@-Tulipan

AUTOR TEKSTU: Maciej Wełyczko


Jesteś zamożna, wykształcona, wolna i – jak ci się zdaje - ostrożna? Tak, dla internetowego uwodziciela jesteś ideałem. Ideałem ofiary.
Uwodzenie w Internecie nie różni się zbytnio od marketingowych praktyk stosowanych przez wielkie koncerny lub polityków. Najważniejsze jest znalezienie odpowiedniego „haczyka”. Wytrychu do duszy i głęboko skrywanych nieraz pragnień.

- Najważniejsze w tym wszystkim jest zbudowanie  wyobraźni odbiorcy, czyli w tym wypadku potencjalnej ofiary określonego wizerunku. Internet jest w tym względzie szczególnie skutecznym narzędziem, bo pozostawia więcej niedopowiedzeń na nasz temat, niż tradycyjne spotkanie przy kawie. A potem te „białe plamy” nasz mózg wypełnia po swojemu – ukrytymi marzeniami, oczekiwaniami. Tak ukształtowany obraz nie zmienia się potem łatwo, mówi Piotr Tymochowicz, znany specjalista w zakresie wizerunku i komunikacji społecznej.

J. miał w sobie to „coś”. Ani bardzo przystojny, ani szczególnie młody – ot, typowy facet po czterdziestce. Wykształcenie zasadnicze. Pochodzi z niewielkiego miasta na Śląsku. Był wybredny. Preferował rozwódki prowadzące własną działalność gospodarczą. Znajomość nawiązywał przez portal z anonsami towarzyskimi. I szybko przechodził do spotkań w „realu”. W świecie rzeczywistym występował za każdym razem pod innym imieniem i nazwiskiem. Potrafił oczarować kobiety. Doświadczone bizneswoman pożyczały mu samochody, laptopy, telefony. Kilka zgodziło się zaciągnąć dla niego w banku kredyty gotówkowe. A J. brał i znikał. I tak co najmniej czternaście razy. Operował w południowo- zachodniej części kraju. I tam też wpadł. Funkcjonariusze zatrzymali go w Wałbrzychu mieszkającego u kolejnej z poznanych przez Internet kobiet. Miał przy sobie kilkanaście kart SIM służących mu do dzwonienia z różnych numerów. J. trafił od razu do aresztu  - jak wielu innych e-Tulipanów był od dawna ścigany listami gończymi za różne wcześniejsze sprawki. Czym tak skutecznie uwodził swe ofiary? Tego nie są pewni ani policjanci, ani prokurator. A pokrzywdzone kobiety nie chcą rozmawiać z mediami.

- Taka kobieta czuje, że ktoś ją odkrył. Jest księżniczką. Ma to zupełnie za darmo – z Internetu, mówi Tymochowicz. - To, że decydują się zamieszkać z niemal nieznajomymi osobami także nie powinno dziwić – często mówimy, że „znamy kogoś 35 lat a nic o nim nie wiemy”, więc czas nie ma dużego znaczenia. Działać tu może zasada kompensacji – uważają, że oto otrzymują od życia coś, co im się istotnie należy. Na przykład za niezbyt udane wcześniejsze związki lub niedostrzeganie przez mężczyzn.

Książęta z bajki

Filip G. był przystojny i wysoki. Dla 36-letniej Barbary z Wągrowca był niczym książę z bajki. Przedstawił się co prawda, jako 34-letni Robert G. i to za pomocą komunikatora internetowego, ale uczucie i namiętność zrodziły się już po paru dniach tej korespondencji. Przynajmniej w sercu pani Barbary. I Robert G. zamieszkał rychło nie tylko w jej sercu, lecz także i w domu. Na całe trzy tygodnie. Gdy zniknął, nieszczęśliwa kobieta odkryła szybko, że prócz narzeczonego nie posiada już ani biżuterii, ani pieniędzy na koncie. W przypływie uczuć podała mu bowiem PIN-y do wszystkich swoich kart kredytowych. Policja bardzo szybko namierzyła Filipa vel Roberta G. Był jej doskonale znany z licznych i podobnych przestępstw. Przy okazji wyszło na jaw, iż pochodzący z Jeleniej Góry recydywista trudnił się też podrabianiem pieniędzy i wyłudzanie gotówki na zakup okien i płotów. Aktywność ta dozna zapewne pewnej przerwy – sąd aresztował Filipa G. na trzy miesiące. Grozi mu osiem lat więzienia.

 Istnieje coś takiego, jak bezwładność wizerunku. Z raz przyjętego obrazu kogoś, czerpiemy psychologiczne korzyści. Na przykład poczucia bycia podziwianą i adorowaną. Bardzo trudno potem przyznać, że była to pomyłka. Także z tego powodu, że wizerunek osoby, który wytworzyliśmy sobie w umyśle, jest w istocie rzeczy częścią nas samych, mówi Piotr Tymochowicz. - To, co ludzi pociąga, to podobieństwa, a nie różnice. I wiele osób może uznać, że jest to gra warta swej ceny, bo nie jest nikomu łatwo wyrzec się cząstki siebie, dodaje.

Historia pani Heleny nie znalazła finału w sądzie ani na policji. Dlaczego? - Bo jest mi zwyczajnie wstyd, dałam się nabrać jak dziecko, mówi Helena, zadbana, świetnie sytuowana 50-letnia wdowa z doktoratem z medycyny. Jak wiele samotnych i aktywnych zawodowo kobiet poznała swego Tulipana na internetowym czacie. - Nie był nachalny, nie był wulgarny – potrafił słuchać o wiele lepiej niż wielu kolegów z „prof.” przed nazwiskiem, wspomina pani Helena. W końcu spotkali się. Ona była w sanatorium. On przyjechał eleganckim samochodem. Trochę młodszy, ale nie na tyle by komukolwiek wydawało się to niestosowne. Zresztą w sanatoriach granica „niestosowności” przebiega trochę inaczej niż normalnie, wspomina kobieta.

On – nazwijmy go Ryszard, szybko wprowadził się do eleganckiej willi pani doktor. Sielanka trwała nie całe dwa tygodnie. Straty? - Nie chcę o tym, mówić – część rzeczy po prostu mu dałam, bo chciałam, część, powiedzmy pożyczyłam. Za naukę trzeba czasem płacić, mówi pani Helena.

Niedawno dolnośląska policja zatrzymała w Polanicy eleganckiego oszusta po czterdziestce uwodzącego zamożnie wyglądające panie na promenadzie i działającego wedle bardzo podobnego schematu, co Ryszard pani Heleny. Sprawdziliśmy. To jednak nie ten sam. Tulipanów jest wielu. Sprzyja im klimat – rosnąca ilość kobiet- singli, brak czasu na dłuższe znajomości, przejmowanie przez kobiety bardziej aktywnych zachowań seksualnych, moda. Portale i komunikatory ułatwiają im niebywale wyselekcjonowanie potencjalnych ofiar. Często nie muszą się zbytnio wysilać – wystarczy, że potrafią słuchać i po prostu – są. Bo gdy chodzi o sprawy sercowego naiwność ludzka jak zawsze taka sama – z udziałem Internetu lub bez.

Obcowanie z Internetem, zwłaszcza podszyte emocjami, może oznaczać dla wielu osób swoisty regres. Patrząc z boku, wręcz zdziecinnienie. Wykorzystują je nie tylko złoczyńcy z gatunku e – Tulipanów, lecz i pospolici naciągacze. Ci ostatni, podszywając się pod poważnych biznesmenów roztaczających wokół siebie atmosferę „niesamowitych okazji”, na widok których ostrożni skądinąd ludzie dostają rozumu nastolatka. A bywa też i tak, że oba te gatunki łączą się w jednej i tej samej osobie.

Przebiegły Kożuszek

23-letni Mirosław Kożuszek wygląda na pochodzącego z dobrego domu studenta informatyki. I choć nie trafił na studia, lecz do aresztu, jest jedną ze sławniejszych postaci w polskim Internecie. Sam ciepło brzmiący dźwięk jego nazwiska podnosi nagle ciśnienie setkom użytkowników Internetu. Bo choć policyjne rubryki roją się od komunikatów w rodzaju „zatrzymano kolejnego oszusta oferującego w Internecie…” to Mirosław Kożuszek jest pośród tych złoczyńców prawdziwą perłą. Młody „handlowiec” miał zawsze do sprzedaży najnowsze laptopy i komórki, oczywiście w supercenach. Do tego dorzucał jeszcze cenne gratisy. Warunek był tylko jeden: wpłata całej kwoty na konto. Z góry. Jako sprzedawca Kożuszek podszywał się pod firmy – zmyślone lub realnie istniejące. W ten sposób młody mieszkaniec Skwierzyny oszukał kilkaset osób z całej Polski. Wpadł po raz pierwszy w 2006 w Świdnicy. Policjanci wyprowadzili go wprost z kafejki internetowej. W błyskawicznym namierzeniu oszusta pomogli informatycy serwisu Allegro. Po zatrzymaniu wyszło też na jaw, że 23-latek jest nie tylko wyjątkowo utalentowanym oszustem internetowym, lecz pełnoprawnym członkiem elitarnego klubu e-Tulipanów. W mieszkaniu wynajmowanym przez Kożuszka odnaleziono poszukiwaną od pół roku 17-letnią Annę z Gorzowa. Licealistkę poznał na czacie internetowym i szybko oczarował, podając się jednocześnie za weterana dwóch misji w Iraku, absolwenta Akademii Wojskowej w Szczecinie, studenta prawa, lokalnego bogacza i osobę odznaczoną osobiście przez ministra Jerzego Szmajdzińskiego. Po postawieniu 330 zarzutów oszustwa Kożuszek wylądował na półtora roku w areszcie. Ale w trakcie rozprawy sądowej raz jeszcze błysnął sprytem i zdołał wywalczyć dla siebie przywilej odpowiadania z wolnej stopy. Zamiast jednak stawiać się na rozprawy, wybrał życie w ukryciu i powrót do dawnej profesji – tym razem na słabiej niż Allegro zabezpieczonych portalach. Zatrzymany po raz drugi w Krakowie ma na koncie przeszło 400 nowych zarzutów oszustwa. Sąd zgodził się na upublicznienie nazwiska i zdjęć Mirosława Kożuszka. Podobnie zresztą, jak na zamknięcie go na dłużej w areszcie.

Role damskie i męskie się zacierają. Czy w takim razie e- Tulipanem może być także kobieta?

Otóż - i tak i nie – internetowe Tulipanki nie kryją bowiem od początku, że w zamian za swoje towarzystwo oczekują prezentów i innych gratyfikacji. Mamy więc tu do czynienia raczej z zakamuflowaną formą prostytucji zwaną eufemistycznie „sponsoringiem”.

Zdarzają się jednak i takie historie, jak ta 35-letniej „Oli” z Kędzierzyna- Koźla. Posługująca się internetowym pseudonimem „Ola” kobieta była, jeśli tak można powiedzieć, żeńskim odpowiednikiem Marcina Kożuszka. Naciągnęła ponad 200 osób sprzedając nieistniejące w rzeczywistości towary. Głównie firanki. Była sprytna. Często zmieniała miejsca zamieszkania. Policja przez długi czas była wobec „Oli” całkowicie bezradna. Oszustkę zgubiła obecność na portalu towarzyskim oferującym właśnie kontakty typu „znajomość sponsorowana”. Jej ogłoszenie wpadło w oko policjantom i wkrótce do wynajmowanego przez „Olę” mieszkania w centrum łodzi zastukali funkcjonariusze. Kompletnie zaskoczona kobieta powędrowała za kratki.

 

Onet.pl KOBIETA

  • /ciekawostki/321-obserwacje/1948-wirtualna-mio
  • /ciekawostki/321-obserwacje/1866-wszystkiego-dobrego-dla-wszystkich