Bolesna nadzieja. Hakerzy kobiecych serc

 

Maciek skrzywdził wiele kobiet. Był przebiegłym chłodnym draniem. Nie miał nawet wyrzutów sumienia, gdy bolesna prawda wyszła na jaw. - Cześć moje dziewczyny! - powiedział do swoich ofiar siedzących na sali sądowej. Każda z nich planowała z nim ślub i wspólne życie...

Oszuści matrymonialni coraz częściej szukają ofiar za pośrednictwem internetu. I wychodzi im to całkiem dobrze, bo coraz więcej samotnych kobiet uskarża się, że zostało oszukanych przez wirtualnych amantów obiecujących dozgonną miłość i małżeństwo.

21-letni Maciej M., to jeden z takich hakerów, który łamał kobiece serca. Był skuteczny w działaniu, mimo że jego oszustwa nie były nadzwyczaj wyrafinowane. Swoje ofiary łowił przede wszystkim w internecie. Zapewniał o gorących uczuciach, mamił wizją zawarcia małżeństwa. Pisał, że szuka kobiety chętnej do stworzenia stałego związku, "przelotne znajomości kompletnie mnie nie interesują" - zapewniał. Może dlatego wzbudzał zainteresowanie, które przekładało się na ilość ciekawych ofert. Kiedy wyczuwał, że potencjalna wybranka serca jest bardzo zaangażowana w związek prosił o pożyczenie kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.

- Poznałam go na jednym z portali randkowych - opowiadała o swoich przejściach z panem M. jedna z oszukanych kobiet. - Po kontaktach telefonicznych w krótkim czasie doszło do spotkania. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jakie zamiary miał wobec mnie ten człowiek. Już na pierwszym spotkaniu chciał poznać moją rodzinę, co wzbudzało zaufanie. Jak się później okazało, zależało mu na poznaniu warunków materialnych a nie stosunkach ze mną.

Zapewniał, że jest instruktorem kulturystyki, w przeszłości pracował w Biurze Ochrony Rządu, a nawet handlował bronią. Aktualnie miał firmę reklamową, drukarnię, 5 własnych mieszkań, z których 4 wynajmuje, a w ostatnim sam mieszka. Jego tata jest ciężko chory a mama zmarła przed kilkoma laty.

Bardzo nam się dobrze rozmawiało. Był miły, troskliwy, wyglądał na człowieka z klasą, elegancko ubrany jeździł drogim samochodem, rozsądny o zdrowym podejściu do życia, czuły i rodzinny. Był bardzo przekonywujący w tym, co mówił. Myślałam, że wreszcie spotkałam człowieka, na którym mogę polegać i który chce budować ze mną wspólną przyszłość. Już po drugim spotkaniu, przeprowadził ze mną poważną rozmowę, pytając mnie czy jestem gotowa na stały związek, bo on poszukuje kobiety na całe życie. W konsekwencji zaproponował małżeństwo. Od tego momentu nasze spotkania nabrały poważnego charakteru i doprowadziły do naszych zaręczyn. Często wspominał o dzieciach, czym zjednał sobie moich rodziców. Zaczęliśmy planować ślub i wspólne życie. Niespodziewanie kilka tygodni przed tym najszczęśliwszym dniu w życiu pojawił się problem.

"Mój ojciec umiera na nowotwór. Bardzo cierpi, a ja mogę załatwić mu leczenie w niemieckiej klinice. Podobno jest bardzo duża szansa, że uda się go uratować, ale w ciągu tygodnia muszą wpłacić dość sporą zaliczkę. Czy możesz mi pomóc?"

Nie miała podstaw, by podejrzewać, że ją oszukuje. Nie przyszło jej do głowy, że przyszły mąż może mieć niecne plany. Wszak byli już prawie rodziną, na palcu nosiła pierścionek zaręczynowy. Nie zawahała się wziąć kilkanaście tysięcy kredytu, który mu od razu przekazała.

Kilka dni później narzeczony wyjechał z ojcem za granicę. Tak przynajmniej zapewniał. I od tamtej pory zaczęły się kłopoty. Telefonów nie odbierał, bo - jak wytłumaczył potem w e-mailu - zapomniał zabrać z Polski dwóch ładowarek do posiadanych aparatów. Kilka dni później napisał, że wyjeżdża na kilka miesięcy do Afganistanu, aby zarobić brakujące pieniądze na leczenie ojca. Wtedy coś ją tknęło. Pojechała do bloku, gdzie miał mieszkać ojciec. I rzeczywiście mieszkał, nawet osobiście z nim rozmawiała. Na nic nie chorował, nie miał zamiaru wyjeżdżać na żadne leczenie!

Najbardziej zabolało ją, że rzekomy narzeczony tak naprawdę ma żonę, dwójkę dzieci, a ponadto poszukiwany był listem gończym za kradzieże telefonów komórkowych. Zrozpaczona poszła na policję i złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Tam dowiedziała się, że nie jest jedyną poszkodowaną…

- Na każde moje pytanie od razu miał wytłumaczenie. Patrzył mi prosto w oczy, płakał, przekonywał, że wszystko jest teraz w moich rękach. Bo jeśli mu teraz nie pomogę, to umrze jego ojciec. Czy w tej sytuacji mogłam mieć jakiekolwiek wątpliwości co do jego szczerości - opowiada kolejna z jego ofiar.

Kobiety długo nie podejrzewały żadnego podstępu. Przecież z Maćkiem miały ułożyć sobie życie. I pewnie dlatego nie tylko pożyczały mu gotówkę, oddawały biżuterię, ale nawet zaciągały wysoko oprocentowane kredyty. Maciej M. inkasował pieniądze i tyle go widziały. Mężczyzna ulatniał się jak kamfora. Wyłudzone pieniądze wydawał na dostatnie życie, wynajmowanie mieszkań, wypożyczanie drogich samochodów. I łowienie następnych naiwnych kobiet.

- Niemal płakał, kiedy opowiadał o swoim nieszczęśliwym życiu - zeznała jedna z jego ofiar - o tym, że oszukał go wspólnik i firma bankrutuje, matka zmarła przed rokiem, a u ojca stwierdzono złośliwego raka. W ten sposób wyłudził pieniądze na rzekoma operację.

Dopiero w śledztwie okazało się, że w tym samym czasie podrywał równocześnie dwie kobiety w różnych miastach Polski. Kiedy opowiadał, że wyjeżdżał w ojcem na kilka dni za granicę na leczenie, pierwsza narzeczona robiła mu kanapki i piekła ciasto na drogę. Jechał z tym przysmakiem to drugiej i chwalił się, jak dobrze potrafi piec.

Dla śledczych największym zaskoczeniem było chyba to, że na portalach randkowych podawał swoje prawdziwe imię i nazwisko, dodawał sobie tylko lat, twierdząc, że ma ich 29. Największą poszkodowaną była pośredniczka w handlu nieruchomościami, która dla ratowania jego rzekomo chorego ojca, wzięła kredyt w wysokości 93 tys. zł. Prokuratura zarzuciła mu oszukanie siedmiu kobiet, od których łącznie pobrał pożyczki na kwotę ponad 243 tys. zł.

Kiedy Maciej M. wchodził na salę stołecznej Temidy sprawiał wrażenie uśmiechniętego i zadowolonego z życia. "Cześć moje dziewczyny" - rzucił przechodząc obok swoich ofiar, tak jakby nie miał żadnych wyrzutów sumienia z powodu dokonanych czynów. Ostatecznie został skazany na dwa lat i dwa miesiące więzienia. O tyle wnioskował on sam i jego obrońca w ramach dobrowolnego poddania się karze.

"Tulipan" i jego następcy

Maciej M. działał przez blisko dwa lata. Kiedy zatrzymali go stołeczni policjanci okazało się, że ma zaledwie 21 lat, jest żonaty i ma dwójkę małych dzieci. I nie jest jedynym tego rodzaju przestępcą działającym w sieci.

Najsłynniejszym oszustem matrymonialnym ostatniego półwiecza jest z pewnością Andrzej A. , którego losy oglądaliśmy w telewizyjnym serialu "Tulipan". - Kobiet, które uwiodłem, było kilka tysięcy. Po dwóch tysiącach przestałem je liczyć - opowiadał w jednym z wywiadów. I choć akt oskarżenia zarzucał mu zaledwie dwieście ofiar, to i tak 8 marca 1984 roku skazano go na 15 lat pozbawienia wolności.

Rekordzistą spośród oszustów matrymonialnych ostatnich lat jest Paweł S., zatrzymany przez policję po trzynastu latach poszukiwań. Wpadł przypadkowo: kiedy poszukujący go stołeczni policjanci pojechali w wolnym czasie na Jasną Górę. Spacerując w okolicach klasztoru, przed jedną z kamienic spostrzegli poszukiwanego od dawna mężczyznę. Z pomocą miejscowej policji ujęto poszukiwanego. Tak przynajmniej wynika z oficjalnej wersji śledczych…

Przedstawiał się jako rehabilitant, inspektor Najwyższej Izby Kontroli, lekarz, oficer policji, żołnierz amerykańskiej armii. Część swoich ofiar poznał za pośrednictwem internetu. Po kilku e-mailach wprowadzał się do swoich ofiar, żył na ich koszt, mamił wizją ślubu, po czym znikał i ginął po nim wszelki ślad.

Przedtem wyłudzał pieniądze: pod pretekstem leczenia ojca lub matki, rozwój dochodowego interesu. To dzięki temu, kiedy spotykał kolejną ofiarę, stać go było na drogie prezenty, wystawne obiady w drogich restauracjach, wynajem luksusowych samochodów. Wśród poszkodowanych były pielęgniarka, sekretarka, bibliotekarka, dwie nauczycielki. Szacuje się, że S. oszukał przynajmniej 50 kobiet, od których wyłudził kilkaset tysięcy złotych.

Są oszuści, którzy biorą kobiety "na litość". Tak jak Leszek G. z Pomorza, który opowiadał jakoby zaraz po urodzeniu został porzucony przez matkę, a po kilkuletnim pobycie w rodzinie zastępczej trafił do domu dziecka. - Nie mam nikogo bliskiego, tak bardzo chciałbym jak inni mężczyźni mieć rodzinę, dzieci - zapewniał. Kiedy tylko nadarzała się okazja okradał swoje "narzeczone"; jeden z pierścionków podarował kolejnej kobiecie na zaręczyny…

Kiedyś w remizie, dziś w internecie

Kiedyś naiwne dziewczyny podrywało się na sobotnich potańcówkach, gdzieś w remizie, dzisiaj coraz częściej w internecie. Rozpoczęta tam znajomość w realnym życiu może mieć happy end, ale często ma niefortunny finał. Internet to prawdziwy raj dla dzisiejszych Casanovów. Kiedy nie było portali randkowo-społecznościowych po stokroć ciężej było znaleźć naiwną kobietę, bo wszyscy się znali i obie strony: zarówno przestępca, jak i ofiara bali się, aby inni nie dowiedzieli się o tym, co robią.

Globalna sieć gwarantuje anonimowość, więc hulaj dusza, każdy może wymyślać, co mu się tylko podoba. Sieć sprzyja nawiązywaniu kontaktów pomiędzy anonimowymi ludźmi, ale nie oszukujmy się: kto przy zdrowych zmysłach na podstawie kilku e-maili, które wyślemy i ewentualnie jednego zdjęcia zapała do nas miłością na całe życie. Na pewno nikt normalny, kierowany poważnymi celami.

Przed trzema laty prawdziwą plagą były rzekomo młode Rosjanki, wyznające miłość naszym rodakom. Zapewniały o gorących uczuciach, deklarowały chęć przyjazdu do Polski, tyle tylko, że potrzebowały pieniędzy na kupno biletu lotniczego. Z reguły w grę wchodziło przynajmniej 500 euro w gotówce. Co bardziej myślący mężczyźni proponowali kupno biletu w Polsce i wysłanie go wybrance serca… ale po takim e-mailu korespondencja z reguły się urywała. Nie wiadomo ile osób padło ofiarą takiego oszustwa, niemniej nie ma wątpliwości, że oszustwo było doskonale przygotowane na szeroką skalę.

Często nie zdajemy sobie sprawy, jak dużo wokół nas samotnych kobiet, które niespodziewanie tracą rozum, kiedy w ich życiu pojawia się trochę bardziej przystojny amant. Dopiero po czasie ostrzegają to one ostrzegają w internecie przed mężczyznami, którzy czekają tylko na zdobycie Waszego zaufania i wyciągnięcie maksymalnych pieniędzy. Padają imiona, nazwiska, adresy, szczegółowe rysopisy…

"Dziewczyny! Chciałam was przestrzec przed oszustem o imieniu Adrian z Sosnowca. Choć ma 42 lata twierdzi, że jest o kilka lat młodszy. To niesamowicie inteligentny, oczytany człowiek. Potrafi znaleźć, już w trakcie rozmowy internetowej, czuły punkt kobiety i na nim się skupia. Na spotkaniu opowiada o sobie w sposób niezwykle ciekawy, mądry, wiarygodny, chociaż po tym, gdy już wiem, że jest oszustem zastanawiam się, jak mogłam się nabrać na te historie. Przedstawia się jako osoba robiąca eventy dla banków i spółek giełdowych, opowiada o pobycie na Madagaskarze, Laosie i Chile. Mówi, że jest wdowcem lub rozwodnikiem (z tego, co się dowiedziałam - podwójnie żonaty, raz rozwiedziony). Najbardziej interesują go samodzielne panie z własnym mieszkaniem i dobrze płatna pracą. Potrafił przez rok mieszkać z kobietą opowiadając jej, że jest chirurgiem i wychodząc do pracy, przy okazji kroić na kasę oraz spotykać się z kilkoma innymi naiwnymi paniami. Ma kilka kont na portalach społecznościowych, potrafi odpowiednio zagadać, że chce się z nim pisać i ma się wrażenie, że spotkało się kogoś wyjątkowego. Na pierwszym spotkaniu dąży do seksu, jeśli nie uda mu się za pierwszym razem to spotyka się do skutku, aż zdobędzie cel, po czym nagle znika i już więcej się nie odzywa. Uwaga! Może być niebezpieczny, z mojej wiedzy wynika, że ma dwa zarzuty w tym sutenerstwo!"

"Kobiety i dziewczyny uważajcie na oszusta!!! nazywa się Leszek N.. Ma 37 lat w internecie i na portalach posługuje się nickami: Mali, Maleux, jednak nie wykluczone, że coś ostatnio zmieni. Do tej pory oszukiwał i wykorzystywał kobiety w Warszawie, ale obecnie przeniósł się na inne miasta: Bydgoszcz, Szczecin, Wrocław i Opole. Facet ma ok. 185 cm wzrostu niebieskie oczy i krótkie ciemnoblond włosy z wyraźnym łysieniem na środku głowy. Do niedawna miał problemy (braki) z uzębieniem na przedzie, ale planował implanty. Twierdzi że pracuje w telewizji ale jakoś nikt tam o nim nie słyszał, chwali się też że ma własną firmę jest informatykiem i grafikiem, tworzy strony internetowe.

Facet ma kupę długów i ciągle zmienia telefony (oczywiście wszystkie są na kartę), więc trudno go potem namierzyć. Unikajcie go jak ognia! Facet lubi grać na kilka frontów jednocześnie wykorzystuje, a potem bezwzględnie porzuca kobiety i pozostawia po sobie kupę problemów."

Kiedy Kopciuszek kreuje się na księżniczkę

Schemat działania sieciowych bawidamków niemal zawsze jest taki sam. Panowie deklarują, że interesują ich tylko stale i poważne związki. Z ich listów wynika, że mają dobrze płatną pracę, dobre mieszkanie, luksusowy samochód, na wakacje jeżdżą na drugi kraniec świata.

Jedyne czego im brakuje to bratniej duszy, z którą mogliby ułożyć sobie przyszłość. Zapracowane kobiety coraz częściej szukają idealnego mężczyzny za pośrednictwem portali randkowych i społecznościowych. Nie każda ma czas, by umówić się na tradycyjną randkę, inne krępują się. Wirtualny świat zapewnia anonimowość, dzięki której Kopciuszek kreuje się na księżniczkę, a zły wilk na atrakcyjnego księcia z bajki. Z drugiej strony niepozorni szarzy ludzie mogą stać się demonami seksu.

Pragnienie znalezienia miłości jest stare jak świat - tłumaczą socjolodzy - dlatego niektórzy ludzie wędrując po internecie w poszukiwaniu drugiej połówki często tracą instynkt samozachowawczy. Wystarczy, by zapewnił jej poczucie bezpieczeństwa, podlał to odrobiną romantyzmu, a niejedna będzie już jego!

Psycholodzy dodają, że ofiarami wirtualnych kochanków najczęściej padają kobiet, które z różnych powodów spragnione są miłości i adoracji, bo nie doświadczają jej w codziennym życiu. Za szansę realizacji tych bardzo ludzkich marzeń gotowe są dać z siebie niemal wszystko. Naiwnie oczekują, że partner odwzajemni te uczucia!

Ofiarami oszustów padają najczęściej kobiety, które mają za sobą bagaż negatywnych doświadczeń w życiu: zranione lub porzucone przez niedoszłych narzeczonych, zdradzone, rozwiedzione. To z powodu tych traumatycznych przeżyć wpadają w różne kompleksy, często też mają zaniżone poczucie własnej wartości. Wiek ofiar bardzo różny: są sponiewierane przez życie dwudziestokilkulatki, jaki i kobiety dobiegające emerytury. Bez względu na wiek każda z nich chciałaby, aby los się do nich uśmiechnął i zetknął z szarmanckim, kochającym, czułym i romantycznym mężczyzną.

Złośliwi twierdza, że szukają księcia z bajki. Oszuści doskonale to rozumieją i spełniają ich oczekiwania. Chcesz mieć dzieci? Zawsze marzyłem przynajmniej o trójce smyków, jak damy im na imię? Marzysz o podróżach? To tak jak ja, wszystkie premie i trzynastki przeznaczałem na dalekie wyjazdy. Więc z którym biurem podróży pojedziemy? A może sami załatwimy wszystko przez internet, podobno tak jest taniej!

Dopiero kiedy "ukochany" odejdzie w siną dal uświadamiają sobie, że padły ofiarą wyrafinowanego oszustwa. Odurzone szczęściem, nie widziały u nowo poznanych partnerów żadnych wad. Bujały w obłokach uwiedzione nadzieją, że wraz z sakramentalnym "tak" rozpocznie się nowy, szczęśliwszy okres w ich życiu.

Jak ustrzec się oszustów matrymonialnych w sieci?

- Unikaj ludzi, którzy już podczas rozmowy dopytują o twoją sytuację materialną, zarobki, posiadany samochód, Najprawdopodobniej twój rozmówca interesuje się nie tobą, lecz twoim majątkiem.

- Jeśli szukasz miłości na czatach wystrzegaj się pokoi erotycznych. Osoby, których tam poznasz zainteresowane są najprawdopodobniej seksem. Nie wiąz nadziei, że w przyszłości powstanie z tego jakiś dłuższy związek. Byłoby dziwne gdyby twój rozmówca zaangażował się emocjonalnie w znajomość.

- Zastanów się trzy razy, zanim wirtualnego znajomego zaprosisz do swojego mieszkania. Na pierwsze spotkanie warto wybrać jakieś neutralne miejsce np. znaną kawiarnię lub restaurację, park w centrum miasta itp.

- Na pierwsze spotkanie nie ubieraj się zbyt rozrzutnie. Nie musisz zabierać całej złotej biżuterii. Niech twój rozmówca skoncentruje się na tobie, a nie na tym, co posiadasz. We wszystkim co robisz, zachowaj umiar.

- Do niczego się nie zmuszaj, nie rób nic przeciwko sobie. Jeśli w jakimkolwiek momencie poczujesz się mało bezpieczna, albo wręcz zastraszana - bez namysłu zerwij taką znajomość.

Imiona i pierwsze litery nazwisk zostały zmienione.

JACEK PIECH

ZRÓDŁO: ONET lipiec 2012

  • /ciekawostki/401-ku-przestrodze/4496-dostae-maila-od-poczty-polskiej-uwaaj-to-wirus
  • /ciekawostki/401-ku-przestrodze/4285-ku-przestrodze-ciemnianie-na-bieco