Poza czasem

          Jeszcze tylko jeden telefon, jedna rozmowa. Jeszcze ta sprawa. I tamta. Czy wszystko aż tak ważne, niezbędne? A gdyby tak zatrzymać się na chwilę? Powstrzymać pędzący strumień myśli. Na chwilę „umrzeć” dla czasu.

Zatrzymanie się nie ma nic wspólnego z biernością. Kiedy postanowimy znowu ruszyć, będzie to inny ruch – dzięki zatrzymaniu stanie się żywszy i bogatszy. Ścieżka, którą nazywamy naszym życiem, ma kierunek, rozwija się chwila za chwilą: to, co dzieje się teraz, wpływa na to, co zdarzy się potem. O czym myślimy? Co robimy? Jaką jakość przez to stwarzamy? Uważność to odzyskiwanie czasu, życia
A gdyby tak...
A gdyby tak nie oglądać telewizji, tylko namalować obraz, napisać opowiadanie, pójść nad rzekę i popatrzeć na kamienie. A gdyby tak nie słuchać kolejnej debaty politycznej, tylko porozmawiać z córką. A gdyby – zanim furia uderzy do głowy – wziąć głęboki oddech i się uśmiechnąć. A gdyby tak nie przywiązywać się do myśli, że coś ze mną nie w porządku, ale pomyśleć, że wszystko ze mną w porządku, skoro istnieję. A gdyby tak wstać o świcie, pójść do lasu i usiąść pod drzewem. A po powrocie policzyć, ile razy kot, myjąc się, dotknął łapką pyszczka (czy tak jak poprzednio 75 razy?).
A gdyby tak pójść na spacer, mimo że pada. A gdyby tak nie kupować ósmej pary butów na lato. A gdyby tak nie jeść trzeciej kremówki, tylko napić się wody.
Uważność jest przeciwieństwem rutyny, życia automatycznego, pozbawionego świadomości i wrażliwości – pisze w swojej znakomitej, niedawno wydanej książce „Gdziekolwiek jesteś, bądź” doktor Jon Kabat-Zinn, założyciel Kliniki Łagodzenia Stresu w Ośrodku Medycznym Uniwersytetu Massachusetts (IPSI Press 2007). Chodzi o chwilę zatrzymania, niedocenioną chwilę uważności. O naturalną prostotę, czyli robienie jednej rzeczy naraz i pamiętanie, że jestem tutaj właśnie dla niej. Jestem z psem na spacerze. Piszę artykuł. Słucham przyjaciela. Patrzę na kwiat. W tej właśnie chwili nie istnieje nic więcej, tylko patrzenie, słuchanie, pisanie. Jestem tą chwilą. Żyję. Na tym polega smak życia. Pełnia.
Doktor Kabat-Zinn w swojej klinice leczy ludzi, ucząc ich uważności. Tylko nieliczni z nas mogą sobie pozwolić na to, aby na pół roku zamknąć się w aśramie albo w górskiej pustelni i kontemplować spokój. Sztuką jest odnaleźć spokój w chaosie zwykłego, codziennego życia, pełnego odpowiedzialności i wymagań.

Kluczowa jest tu świadomość, że każdą chwilą tworzymy nasze życie, przyszłość, że teraźniejszość jest ukształtowana przez przeszłe myśli, słowa i zachowania. Na ogół reagujemy nawykowo, kierowani głęboko zakorzenionym lękiem i niepewnością. Impet mechanicznych zachowań zabarwia następną chwilę. Dni, miesiące i lata mijają niezauważone, bezcelowe i niedocenione. Słabo wyczuwamy wzajemne powiązania rzeczy, ruch przyczyny i skutku.
Jest tylko jeden jedyny sposób, aby wpłynąć na to, co się wydarzy: z troską i wnikliwością współistnieć z tą właśnie chwilą.
Mniej, czyli więcej
Uważność to odzyskiwanie czasu, życia. Z tej perspektywy mniej – nawykowych działań, oglądania telewizji, szalonych zakupów, jedzenia do przesytu, zabawiania się na śmierć – znaczy więcej: smakowania, dotykania, karmienia się tym, co jest. Uważność to upraszczanie. Prościej może znaczyć głębiej i pełniej.
Ale świadome chwytanie chwil wymaga wewnętrznego zaangażowania. Odkrywania, co robi rozgorączkowany umysł, i sięgania głębiej, poza strumień chaotycznych myśli. Głębiej jest cisza, źródło wszelkich możliwości. Gdybyśmy umieli reagować z poziomu ciszy, nasze życie popłynęłoby strumieniem zrozumienia, radości i spokoju. Dostać się do tych głębin to wyzwanie całego życia. Ale już trochę spokoju wiele zmienia.
Co robi nawykowy umysł? Nieustannie osądza i porównuje: kto ma rację, a kto się myli. Ostrzega: nie jesteś dostatecznie dobra; zdarzy się coś złego; wszystko, co dobre, minie; ludzie cię skrzywdzą; nie będzie tak, jak chcesz. Jesteśmy zanurzeni w strumieniu upodobań i uprzedzeń, który oddziela nas od świata i od źródła czystości i spokoju w nas. „Nasiona niechęci i nienawiści są stale obecne w mniejszym lub większym stopniu w naszych umysłach – przypomina Kabat-Zinn – zatruwają nas nieustannie niczym złośliwy wirus”. Ale gdy to wiemy, gdy rozumiemy, że nikt z nas nie ma monopolu na prawdę, że nie doświadczamy na co dzień prawdy absolutnej, możemy nie utożsamiać się z nawykowym, chaotycznym umysłem.
Możemy kierować uwagę w inne miejsca, poza nawyk, przyzwyczajenie, uprzedzenie czy osąd.
Czym mogę się podzielić?
Możemy ćwiczyć hojność. Dobrze jest zacząć od siebie: czym mogę siebie obdarować? Czym mogę podzielić się z innymi? Każdy z nas ma coś do dania – to mogą być dobra materialne, pieniądze, ale także troska, uwaga, zrozumienie, wysłuchanie, rozmowa, uśmiech, życzliwość, serdeczność. Możemy uczyć się rozumieć swoje motywacje, aby wiedzieć, kiedy nasze dawanie jest objawem szczodrości, a kiedy lęku i braku pewności.
Możemy zatrzymywać się w ciągu dnia i próbować doświadczać stanu bycia: choć na chwilę stawać się wiecznym, ponadczasowym obserwatorem. Co się wtedy dzieje? Co widzimy? Co słyszymy? Co czujemy?
Możemy wstać wcześnie rano, wyjść na powietrze i patrzeć na świt, wschodzący dzień. Patrzeć. Oddać się w pełni temu doświadczeniu. A potem obserwować, w jaki sposób ta chwila uważności zmienia jakość reszty dnia. Cisza, mrok, świt, spokój poranka pozwalają zestroić się z wewnętrzną ciszą i równowagą, to zestrojenie nadaje kierunek działaniom w ciągu dnia. Wczesne wstawanie ma wielką siłę. Codzienne obserwowanie wschodu słońca może być fantastyczną praktyką uważności. Już krótka chwila porannego bycia, świadomej przytomności (choćby poranna kawka na ganku wypita w spokoju) ma znaczenie. To jest czas poza czasem, czas bezruchu, obecności, bycia ze sobą. Zatrzymania.
Siła twojego „nie wiem”
Możemy zapytać siebie: Kim jestem? Dokąd zmierzam? Jaką ścieżką podążam? Czy wybrałam właściwy kierunek? Gdybym mogła teraz wybrać swoją ścieżkę, w jakim kierunku bym się udała? Za czym tęsknię? Co naprawdę kocham? Rzadko badamy siebie w taki sposób. Być może obawiamy się, że nie znamy i nie poznamy odpowiedzi, więc po co pytać. Ale możemy pytać, nie oczekując odpowiedzi. Siła uważności na tym właśnie polega, że samo zatrzymanie, sięgnięcie w siebie głębiej zmienia perspektywę. Wtedy coś zaczyna dziać się poza naszym myśleniem, racjonalnym umysłem. Odpowiedzi przychodzą w niespodziewany, zaskakujący sposób.
Możemy więc spokojnie zadać pytanie i odpowiedzieć: „Nie wiem”. Właśnie teraz „nie wiem”. To jest w porządku. Takie otwarcie prowadzi do nowego zrozumienia, nowej wizji i nowego działania.
Możemy zobaczyć w swoich dzieciach nauczycieli uważności. Od czasu do czasu zatrzymać „proces wychowywania”. Obserwować je w ciszy, bez słów, bez doradzania, karcenia, upominania. Co mówią ich ciała? W jaki sposób przejawia się ich głęboka istota? Samo bycie skupionym, w pełni obecnym, otwartym i dostępnym jest dla nich wielkim darem.
Możemy zanurzyć się w życiu poprzez wykonywanie najzwyklejszych, codziennych czynności, takich jak przygotowywanie jedzenia, sprzątanie, mycie naczyń. Gdy poczujemy smak najprostszych radości, być może uda nam się dotrzeć do takiego miejsca w sobie, z którego ulewa za oknem jest równie doskonała, jak sonet Szekspira.
Usłyszeć swój płacz i śmiech
Mam w sobie ocean. Każda fala przynosi coś nowego. W natłoku codziennych czynności od czasu do czasu zwracam się ku mojemu oceanowi i wpatruję się w to, co niosą fale. Uczę się być uważna, bo chcę usłyszeć siebie, zadać sobie pytania, które już nie mogą we mnie czekać – mówi Lidia Nwolisa, współwłaścicielka firmy Couch U Poland.
Uważnie, czyli jak?
Świadomie. Świadomość wiąże się z odwagą odkrywania prawdy o sobie. Jadę niedawno pociągiem. Obok mnie siedzą dwie młode kobiety i jedna opowiada drugiej, że została zaproszona na imprezę, więc pójdzie do fryzjerki i kosmetyczki. Mówiła z radością, podekscytowana. A ja poczułam w sobie wewnętrzny płacz. Kiedy ostatnio byłam u kosmetyczki? Kiedy się bawiłam, tańczyłam? Idę na rozmowę z tobą i patrzę, a na trawniku przed uniwersytetem opalają się studentki. Jak cudownie byłoby położyć się obok nich i poopalać. Te silne impulsy, stany emocjonalne dają mi znak, kiedy zaniedbuję siebie. Jako coach proponuję ludziom, aby jak najczęściej oceniali swoje działania pod kątem przyjemności i satysfakcji, np. w skali od jednego do dziesięciu. Jeśli jakieś swoje działania oceniamy na dwa punkty w tej skali, to znaczy, że jakaś część nas chce być usłyszana, zauważona. Czy dopuścimy ją do głosu i wysłuchamy jej? To niełatwe. Sama mierzę się ze swoimi starymi przekonaniami, że radość nie jest w porządku, bo przecież życie jest ciężkie. Gdy budzi się świadomość, ujawnia się wiele nieprawdziwych już dla nas sposobów myślenia i działania. Widzimy, że to, co było dla nas dobre kiedyś, teraz już dobre nie jest. A co jest teraz? Prowadzę szkolenie biznesowe. Przy kolacji opowiadam uczestnikom historię mojego małżeństwa i widzę rozmarzone twarze kobiet. Robi mi się ciepło na sercu. Wiem, że mój dom to skarb.
Jesteś w takiej sytuacji jak tysiące kobiet, czujesz się rozdarta między pracą a domem, z jednej strony współpracownicy, kontrakty i zobowiązania, z drugiej – sprawy domu, męża i dziecka. Jesteś w ciąży, więc dodatkowo szczególny rodzaj energii kierujesz do wewnątrz. Co w takiej sytuacji z budzącą się świadomością? Co z przyjemnością i satysfakcją, pełnią, harmonią, spokojem?
W moim odczuciu najpiękniejszy aspekt kobiecości to nasze oddanie innym. Ale musimy być uważne, bardzo. Łatwo zatracić się w oddaniu siebie. Słyszę o celach i pragnieniach moich współpracowników, więc biegnę, by je z nimi realizować. Swoje oczekiwania wobec mnie formułują córka i mąż, więc biegnę, by je spełniać. Ale co z moimi pragnieniami, z moimi celami? Z moją przyjemnością, radością i spełnieniem? Jak zatroszczyć się o siebie, abym mogła z pełnym oddaniem troszczyć się o innych? Chodzi o tę równowagę, o złoty środek. O uważność w dawaniu sobie i innym, bo z tego rodzi się spokój.
Lubimy, by inni czuli się z nami dobrze. Jesteśmy mistrzyniami w tworzeniu klimatu ciepła, zrozumienia i współodczuwania. Wielu kobietom to wystarcza. Na pytanie: "Czego pragniesz dla siebie?", odpowiadają: "Żeby moim bliskim dobrze się działo".
Albo nie odpowiadają wcale, bo pierwszy raz w życiu ktoś je o to pyta i czują się zakłopotane. Wiele kobiet w ogóle nie zadaje sobie tego pytania. Dopiero silna emocjonalna reakcja, wewnętrzne wzburzenie, płacz, który pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie, uświadamiają, że za czymś tęsknimy, że tłumimy pragnienia. Musimy być uważne na ten płacz. Ten swój aspekt oddania siebie innym bez granic nazwałam "kwoką"...
Odważnie.
W pracy nad sobą staram się patrzeć na siebie z dystansem. Wyobrażam sobie, że mam do tego magiczną kamerę. Im bardziej niekomfortowe i satyryczne jest to, co widzę, tym bardziej wiem, że dotykam problemu, dotykam prawdy. Ostatnio sfilmowałam w sobie wielką kwokę, która rozsiadła się na grzędzie i ignoruje wszystko inne poza produkcją jajek. Ale gdy uświadamiam sobie istnienie kwoki, mogę zacząć się z nią rozstawać. Patrzę, jak się oddala, odchodzi chybotliwym krokiem, daję jej ziarno na drogę, żegnam z czułością, bo była częścią mojego życia, służyła mi, wiele mnie nauczyła o tym, czym kobiecość nie jest. Gdy pozwalamy odejść tym aspektom siebie, które już nas nie rozwijają, pojawiają się wątpliwości, napotykamy trudności, przeszkody. Tak jest prawie zawsze. Trzeba o tym wiedzieć i wytrwać w swoim Nowym. Paradoks polega na tym, że gdy tylko zaczynam troszczyć się o siebie, mój mąż natychmiast zapada na katar, czyli woła: Zauważ mnie, jestem chory, potrzebuję lekarstw (czytaj: uwagi)! Zastanawiam się: "Może rzeczywiście za bardzo zajmuję się sobą?". Trzeba i sobie, i bliskim dać czas na oswojenie się ze zmianą.
Ale zdarza się, że tłumione pragnienia eksplodują, budzi się furia. Co wtedy z uważnością?
Lepiej nie działać w stanie furii, bo furia rujnuje. Gdy minie, będzie można spokojnie i uważnie, krok po kroku wprowadzać zmiany. Znacznie lepsze zmiany rodzą się z inspiracji niż z desperacji. Lubię myśleć o swoim związku z mężem jak o trzech pisklakach w gnieździe. Jest pisklę JA, pisklę TY i pisklę MY. Zaglądam do gniazda, sprawdzam, które z nich jest zagłodzone, a które przejedzone. Pisklak JA bardzo słaby: "Kiedy ostatnio dostałam od męża kwiaty?". Pisklak TY bardzo smutny: „Kiedy ostatnio zapytałam męża, czy jest szczęśliwy?". Pisklak MY ledwo żyje: "Kiedy ostatnio byliśmy gdzieś razem bez dziecka, rozmawialiśmy, patrząc sobie w oczy?".
Rozmawiała R.A.D. Renata Arendt-Dziurdzikowska
Więcej na stronie: www.zwierciadlo.pl

 

  • /ciekawostki/321-obserwacje/1966-zrozumie-siebie-kopoty-z-czasem
  • /ciekawostki/321-obserwacje/1948-wirtualna-mio