Czy on wierzy w miłość?

 

   Mężczyźni nie płaczą, tylko przedwcześnie umierają na serce. Nie mówią o miłości w obawie przed utratą swojej siły, ale gdy kobieta odchodzi, trudno im poradzić sobie z emocjami, które się wtedy ujawniają. Jeśli nie mówię "kocham", wtedy nie przyznaję się, jak ważny jest dla mnie związek z kobietą, silna więź, która nas łączy. To jest unik wobec siebie – mówi Benedykt Peczko w rozmowie z Renatą Arendt-Dziurdzikowską.


   Kobieta pyta mężczyznę: "Czy mnie kochasz?", a on popada w stupor: marszczy brwi, bije się z myślami. Albo wycofuje się do swojego pokoju. Najwyraźniej szuka ratunku. Gdy już ochłonie, rzuca z wyrzutem: "A kto naprawił stół?", "Przecież umyłem samochód!". Przyparty do muru w końcu kapituluje: "Przecież raz powiedziałem i nie odwołałem!". Dlaczego mężczyznom tak trudno powiedzieć: "kocham cię"?

    Jest taka scena w filmie "Duch". Ona mu mówi: "kocham cię", a on na to: "i nawzajem". "Kocham" nie przechodzi mu przez usta.

   W filmie "Thelma i Louise" mężczyźni rozmawiają o tym, jak to trzeba kobietom mówić te pierdoły o miłości.

   Rozmowy mężczyzn przy piwie: "Słuchaj, czy ty wierzysz w miłość?". Bo przecież "nic takiego nie istnieje". Mężczyźni wolą rozmowy o seksie, bo seks wydaje się czymś pierwotnym i naturalnym. Ale miłość? Z miłością nie wiadomo, co począć. Gdy słucham mężczyzn, to oni nie mówią: "kocham kobietę", tylko "mam kobietę" albo "jestem z kobietą". To są sformułowania bardziej neutralne, bezpieczne.

   Gdy on mówi "kocham", wtedy traci poczucie bezpieczeństwa?

   Może mieć wrażenie, że traci swoją siłę. Co innego, gdy mówi: "Ja cię ochronię". Wtedy jest silny. Chłód i dystans dają mu poczucie panowania nad sytuacją. Jeśli nie mówię: "kocham", wtedy nie przyznaję się przed sobą, jak ważny jest dla mnie związek z kobietą, silna więź, która nas łączy. To unik wobec siebie. Dopiero, gdy kobieta odchodzi albo umiera, trudno poradzić sobie z silnymi emocjami, które się wtedy ujawniają.

   Przyszło mi takie rozwiązanie do głowy: kobieta może powiedzieć do mężczyzny: "Jeżeli mnie kochasz, to... skiń głową!" (śmieje się). A poważnie...

   Kobieta potrzebuje usłyszeć: "Kocham cię, jesteś dla mnie ważna, najważniejsza". Chciałaby, aby on pokazał całe serce, powiedział o miłości mocno, z ogniem. Chłopcy nie mówią takich rzeczy, ale mężczyźni? Dlaczego nie?

   Oczywiście zdarzają się mężczyźni bardzo ekspresyjni, którzy nie mają problemów z mówieniem swoim kobietom o miłości. Ale rzeczywiście większość ma. Gdy przychodzą do mnie pary, które przeżywają kryzys, to pierwszym pytaniem, które zadaję, jest: "Czy kochasz tę kobietę?", "Czy kochasz tego mężczyznę?". Odpowiedzi po obu stronach są zróżnicowane. Jednak zauważyłem, że jeśli mężczyzna powie: "Tak, kocham", to takie wyznanie jest dla niego ważnym przeżyciem i często zaraz potem mówi: "Rzeczywiście, nie myślałem o tym tyle czasu...". Ale już na pytanie: "Czy partnerka cię kocha?", często odpowiadają: "Nie wiem" albo "Wydaje mi się, że jestem jej potrzebny". Wielu mężczyzn mówi, że nie są pewni miłości swoich partnerek, nie są pewni, czy kobiety ich jeszcze kochają, skoro tak często ich krytykują, porównują z innymi, koncentrują się na obowiązkach i zadaniach. Nieraz słyszałem: "Haruję jak wół, a potem ona jeszcze żąda, żebym był czuły". "I żadnych złamanych wyrazów uznania" – jak mawia jeden z moich klientów. A przecież mężczyźni bardzo lubią słyszeć na przykład: "Czuję się z tobą bezpiecznie" albo "Cieszę się z tego, co robisz, doceniam twoje osiągnięcia...".

   Bardzo często mówienie o miłości, tak dla mężczyzn, jak i dla kobiet, oznacza pokazanie słabości, a więc jest zagrażające. Jeśli jednak mówię komuś: "kocham cię", to docieram do niezwykłej wewnętrznej siły, ponieważ takie wyznanie wymaga odwagi. (...)

   Mężczyźni niedostępni emocjonalnie potrzebują w bezpiecznych warunkach otwierać się na wstydliwe, zatrzaśnięte części siebie. Gdy poświęcamy uwagę temu, co się w nas dzieje, wtedy wewnętrzny demon, potwór, którego tak boimy się wypuścić, okazuje się nie tak groźny, jak podejrzewaliśmy. Miałem w terapii mężczyzn, którzy płakali na każdej sesji przez wiele tygodni, a nawet miesięcy. Czuli się coraz lepiej. Niewypłakane łzy, które nosi się w sobie przez długi czas, kładą się cieniem na wszystkie sfery życia, na związki z najbliższymi, przyjaźnie, relacje zawodowe.

   Problem w tym, że mężczyzna niedostępny emocjonalnie często nie jest świadomy swoich głębszych potrzeb, tych związanych z bliskością, co jest źródłem frustracji kobiet.

   Może być też tak, że nie pozwala sobie na nie, ponieważ został kiedyś zraniony – odrzucony, wyśmiany czy zlekceważony – i podjął decyzję, że już nigdy więcej nie wystawi się na taki ból. Albo był świadkiem, jak ktoś bliski doświadczał cierpienia z tego powodu. Emocjonalne otwarcie jest jak poszerzanie tożsamości, odkrywanie nowych horyzontów. Może budzić lęk, ponieważ wtedy lepiej poznajemy siebie, konfrontujemy się z różnymi iluzjami na swój temat.

   Dramat wielu mężczyzn polega właśnie na tym, że myślą: "Jeśli pozwolę sobie na łzy, na pokazanie lęku, wzruszenia czy miłości, to w ten sposób przekreślę swoją męskość". Tak jakby funkcjonowali według zasady 'albo albo", albo jestem wrażliwy, albo jestem silny. Wielu mężczyzn uważa też, że tylko rozum jest źródłem poznania. Rozum jest źródłem poznania teorii, natomiast w konkretnych sytuacjach ciężko jest opierać się na jakichś teoriach, trzeba reagować na bieżąco, opierając się na tym, co się konkretnie dzieje.


Więcej przeczytasz na www.zwierciadlo.pl

 

ŹRÓDŁO: onet.pl KOBIETA

 

  • /ciekawostki/322-psychologia/3313-prawdziwych-przyjacio-poznaje-si-w-szczciu
  • /ciekawostki/322-psychologia/3111-anatomia-mioci