Urodzeni kłamcy

 

Oszukujemy na każdym kroku, nawet nasz mózg fałszuje wspomnienia

Autor tekstu: JAN STRADOWSKI

Gdyby wierzyć Biblii, pierwszym oszustem wśród ludzi był Kain, który nie chciał się przyznać do zabicia Abla. Jednak korzenie kłamstwa sięgają znacznie głębiej.

Robert Wright z University of Pennsylvania pisze w książce „Moralne zwierzę", że dobór naturalny ma w głębokiej pogardzie uczciwość. Oszukiwać potrafią rośliny, upodabniające się do gatunków trujących lub mające kwiaty przypominające wyglądem owady, które mają je zapylać. Manipulacja w świecie zwierząt jest normą: kameleony zmieniają kolor skóry, patyczaki wyglądają jak kawałki drewna, a niektóre motyle do złudzenia przypominają osy czy wręcz grzechotniki. Trudno jednak o bardziej zakłamane istoty niż ludzie, którzy sztukę komunikacji - a więc i manipulacji - wznieśli na wyżyny niedostępne innym stworzeniom. Doczekaliśmy się nawet nowego określenia naszego gatunku - Homo machiavellicus, co sugeruje, że inteligencja powstała głównie po to, byśmy mogli skuteczniej okłamywać innych.

Zoolodzy twierdzą, że świadome oszustwo to niemal wyłącznie domena ssaków naczelnych. Do skutecznego, zaplanowanego kłamstwa potrzebny jest duży i sprawny mózg. A im większy, tym bardziej kłamliwy - przekonują badacze z brytyjskiego St. Andrews University. Z ich badań wynika, że naczelne obdarzone niewielką ilością kory mózgowej, takie jak lemury czy małpiatki galago, są kiepskimi oszustami. Natomiast duże małpy człekokształtne potrafią kłamać nie tylko czynem, ale i słowem. Gdy gorylica Koko (badana od 1972 r. w kalifornijskiej Gorilla Foundation), która potrafiła posługiwać się językiem migowym, została przyłapana na zjadaniu kredki, pokazała znak „wargi" i udawała, że maluje się szminką. Innym razem w czasie zabawy ugryzła trenera i natychmiast pokazała „nie zęby". Dopiero po reprymendzie przyznała się do kłamstwa: „Koko znowu niedobra".

     Oszust mimo woli

Z pozoru prawdomówność jest dla nas naturalna. Gdy kłamiemy, nasz mózg pracuje znacznie intensywniej,a nasze reakcje są spowolnione. Nic dziwnego - musimy nie tylko ukryć prawdę, ale również wymyślić na jej miejsce kłamstwo i „sprzedać" je w przekonujący sposób. Ten wysiłek musi być jednak opłacalny, skoro podejmujemy go praktycznie co chwila. Tak przynajmniej wynika z eksperymentów przeprowadzonych na University of Massachusetts, które wykazały, że w ciągu 10-minutowej rozmowy aż 60 proc. badanych skłamało przynajmniej raz.

„Ludzie nie zdają sobie sprawy z większości tych kłamstw. Gdy pokazaliśmy im nagrania tych rozmów wykonane ukrytą kamerą, byli zaskoczeni, że tak często próbowali wprowadzić rozmówcę w błąd" - mówi prowadzący badania prof. Robert Feldman. Nasz mózg działa tak, jakby stosował autocenzurę wobec własnych oszustw
- i zapewne dlatego tak łatwo nam one przychodzą.

     Niezbędne łgarstwa

Konsekwencje zupełnej prawdomówności mogą być dramatyczne. Wiele osób cierpiących na tzw. zespół Aspergera - łagodną odmianę autyzmu - zachowuje się jak bohater komedii „Kłamca, kłamca" grany przez Jima Carreya: po prostu nie potrafi skłamać, choćby w najbłahszej sprawie. Wskutek tego mają duże problemy ze znalezieniem pracy, awansem czy nawet zwykłym funkcjonowaniem w gronie najbliższych i rodziny. Nie potrafią opanować grzecznościowych formuł, zasad schlebiania przełożonym czy negocjacji.

Faktem bowiem jest, że większość naszych kłamstw ma właśnie funkcje społeczne: pozwala nam funkcjonować w grupie, budować swą pozycję, nawiązywać alianse i pozyskiwać przychylność partnera. „To społeczeństwo zmusza nas do okłamywania innych. W dzieciństwie dowiadujemy się, że kłamstwo jest złe, ale w miarę dorastania szybko orientujemy się, że prawda często nie popłaca" - mówi prof. Leonard Saxe z Brandeis Univer-sity. Nieprzypadkowo dzieci opanowują sztukę oszukiwania innych dopiero w okolicach 3-4 roku życia, kiedy uczą się funkcjonowania w grupie. Na dodatek niektóre kłamstwa są nam wpajane jako element dobrego wychowania - np. że zawsze wypada podziękować babci za prezent, nawet jeśli jest on kolejną koszmarną parą wełnianych skarpet. Zdolni łgarze doskonale radzą sobie również w trudnym okresie dojrzewania - naukowcy z University of Manchester ustalili, że uczniowie cieszący się największą popularnością w szkole są często także znakomitymi kłamcami.

     Atak na mózg

Powszechność manipulacji i drobnych oszustw w naszym życiu sprawia, że na wiele z nich jesteśmy w stanie przymknąć oko. Nic dziwnego, że z mechanizmów tych bezwzględnie korzystają agencje reklamowe, specjaliści od public relations czy kreowania wizerunków polityków. Nasze mózgi codziennie są bombardowane potężną dawką informacji, która już w swoim założeniu ma wprowadzić nas w błąd: przekonać, że produkt A jest lepszy od produktu B, a partia C zapewni nam powszechny dobrobyt (w odróżnieniu od partii D). Większości tych haseł nie jesteśmy w stanie zweryfikować i nawet nie próbujemy, bo coraz częściej popierane są argumentami, które instynktownie akceptujemy - np. opinią naukowca lub obrazkiem uśmiechniętego dziecka.

Jednak wbrew przechwałkom twórców reklam, większość codziennych prób manipulowania naszymi mózgami ma niewiele wspólnego z osiągnięciami nauki. - W branży reklamowej pracuje się bardzo szybko i z reguły wyorzystuje sprawdzone wcześniej rozwiązania. Gdy kampania okaże się skuteczna, można potem dorobić do niej teorię i badania, które będą dowodziły, że wszystko zostało zaplanowane - mówi Mariusz Biedrzycki, autor książki „Genetyka kultury", zajmujący się memetyką. Ta dziedzina nauki zakłada, że kulturą, religią czy reklamą rządzą takie same prawa ewolucji jak genami. Pakiety informacji kulturowej, czyli memy, mnożąc się, podlegają mutacjom i selekcji naturalnej, wskutek czego jedne poglądy zyskują popularność w społeczeństwie, a inne idą w zapomnienie. Teoretycznie memetyką mogłaby posłużyć do tworzenia manipulacji doskonałych, którym nikt nie będzie umiał się oprzeć, ale w praktyce - na szczęście - okazuje się, że ludzie są zbyt różnorodni, by na każdego mogła zadziałać ta sama reklama.

     Prawda kontratakuje?

Przez tysiące lat naszej ewolucji panowała względna równowaga między kłamcami a okłamywanymi. Nasi praprzodkowie w ciągu całego życia stykali się z niewielką liczbą osób i z reguły wchodziły one w skład tej samej społeczności. W takich warunkach łatwo było wykryć tych, którzy nadużywali manipulacji. Kary dla oszustów były zawsze dotkliwe, nawet w kulturach nastawionych pokojowo.

Dziś każdy z nas poznaje setki, a nawet tysiące ludzi, z którymi łączą nas jedynie przelotne kontakty - w pracy, sklepie, na ulicy czy poprzez internet. Co gorsza, coraz częściej kontaktujemy się z nimi nie bezpośrednio, ale poprzez media elektroniczne. Nie mamy wówczas szansy na wyłapanie tych oznak kłamstwa, które nauczyli się rozpoznawać nasi przodkowie: charakterystycznych grymasów, gestów czy zmian brzmienia głosu. Badania wykazały, że najczęściej, bo aż w 37 proc. przypadków, kłamiemy przez telefon - zapewne dlatego, że rozmowy takie z reguły nie są nagrywane i po naszym oszustwie nie pozostanie żaden uchwytny ślad.

Współcześni manipulatorzy wykorzystują wszelkie dostępne zdobycze cywilizacyjne: masowo rozsyłane listy z zawiadomieniami o wielkiej wygranej, e-maile nakłaniające do „prania" pieniędzy jakiegoś afrykańskiego dyktatora, komputerowe wirusy udające zdjęcia pornograficzne czy wyłudzanie tajnych danych przez telefon, określane mianem inżynierii społecznej.

Kevin Mitnick - najbardziej znany haker wszech czasów - wiele informacji zdobył bez włamywania się do komputerów. Po prostu dzwonił do pracownika wielkiej korporacji i podawał się za jego przełożonego. Tymczasem dostępne zwykłemu człowiekowi metody wykrywania kłamstw są właściwie takie same jak w epoce kamiennej. Organy ścigania i wymiar sprawiedliwości są w niewiele lepszej sytuacji, bo stosowane przez nie urządzenia okazują się w najlepszym razie bardzo niedoskonałe.

Czy oznacza to, że jesteśmy skazani na budowanie cywilizacji oszustów, a wszelkie zasady moralne są fikcją, która służy jedynie naszemu dobremu samopoczuciu? - W toku ewolucji zawsze, prędzej czy później, pojawiały się jakieś mechanizmy obronne. Ludzie coraz częściej używają internetu do weryfikowania czyjejś reputacji. Jeśli np. idziemy do lekarza, możemy znaleźć sporo opinii na jego temat, przeszukując grupy dyskusyjne albo fora, na których wypowiadają się pacjenci - wyjaśnia Mariusz Biedrzycki. Jest więc szansa, że technologia będzie służyła także prawdzie przynajmniej w tym zakresie, który będzie dla nas wygodny.

 

     JAN STRADOWSKI

 

 


Prawda pod lupą

Od dziesięcioleci trwają prace nad maszyną, która wspomagałaby nas w trudnej sztuce wyłapywania oszustów. Pomysłów do tej pory było wiele, ale żaden z nich nie okazał się stuprocentowo skuteczny i łatwy do zastosowania:

poligraf - mierzy objawy stresu, takie jak ciśnienie krwi, tempo oddychania czy odporność skóry. Zdaniem krytyków, służy głównie do wywierania presji na przesłuchiwane osoby
analizator głosu - ma wychwytywać objawy stresu na podstawie nagranych przesłuchań. Jego skuteczność jest jednak wątpliwa
rezonans magnetyczny (fMRI) - drogie i niewygodne w stosowaniu urządzenie, które może wykazać uaktywnienie części mózgu związanych z kłamstwem
elektroencefalograf (EEG) - dzięki analizie tzw. fali P300 można ustalić, czy przesłuchiwana osoba rozpoznaje np. zdjęcie miejsca zbrodni albo skradzione przedmioty
pomiar czasu - test wykonywany z użyciem komputera wykazuje, że kłamcy wahają się przed udzieleniem odpowiedzi o ułamki sekundy dłużej niż osoby prawdomówne
kamera termowizyjna - pozwala obserwować zmiany temperatury w okolicy oczodołów: gdy zaczynamy mijać się z prawdą, do przebiegających tam tętnic dopływa więcej krwi, co na obrazie termowizyjnym widać jako cieplejsze „okulary"
elektrogastrograf (EGG) - urządzenie badające czynność elektryczną mięśni żołądka, który u kłamców częściej działa nieprawidłowo niż serce.


* * *


Łowcy łgarzy

Najskuteczniejszym wykrywaczem kłamstw może być człowiek, ale - niestety - nie każdy. Badania wykazały, że od 1 do 5 proc. z nas posiada wrodzoną zdolność wyłapywania niewielkich i krótkotrwałych ruchów mięśni twarzy, które pojawiają się, gdy ktoś próbuje ukryć prawdę. „Nazywamy takich ludzi magikami, ponieważ są w stanie złapać kogoś na kłamstwie w 90 proc. przypadków" - wyjaśnia dr Maureen 0'Sullivan z University of San Francisco. Tymczasem standardowy poligraf ma skuteczność nieprzekraczającą 60-70 proc. Dlatego prof. Paul Ekman z University of California opracował katalog mikrogrymasów występujących u kłamców i prowadzi szkolenia, z których korzystają m.in. policjanci, sędziowie i psycholodzy. Z kolei dr Mark Frank z University of Buffalo wprowadził katalog grymasów do komputera, a następnie połączył go z kamerą, co umożliwiło automatyczne wyłapywanie łgarzy, np. podczas odprawy paszportowej czy w placówkach banków. System nadal jest w fazie badań.


Więcej informacji o badaniach prof. Ekmana - www.paulekman.com

 

Źródło tekstu: FOCUS 2006

  • /ciekawostki/322-psychologia/3735-psychologia-najwiksi-mlodzi-geniusze
  • /ciekawostki/322-psychologia/3313-prawdziwych-przyjacio-poznaje-si-w-szczciu