DLACZEGO SIĘ UŚMIECHAM?

Od kilku dni porządkuję w swoim komputerze zasoby materiałów, które przez lata gromadziłem w pracy na stronce. Trafiłem na kilka artykułów, które z różnych względów nie znalazły sie w obecnej edycji mojej witryny. Jednym z nich jest artykuł "Dlaczego się uśmiecham?" , który napisałem na wiele miesięcy przed Tamtym Wrześniem. Wrześniem, który postawił moje życie i życie moich najbliższych na sztorc (Zakładka O mnie).

Od napisania tego artykułu upłyneło już wiele lat i wiele się  u mnie zmieniło, jednak uważam, że zawarte w nim treści nie straciły nic na swojej aktualności. Pozwalam więc sobie przypomnieć ten artykuł tym, którzy go kiedyś już czytali, jak również tym, którzy chcieliby poznać mój punkt widzenia w tytułowym temacie.


 DLACZEGO SIĘ UŚMIECHAM?

 

"Zastanawia mnie, Marku, czy to, że "pokazujesz światu" swoją zawsze uśmiechniętą twarz nie wzbudza w Tobie poczucia frustracji?"

Takie pytanie zadała mi jedna z osób, która, jak sądzę, od czasu do czasu odwiedza moją stronę.

Kiedy przed kilkunastoma miesiącami "pojawiłem się" w sieci, zdecydowałem, że nie będę publicznie prowadził polemik z autorami listów i opinii. Tej zasadzie z żelazną konsekwencją staram się być wierny.


Trzy listy, które jakiś czas temu otrzymałem, kazały mi przerwać to milczenie. Skłoniło mnie do tego pytanie postawione przez autorkę jednego z nich, a także uwagi innej osoby, która także w sympatycznym tonie napisała, że "mój 'uśmiech' robiony jest na siłę, a przez to wydaje się sztuczny..." Tak to odebrałem. A jeszcze ktoś inny stwierdził, że "gram na ludzkich uczuciach, powinienem więc się zastanowić i stanąć wobec PRAWDY o sobie".

Myślę, że te trzy listy, o których wspominam, są wystarczającym wyjaśnieniem, dlaczego na łamach swej strony nie zabieram głosu na sprawy poruszane w korespondencji. Uważam bowiem, że ile osób, tyle opinii, a dyskusja, choćby na takie tematy, jakie poruszyły wspomniane panie, jest moim zdaniem zwykłą stratą czasu. Przekonanego bowiem i tak nikt nie przekona.

Trudno jednak przejść do porządku wobec pretensji o uśmiech. Dzisiaj, jak widać, nawet uśmiech ludziom przeszkadza i odczytuje się go jako nieszczery i sztuczny. Bo podobno trudno się uśmiechać, gdy na dworze deszcz, gdy boli, gdy cały świat odwraca do nas plecami.

Czy przez to, że się uśmiecham i podchodzę do życia tak, jak to napisałem o sobie, oznacza, iż nie dotykają mnie życiowe przeciwności? Czy to znaczy, że omijają mnie troski i kłopoty dnia codziennego i wszystko w moim życiu przebiega gładko? Myślę, że trudno dzisiaj znaleźć człowieka pozbawionego kłopotów. I dotykają one także mnie. I wyciskają też łzy. I wywołują smutek, często złość i irytację. I mi także zdarza się nie przespać nocy i często uronić łzę. Myślę, że nie miejsce tutaj i czas, by obnosić się ze swoimi troskami, mniejszymi czy większymi kłopotami, bo przecież nie o to tutaj chodzi.

Tak... W taki właśnie sposób STARAM się podchodzić do życia i zdaję sobie sprawę, jak czasami jest ciężko. Ale takie podejście sprawia, że dzień wydaje się jaśniejszy... Bo przecież nie jest tajemnicą, że za chmurami zawsze jest słońce.

Kiedy się zdaje, że sięgamy dna, nie rozpaczajmy. Nie pozwalajmy, aby nas opanowały i zniszczyły nieuniknione kłopoty dnia codziennego. Przecież każdy wstający dzień to podarunek - dlaczego nie korzystać z niego jak najlepiej? Czyż nie lepiej być nastawionym pozytywnie i w każdym drobiazgu dopatrywać się osłody dnia?

Swego czasu musiałem nauczyć się ukrywać cierpienie, by swoim bólem i cierpiętniczą miną nie straszyć dzieci, z którymi wówczas pracowałem.

Dzisiaj, kiedy już nie cierpię tak jak kiedyś, to powinienem się zamartwiać choćby usztywnioną i znacznie zmienioną sylwetką, która nie tylko utrudnia mi wykonywanie niektórych czynności, ale także sprawia, że nigdy już nie będę "belmondo"... Powinienem bez przerwy myśleć, że tu i tam się nie układa, że to i tamto i że tamto i to... Nawet teraz, gdy piszę te słowa, nie jestem całkowicie zdrowy, o czym zresztą kilka dni temu wspomniałem przy innej okazji.

I dlatego nie wiem, w czym rzecz. Nie rozumiem przypisywanej mi tej "gry" na ludzkich uczuciach.

Ale być może kogoś czymś obraziłem, może ktoś poczuł się dotknięty. Ale czym? Czy może muzyką mojej młodości... kwiatami, które tak bardzo kocham i dzielę się z Wami?... A może tekstami, które umieszczam na stronie? Wierszami?... Najprostszymi słowami, w których ludzie wyrażają siebie?... Zdjęciami, o których wiem, że nie są doskonałe?

Zdaję sobie sprawę, jak wiele jeszcze przede mną pracy. Im więcej umiem, tym coraz bardziej wiem, ile jeszcze powinienem w swoim "warsztacie" poprawić. Ale pewien jestem jednego. Jestem pewien, że nie powinienem ukrywać przed ludźmi piękna, które dostrzegam na każdym kroku, że nie wolno mi chować go przed nikim zazdrośnie. Im więcej bowiem oczu je podziwia (mam na myśli tutaj wiersze.. kwiaty.. cokolwiek...) tym mocniejszym jaśnieć będzie blaskiem.

I dlatego z największą pokorą, ale i z ogromną radością przyjmuję wszelkie Wasze uwagi o stronce. Cieszą mnie Wasze reakcje, Wasze odczucia. Bo są one dla mnie trudną do opisania siłą. To właśnie Wasze słowa są jak dla żagla wiatr. To wasze przeżycia.. Wasze obcowanie z tym, co każdego dnia "tworzę", dodaje mi skrzydeł i sprawia, że chce mi się chcieć. Często padam z ogromnego zmęczenia. Ale ono w cudowny sposób mija, gdy tylko pomyślę, że ktoś może się przez to, co robię uśmiechnie... poczuje się dobrze... Przymknie oczy... Przeniesie się w świat wspomnień... Albo zwyczajnie, po ludzku zamarzy...

Wasze słowa, pełne ciepła i serdeczności zobowiązują mnie do jeszcze większej pracy nad sobą, zmuszają do uczenia się czegoś nowego... Sprawiają, że zapominam, że boli, że są kłopoty i troski... że jest zimno, że pada deszcz i wieje porywisty wiatr, że....

Bo dając Wam swoją pracę.. swoje obrazy czy fotografie... przygotowując cokolwiek na stronkę, daję Wam odrobinkę siebie... W ten sposób rozmawiam z Wami.. W tych wierszach - nie moich przecież... w tekstach.. w kwiatach i zdjęciach, zaczarowanych obrazach, jak je nazywam... są moje myśli i odczucia... są także moje przeżycia i marzenia... Wy odpowiadacie na nie swoim sercem.. Swoim wnętrzem... Swoimi przeżyciami... Często łzami, wzruszeniem i uśmiechem właśnie..

Czuję i chyba się nie mylę, iż wytwarza się miedzy nami jakaś tajemnicza, nieuchwytna więź. Stajemy się w szczególny sposób sobie bliscy..

Dla mnie Wasze listy stanowią inspirację do działania. Ale nade wszystko są Waszym podziękowaniem, największą dla mnie nagrodą.

Jestem szczęśliwy, mając świadomość, że ktoś czeka na kwiatek... na maleńki bukiecik.. Na dźwięki często już zapomnianej muzyki... Może na kolejną galeryjkę...na jakiś ciekawy tekst, obraz czy widoczek za moim oknem...

I dlatego daję Wam swój uśmiech... Bo się go nie wstydzę, tak jak nie wstydzę się swojej ograniczonej chorobą fizycznej niesprawności... Siwych włosów, czy bagażu lat na swoich plecach...

I z pewnością nie wzbudza to we mnie poczucia frustracji.

Bo, jak pisze w swoim wierszu uwielbiana przez Was pani Zofia, uśmiech zbliża ludzi i przełamuje lody... I leczy rany i pomaga w chorobie...Rodzi sympatię i wzbudza zaufanie... Pomaga w pracy...I ułatwia przetrwanie... I wcale nie kosztuje... I tak wiele daje...

Uśmiechajmy się więc do siebie nawzajem...



Marek

  • /ciekawostki/320-rone/4196-malgorzata-karolina-piekarska-gdzie-si-podziao-nasze-wspoczucie
  • /ciekawostki/320-rone/4084-byam-bardzo-gupia-agentka-fbi-opowiada-o-romansie