tak źle, jak myślimy? Czy są możliwe inne reakcje? Kiedy sobie to wyobrazimy, musimy jeszcze tylko spróbować inaczej reagować i powinno się nam zacząć poprawiać. Bo, jak powiedział Szekspir: sprawy nie są złe lub dobre z natury, to tylko nasze myślenie czyni je takimi.


Podkreślenie moje - M.




Polska Głos Wielkopolski
14 grudnia 2007

  • /ciekawostki/442-obyczaje/435-romans-u-wod
  • /ciekawostki/442-obyczaje/384-okrutne-obyczaje