Miłość, która pokonała wszelkie przeciwności

 

 

Żaden średniowieczny romans opowiadający o walecznym rycerzu, który porywa z zamku piękną dziewicę, nie może się równać z historią miłości Elizabeth Barrett i Roberta Browninga. W tym romansie piękną dziewicą była żyjąca samotnie 39-letnia półinwalidka, jej zamkiem - niepozorny dom przy cichej uliczce wiktoriańskiego Londynu, wybawcą zaś młodszy od niej o sześć lat poeta.

To właśnie poezja była tym, co ich połączyło. Na początku stycznia 1845 roku Browning trafił na dwa tomiki opublikowanych niedawno utworów Elizabeth. "Kocham te książki całym swoim sercem - napisał do niej -i panią także kocham". Lecz wtedy jeszcze się nie spotkali. "Wczoraj wieczorem dostałam od poety Browninga list, który wprawił mnie w ekstazę" - napisała Elizabeth do swej przyjaciółki. Natychmiast odpowiedziała poecie i w ten sposób rozpoczęła się jedna z najbardziej wzruszających i dramatycznych historii miłosnych wszystkich czasów.

Pod każdym właściwie względem Elizabeth była więźniem w domu swego ojca. Edward Barrett, zgorzkniały po utracie żony, majątku i najstarszego syna, tyranizował swoje trzy córki i sześciu synów. Zabronił im wszystkim wstępować w związki małżeńskie. Doznany w dzieciństwie uraz kręgosłupa oraz początki gruźlicy jeszcze bardziej ograniczały możliwości Elizabeth.

Kiedy Browning do niej napisał, Elizabeth już od pięciu lat była zamknięta w pokoju od podwórka. Całymi dniami leżała na sofie, widując jedynie rodzinę i nielicznych, wybranych przyjaciół. Jej jedynym stałym towarzystwem była pokojówka Wilson i ukochany spaniel Flush. Czas spędzała na czytaniu greckiej, łacińskiej, francuskiej i niemieckiej literatury, pisała do przyjaciół i, co najważniejsze, tworzyła wiersze.

I nagle w jej samotność wdarła się żywa osobowość Browninga. Początkowo Elizabeth pisała do niego, lecz nie chciała się z nim zobaczyć. Obawiała się, iż bezpośrednie spotkanie może przerwać zażyłość, która stopniowo rodziła się między nimi. Choć los obdarzył ją zachwycającymi czarnymi oczyma, nie była pięknością. W końcu, wobec nalegań Browninga, uległa. Pięć miesięcy później, 20 maja, zobaczyli się po raz pierwszy.

Nikt się nigdy nie dowiedział, co zaszło podczas tego pierwszego spotkania, ale obawy Elizabeth okazały się płonne. Uczucie Browninga umocniło się jeszcze bardziej, a jego wybranka bardzo powoli zaczęła je odwzajemniać. Zaloty te musiały jednak pozostać tajemnicą. Elizabeth nigdy nie przestała bać się ojca. "Stąpamy po rozżarzonych węglach - pisała - a choć jakimś cudem nie parzymy sobie stóp, nie liczymy na to, że cud ten będzie trwał". Dbała o to, aby rodzina nic dowiedziała się o niczym. Browning mógł ją odwiedzać tylko trzy razy w tygodniu, a czasem jego wizyty były odwoływane.

W miarę jak rozkwitała miłość Elizabclh, poprawiało się także jej zdrowie. Najpierw zdołała zejść na dół, potem wyszła z domu. W końcu poczuła się na tyle dobrze, że mogła pójść na spacer do parku.

Po roku i czterech miesiącach Elizabeth zdecydowała się na nieodwracalny krok. W pobliskim kościele wzięła potajemny ślub z Browningiem. Potem wróciła do domu. W tydzień później, kiedy rodzina siedziała przy obiedzie, Elizabeth tuląc w ramionach Flusha, aby nie zaszczekał, wymknęła się z domu wraz z pokojówką. Spotkała się z Browningiem. Przepłynąwszy kanał La Manche, udali się razem do Paryża.

Edward Barrett nigdy nie wybaczył tego swej córce. Odsyłał jej listy nie otwarte i nie chciał o niej słyszeć. Browningowie osiedli we Florencji, gdzie Elizabeth, mając 43 lata, urodziła zdrowego chłopczyka. Ich małżeństwo było idyllą. Oboje pisali wiersze i oboje zyskali sławę. Lecz słabe zdrowie Elizabeth zaczęto się w końcu kruszyć. W roku 1861, mając 55 lat, zmarła we Florencji w ramionach swego męża. Jej ostatnie słowa brzmiały: "Mój piękny..."




Wiersz Elizabeth Browning "Sonet X" w WIERSZE I KWIATY;

TAJNIKI LUDZKIEGO UMYSŁU Przegląd Reader's Digest


 

Iwan Groźny: szesnastowieczny psychopata

 

 

Słynne stwierdzenie, iż " władza deprawuje, a władza całkowita deprawuje całkowicie", doskonale pasuje do cara Iwana IV zwanego Groźnym, oraz jego rządów charakteryzujących się sadystyczną przemocą. Po bliższym przyjrzeniu się życiu cara okazuje się. jednak, że "całkowita władza" była tylko częścią problemu. Iwan Groźny cierpiał na zaburzenia osobowości, będące wynikiem atmosfery przemocy i strachu, w jakiej wzrastał.


Ponieważ car żył ponad 400 lat temu, trudno dziś postawić jednoznaczną diagnozę. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, iż był on porywczym egocentrykiem, wykazującym objawy typowe dla zaburzeń, które dziś określa się mianem "psychopatii socjopatycznej" lub "socjopatii", a osoby nimi dotknięte potocznie nazywa się psychopatami.

Podobnie jak wielu innych psychopatów, Iwan Groźny był człowiekiem inteligentnym i często wręcz ujmującym w obejściu. Jednak mordował tysiące niewinnych ludzi, a później nakazywał, by w klasztorach modlono się o zbawienie ich dusz.

Iwan IV urodził się w 1530 roku. Kiedy miał trzy lata, umarł jego ojciec, pozostawiając mu cesarstwo. W rzeczywistości rządy sprawowała matka Iwana, zwalczana przez część bojarów rosyjskich. Dziecko dorastało w atmosferze intryg i morderstw. Gdy Iwan miał siedem lat, jego matka zmarła, najprawdopodobniej została otruta. Wraz z młodszym, opóźnionym w rozwoju bratem, chłopiec znajdował się w samym centrum gwałtownych walk o władzę.

Już w dzieciństwie Iwan zaczął wykazywać tendencje sadystyczne. Męczył zwierzęta. Jako nastolatek, podczas wyjazdów na polowania, zabawiał się bijąc chłopów i gwałcąc wiejskie kobiety. Następnie, przekonany o swym boskim namaszczeniu, spędzał całe godziny na modlitwach.

Co dziwne, pierwsze małżeństwo Iwana Groźnego było bardzo udane. Wraz z żoną Anastazją car dobrał sobie odpowiednich doradców i rozpoczął rządy od gruntownych reform. Jednak po 13 latach Anastazja zmarła po długiej chorobie. Zaledwie trzydziestoletni Iwan szalał z rozpaczy. Był przekonany, że otruli ją bojarzy. Owładnięty nienawiścią, dokonywał krwawych czystek, które dotknęły również jego doradców i najlepszych dowódców wojskowych.

Iwan Groźny uważał, iż ma pochodzące od Boga prawo karania wszystkich, których uznał za "zdrajców". Posądzając Nowogród o chęć oddania się pod władzę Zygmunta Augusta, car spędził pięć tygodni w mieście, wydając wyroki na jego obywateli. Kazał ich obdzierać ze skóry, przypiekać ogniem i wypruwać z nich wnętrzności, aż w końcu pobliską rzeką płynęły tysiące ciał. Kiedy już było po wszystkim, jak zwykle nakazał mnichom, by modlili się za dusze pomordowanych.

Iwan Groźny pogrzebał wszelkie nadzieje na trwałość swej dynastii, kiedy w napadzie szału zamordował własnego syna i następcę tronu. Miał z tego powodu tak ogromne wyrzuty sumienia, że przez następne cztery miesiące jego zawodzenia słychać było nawet poza murami Kremla. Dwa lata później, w wieku 54 lat umarł na tajemniczą chorobę. Prawdopodobnie został otruty. Sam Iwan Groźny, jak i jego poddani, stali się ofiarami osobowości cara. Mógł być dobrym i sprawiedliwym władcą, jednak strach, nienawiść i nieograniczona władza sprawiły, że jego zbrodnie przyćmiły osiągnięcia.





TAJNIKI LUDZKIEGO UMYSŁU; Przegląd Reader's Digest 1997

Zmienne nastroje króla Jerzego III

 

 

W pamięci potomnych utrwalił się obraz Jerzego III jako psychicznie niezrównoważonego króla, który podczas swego długiego panowania nie umiał sobie radzić z sytuacjami krytycznymi, takimi jak na przykład bunt kolonii amerykańskich. Być może rzeczywiście wynikało to z braku talentów politycznych. Dziś jednak wielu ekspertów uważa, iż kłopoty psychiczne króla były wynikiem choroby przemiany materii, która od czasu do czasu objawiała swój wpływ na jego mózg.

W odróżnieniu od wielu swych poprzedników, król Jerzy prowadził bardzo zdrowy tryb życia. Nie przejadał się, prawie nigdy nie pił większych ilości alkoholu i zażywał dużo ruchu. Uwielbiał polowania, które w owych czasach były jednym z najbardziej forsownych sportów. Zdaniem współczesnych naukowców, dobre nawyki króla pomogły opóźnić chorobę.

Pierwszy raz poważne zaburzenia myślenia przydarzyły się królowi w 1788 roku, wkrótce po jego pięćdziesiątych urodzinach. Zaczęto się od objawów fizycznych. Król miał silne bóle żołądka. Później czuł ból i osłabienie w kończynach. Miał też znacznie przyspieszone tętno i silne poty. W końcu zaczęły zawodzić go zmysły, stał się podniecony, zdezorientowany, nie mógł spać i wciąż mówił. Jednak po 6 miesiącach doszedł do siebie.

Tego typu objawy są typowe dla rzadkiej choroby przemiany materii, zwanej porfirią. Powoduje ona okresowe upośledzenie psychiczne i fizyczne. Polega na tym, iż organizm nie rozkłada barwnika krwi, zwanego porfiryną. Odkłada się on we krwi i zatruwa system nerwowy oraz mózg, powodując takie same objawy i w podobnej kolejności, jak u króla Jerzego. Jednak najbardziej przekonujące dowody na potwierdzenie tej teorii pochodzą od samych medyków, którzy badali monarchę. Okazało się, iż jego mocz miał kolor czerwonego wina. Dziś uznaje się, iż był to objaw nadmiaru porfiryny w organizmie, który poza wieloma schorzeniami fizycznymi może powodować zaburzenia psychiczne.

Porfiria ostra uważana jest za chorobę dziedziczną. Historie chorób przodków króla zdają się wskazywać, że cierpiała na nią już Maria Stuart, królowa Szkocji. Odziedziczył ją po niej syn, Jakub I, który sam mawiał, że jego mocz przypomina kolorem ulubiony trunek, porto.

Wydaje się, iż spośród wszystkich potomków królowej Marii w prostej linii, choroba dotknęła w największym stopniu Jerzego III. Wraz z rozwojem zaburzeń psychicznych, król stawał się coraz bardziej agresywny i atakował nawet własnych lekarzy.

Ostatecznie doradcy monarchy zwrócili się o pomoc do doktora, wybitnego specjalisty w zakresie chorób psychicznych. Dr Willis jako pierwszy publicznie wypowiedział się na temat choroby króla. Kazał zaprzestać puszczania krwi i stosowania zawijania. Zamiast tego, kiedy tylko król zaczynał być pobudzony, doktor starał się uspokoić go rozmową. Gdy to nie pomagało, monarsze zakładano kaftan bezpieczeństwa. Po dwóch miesiącach poprawa była widoczna. Nienormalne zachowanie Jerzego III miało miejsce bardzo rzadko i król znów mógł sprawować swoje obowiązki.

Niestety, nawrotowy charakter porfirii sprawił, iż choroba wciąż dawała o sobie znać. W 1811 roku, 72-letni król miał kolejny atak. Lekarze zapisali wtedy, iż monarcha "wydaje się żyć [...] w innym świecie". Ostatecznie uznano, iż Jerzy III jest niezdolny do rządzenia krajem. Obowiązki regenta przejął jego syn, Jerzy IV.

Niektórzy psychologowie nie zgadzają się z teorią porfirii. Twierdzą oni, iż król cierpiał na chorobę maniakalno-depresyjną. Niestety, dziś nie można już postawić niepodważalnej diagnozy. Zagadkowa dolegliwość Jerzego III przyniosła też coś dobrego. Dzięki niej dokonano pierwszych prób leczenia dolegliwości psychicznych.



 

TAJNIKI LUDZKIEGO UMYSŁU, Przegląd Reader's Digest Warszawa 1997;


 

Dziki chłopiec z Aveyron

DZIKI CHŁOPIEC Z AVEYRON




PEWNEGO STYCZNIOWEGO poranka 1800 roku wieśniacy z Aveyron w południowej Francji schwytali niezwykłą istotę, jedenasto- lub dwunastoletniego chłopca, który sprawiał wrażenie dzikusa. Pomimo chłodu był nagi, a całe jego ciało pokryte było bliznami. Cała wieś przybyła tłumnie, by na własne oczy zobaczyć przerażonego chłopca, który za wszelką cenę usiłował uciec. Nikt nie wiedział, jak dawno zaginął lub został porzucony, ani dlaczego. Ponieważ nie zwracał uwagi na nikogo, kto do niego mówił, uznano, iż jest głuchoniemy. Ze względu na jego dziki sposób zachowania, wszyscy doszli do wniosku, że większość życia spędził bez kontaktu z ludźmi, żywiąc się korzonkami, żołędziami i surowymi kartoflami.

"Dziki chłopiec" wkrótce stał się słynny. Zabrano go do Paryża i oddano pod obserwację tym, którzy uważali, iż życie w dziczy może być wyższą formą egzystencji, niż cywilizacja. Wkrótce jednak gorzko zawiedli się oni na "szlachetnym dzikusie". Paryżanie uznali, iż jest on "odrażający, niechlujny, [...] ma spazmatyczne, przypominające drgawki ruchy, [...] gryzie i drapie wszystkich, którzy staną mu na drodze i nie darzy uczuciem opiekunów". Wkrótce wydano diagnozę, że jest niedorozwinięty umysłowo i umieszczono go w przytułku dla głuchoniemych. Chłopiec miał jednak to szczęście, iż trafił tam pod opiekę młodego lekarza, Jean-Marca Itarda, który podjął wyzwanie uczenia małego dzikusa. Obserwując go na co dzień, doszedł do wniosku, iż chłopiec, któremu nadał imię Wiktor, nie jest ani głuchy, ani niemy, ani upośledzony psychicznie. Wiktor nie nadawał się jednak do tego, by nauczyć go czegokolwiek w taki sam sposób, w jaki rodzina i środowisko uczą inne dzieci. Najwyraźniej nigdy nie poznał podstawowych zachowań społecznych, które normalnie kształtują rodzice. Choć był człowiekiem, nie wiedział, jak współżyć z innymi ludźmi.

Itard z ogromnym entuzjazmem zabrał się do uczenia chłopca umiejętności niezbędnych do życia wśród ludzi. Po kilku miesiącach intensywnej edukacji Wiktor zmienił się z dzikiej istoty w czystego i panującego nad sobą chłopca. Okazywał przywiązanie do pani Guerin, gospodyni doktora Itarda. Nauczył się nawet wypowiadać słowo "mleko" oraz zwrot "O, Boże!", którego pani Guerin często używała.

Jednak po tak obiecujących początkach Wiktor przestał się rozwijać. Nigdy nie nauczył się ani jednego słowa więcej. W odróżnieniu od niemowląt, które naśladują rodziców i rodzeństwo, całkowicie zatracił zdolność imitacji. Jego naturalne związki z rodziną i społeczeństwem zostały zerwane we wczesnym dzieciństwie i nigdy już nie był w stanie się z tego otrząsnąć. Wiktor mieszkał w Paryżu pod opieką pani Guerin aż do śmierci w wieku 40 lat. Do końca życia nie nauczył się mówić.






TAJNIKI LUDZKIEGO UMYSŁU, Przeglad Reader's Digest 1997;

Matczyne usprawieliwienie

URODZIŁAM się w roku 1928 w bogatej rodzinie gnębionej przez demony, które od pokoleń musiały się czaić w ciemnych zakamarkach naszego drzewa genealogicznego. Moje dzieciństwo było pod każdym względem bezustannym horrorem. Zanim skończyłam dwa lata, moja matka zmarła z powodu aborcji, do której zmusił ją jej mąż, a mój ojciec.

Czytaj dalej

Vincent van Gogh: Geniusz w obliczu choroby

 

 

Jednak wspaniałe dzieła van Gogha odzwierciedlają nie jego szaleństwo, lecz wyjątkowy sposób postrzegania świata, miłość bliźniego i niezwykły talent.

Vincent van Gogh był artystą o niezwykłych zdolnościach twórczych. Był też człowiekiem, któremu zawsze towarzyszyło cierpienie. Żył w osamotnieniu, utrzymywany przez swojego brata Theo. Przez ostatnie półtora roku życia dręczyła go choroba psychiczna, w wyniku której odciął sobie brzytwą część ucha.

Czytaj dalej

TAJNIKI LUDZKIEGO UMYSŁU - Człowiek o nieograniczonej pamięci

 

 

   WYOBRAŹMY SOBIE pamięć tak niesamowitą, iż nawet pod koniec życia nadal bez problemu przypominamy sobie twarz matki pochylonej nad naszą kołyską. Albo też, że słowa czy liczby przywołują konkretne obrazy, na przykład słowo "niebieski" zawsze wywołuje z pamięci małą niebieską flagę, natomiast liczba 7 - mężczyznę z wąsikiem.

Czytaj dalej

Mózg uzdrowi się sam - jeśli mu na to pozwolimy

 


Mózg ma większe możliwości adaptacyjne niż nam się wydaje. Nawet kilkadziesiąt lat po udarze komórki nerwowe są w stanie przeprogramować się i wytworzyć nowe struktury - niedowład ustępuje, zdolność mowy powraca. Nowe, lepsze sposoby leczenia mają pomóc weteranom wojennym i osobom cierpiącym na schorzenia psychiczne.



Lani Bernier stała pod prysznicem, kiedy nagle jej lewa strona ciała zaczęła w dziwny sposób słabnąć. Za chwilę ciężarna kobieta straciła równowagę. Bez cienia wątpliwości zdiagnozowano u niej udar mózgu. Z powodu zapalenia mięśnia serca w organizmie trzydziestotrzyletniej kobiety powstał skrzep krwi, który zaczopował naczynie krwionośne w mózgu.

Miliardy komórek nerwowych, odpowiadających za ruchy lewej strony ciała, zostały pozbawione dopływu tlenu - lewa noga w ogóle nie reagowała, a lewa ręka zwisała bezwolnie. Lani Bernier wydała na świat zdrowe dziecko, ale wobec następstw udaru była bezradna. W 1987 roku, po czterech miesiącach fizykoterapii, została wypisana ze szpitala jako "wyrehabilitowana".

Odtąd Lani, matka trojga dzieci, z wykształcenia chemiczka pochodząca z amerykańskiego stanu Wirginia, wykonywała wszystkie czynności w gospodarstwie domowym i laboratorium przy pomocy prawej ręki. Palce lewej ręki przykurczyły się w pięść.

Jednak 20 lat później role się odwróciły. Prawą, zdrową dłoń Bernier unieruchomiła w specjalnej rękawiczce, a lewa, chora, musiała przejąć wszystkie obowiązki prawej. Przykurczonymi palcami chwytała plastikowe klocki. W ciągu 45 sekund potrafiła ustawić wieżę z osiemnastu klocków.

Zajęcia w Oddziale Neurorehabilitacji Uniwersytetu Stanu Alabama w Birmingham trwają trzy godziny. Bernier raz wkłada piłeczki golfowe do skrzynki, innym razem zbiera karty do gry. Wieczorem czuje się wyczerpana. Jednak rękawiczka zostaje na prawej ręce aż do momentu zaśnięcia - po to, żeby lewa ręka została zmuszona do ruchu.

Te niewinne tortury już po kilku dniach pokazują swój leczniczy skutek. - Jestem teraz w stanie zrobić wiele rzeczy, z którymi do tej pory sobie nie radziłam - mówi Bernier chwaląc się swoimi małymi zwycięstwami: potrafi już wyciągnąć ubrania z szuflady, podnieść słuchawkę, przekręcić wyłącznik światła - wszystko bez trudu i za pomocą lewej ręki.

Sukces polega na zastosowaniu dotychczas mało znanej metody terapeutycznej, rozwiniętej przez psychologa Edwarda Tauba z Uniwersytetu Stanu Alabama. - Moim celem jest doprowadzenie do zmiany pracy mózgu u pacjenta - mówi naukowiec.

Przymus użycia sparaliżowanej ręki dociera do mózgu już po kilku dniach. Tam, gdzie udar spowodował obumarcie komórek, obszary znajdujące się w pobliżu przejmują funkcje motoryczne. Mózg dokonuje samoistnego uzdrowienia. Paraliż stopniowo cofa się lub nawet całkowicie zanika.

W dwóch badaniach, w których uczestniczyło ponad 300 pacjentów, trening Tauba potwierdził swoją skuteczność. U prawie wszystkich uczestników badania odnotowano pod względem klinicznym "znaczącą poprawę". Szczególnie zachęcające jest to, że sukces tego rodzaju terapii nie jest zależny od wieku pacjenta, ani od tego, jak dawno temu zanikły czynności motoryczne. Fakt, że Bernier odnosi takie sukcesy 20 lat po udarze, nie dziwi terapeutów. Pomogli już przecież pacjentowi, który przeżył udar mózgu w wieku dziecięcym i żył ponad 50 lat ze sparaliżowaną jedną stroną ciała.

Jak wykazują badania, poprawie stanu neurologicznego towarzyszą duże zmiany w mózgu. Czynność elektryczna w danym obszarze podwaja się, dochodzi do poprawy ukrwienia, do wzrostu zapotrzebowania na tlen i do zwiększenia objętości. Ostatnio naukowcy odkryli dodatkowy efekt. Trening Edwarda Tauba zmienia budowę tkanki w regionach kory mózgowej odpowiedzialnych za czynności ruchowe.

Psycholog Wolfgang Miltner z Uniwersytetu w Jenie odkrył to zjawisko, kiedy podczas rezonansu zwrócił uwagę na zagęszczenie tkanki nerwowej. Taub twierdzi: - Trening spowodował znaczny wzrost masy substancji szarej. Poza tym, pojawiły się przesłanki, które pozwalają sądzić, że zwiększenie masy substancji szarej związane jest z powstaniem nowych komórek nerwowych.

Wyniki badań, które niebawem mają ukazać się w literaturze fachowej, są dowodem na zdumiewającą plastyczność mózgu aż do późnego wieku.

Drzemiąca w mózgu moc uzdrawiająca może zostać wykorzystana także przeciw innym dolegliwościom. Edward Taub leczył w ostatnim czasie ludzi, którzy na skutek stwardnienia rozsianego cierpią na niedowład kończyn górnych, oraz weteranów wojennych, którzy wrócili z wojny z Iraku z urazami mózgu.

Naukowiec Michael Merzenich z Kalifornii prowadzi badania na pacjentach, którzy cierpią na zaburzenia świadomości. Pacjenci próbują wprawić swój mózg przy pomocy ćwiczeń logicznych w stan, w którym zostaną wyzwolone neuroprzekaźniki. Dzięki temu próbuje się wyeliminować stosowanie środków psychofarmakologicznych.

Nowe wyobrażenie o mózgu jako plastycznej masie kłóci się z poglądem, reprezentowanym przez wielu lekarzy, którzy uważają mózg za strukturę mało elastyczną. Uznają oni za sensowne jedynie stosowanie farmaceutyków, a na pewno nie trening fizyczny.

Przez taką postawę lekarzy ludzie po udarze nie mają szans na wykorzystanie w pełni potencjału swojego mózgu do samouzdrowienia. Terapeuci informują pacjentów o tak zwanym momencie "plateau", osiąganym po kilku miesiącach po udarze, po którym dalsza poprawa nie jest już możliwa. Skutek? Lekarze i fizjoterapeuci o wiele za wcześnie kończą rehabilitację i uznają poszukiwanie alternatywnych prób leczenia za mijające się z celem.

Na tym nie koniec. Według krytyków wiele metod stosowanych m.in. podczas leczenia osób z ciężkimi urazami mózgu jest źle ukierunkowanych. Rehabilitacja tradycyjnie bazuje na technikach, które mają za zadanie skompensowanie straconych funkcji, zamiast "zamiany samych deficytów", twierdzi neurolog Michael Selzer z Uniwersytetu Stanu Pensylwania w Filadelfii.

- Cel terapii musiałby brzmieć następująco: leczyć defekty mózgu wykorzystując jego zdolności do adaptacji i samouzdrowienia - twierdzi Selzer.

Merzenich uważa, że mózg nie jest skostniałą płytą z danymi, lecz żywym organem, zdolnym do adaptacji. W jednym z eksperymentów amputował małpie palec, przerywając w ten sposób połączenie nerwowe między palcem i mózgiem. Obszar, odpowiedzialny w korze mózgowej za odjęty palec, nie stał się jednak bezużyteczny. Co więcej komórki nerwowe z tego obszaru zaczęły reagować na sygnały wysyłane z sąsiedniego, nienaruszonego palca.

Neurolog Alvaro Pascual-Leone z Beth Israel Deaconess Medical Center w Bostonie unaocznił, jak szybko dochodzi do zmian w mózgu. Zawiązał oczy zdrowym ochotnikom i nauczył ich alfabetu Braille'a. Już po dwóch dniach przebywania w ciemności komórki nerwowe kory wzrokowej reagowały na zmysł dotyku, kiedy palec najeżdżał na wypukłe litery.

Plastyczność wyjaśnia również, dlaczego mózg tak szybko zapomina, jak używać chorej ręki. Komórki nerwowe, odpowiedzialne za sterowanie ręką, od razu szukają nowego zadania. Jednak zapominanie może w każdej chwili zostać odwrócone - właśnie dzięki plastyczności.

W jednym z eksperymentów Taub spowodował u małpy przerwanie włókien nerwowych łączących rękę i mózg. Zwierzę mogło wprawdzie poruszać ręką, ale nie jej nie czuło. Po pewnym czasie korzystało z ręki coraz rzadziej i w końcu przestało jej używać. Jednak gdy Taub umieścił zdrową rękę na kilka tygodni w temblaku, małpa z powrotem zaczęła używać zdrętwiałej ręki. A gdy temblak usunięto, małpa dalej korzystała z niesprawnej ręki i to do końca swojego życia. Mózg poddał się trwałemu przeprogramowaniu, co stało się podwaliną metody Tauba.

Metoda ta ma zastosowanie nie tylko w przypadku pacjentów ze sparaliżowanymi członkami, lecz również w przypadku osób, u których udar zniszczył ośrodek mowy. Osoby takie mają tendencję do używania gestów lub zapisywania swoich komunikatów.

Psychologowie zastosowali trik. W tym celu kazali pacjentom z zaburzeniami mowy uczestniczyć w grze, która polega na tym, żeby dobierać karty z przedstawionymi na niej przedmiotami. Gracze muszą trzymać się określonych reguł. Nie mogą tylko wskazać na kartę, lecz muszą, niezależnie od tego, jak ciężko im to przychodzi, o nią zapytać.

Na początku gry dozwolona jest metoda opisowa. Jeśli ktoś nie pamięta słowa "słońce", może powiedzieć: "rzecz, która jest ciepła". W trakcie gry reguły stają się coraz bardziej surowe. Na koniec gracz powinien sformułować poprawnie całe zdanie: "Panie Kowalski, czy mogę dostać kartę ze słońcem?". W badaniu obejmującym 32 godziny gry w ciągu 10 dni metoda przyniosła imponujące efekty. Komunikacja między uczestnikami wzrosła o 30 procent.

Lekarze Farsin Hamzei i Cornelius Weiller z Kliniki Neurologii na Uniwersytecie w Fryburgu zamierzają zmienić mózg pacjentów po udarze przy pomocy złudzenia optycznego. Pacjent wykonuje zadanie na stole używając zdrowej ręki i obserwuje swoją czynność w lustrze. W ten sposób zyskuje wrażenie, że porusza sparaliżowaną ręką. Jak wykazały pierwsze eksperymenty z wykorzystaniem zdrowych praworęcznych ochotników ten iluzoryczny obraz może spowodować zmiany w mózgu. W wyniku eksperymentu sprawność palców lewej, nietrenowanej dłoni znacznie się poprawiła. Naukowcy z Fryburga chcą niebawem zastosować metodę z lustrem na prawdziwych pacjentach.

Najważniejsze jest ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Edward Taub jest też tego zdania. Odkąd kazał podpisywać swoim pacjentom "umowę właściwego postępowania", w której zobowiązują się do noszenia zdrowej dłoni w specjalnej rękawiczce, odnosi coraz większe sukcesy.

Taub lubi opowiadać historię jednego ze swych pacjentów, Michaela Bernsteina, który doznał prawie cudownego uzdrowienia. Gdy jesienią Bernstein obchodził swoje siedemdziesiąte urodziny, grał na fortepianie dla swoich gości Mozarta i Brahmsa przez bite pół godziny.

- Jego lewa ręka stała się znów tak samo sprawna jak prawa - opowiada z dumą Taub podtrzymując swoich pacjentów na duchu, że każdy, nawet najmniejszy wysiłek się opłaca. - W trakcie treningu poprawa będzie coraz mniej zauważalna, ale za to efekt końcowy będzie coraz bardziej widoczny.

 

Onet.pl DER SPIEGEL
10 marca 2008

Jak poprawić sobie mózg?

 

Uważaj na cholesterol i pij codziennie czerwone wino



 


Takie wnioski (szczególnie ten drugi brzmi atrakcyjnie) wynikają z badań, których wyniki przedstawiono w Atlancie na zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Neurobiologicznego.

Okazuje się więc, że to, co dobre dla serca, jest równie dobre dla mózgu. Cholesterol jest bowiem jednym z głównych dietetycznych winowajców odpowiedzialnych za niszczenie i zatykanie naczyń krwionośnych.

Czego unikać, a po co sięgać

Dr Narayan Bhat z Uniwersytetu Medycznego Karoliny Południowej bada, czy wysoki poziom cholesterolu (wynikający z nieprawidłowego odżywiania się bądź złych genów) zwiększa ryzyko choroby Alzheimera. Jego zdaniem, zbyt duża ilość cholesterolu we krwi przyspiesza tworzenie amyloidowych złogów w mózgu, co prowadzi do stopniowego zaniku jego tkanki i demencji - charakterystycznych objawów alzheimera.

Bhat robił badania na myszach. Trzymał je przez dwa miesiące albo na zwykłej, albo wysokotłuszczowej i wysokocholesterolowej diecie. W siódmym i ósmym tygodniu eksperymentu sprawdzał, jak zwierzęta radzą sobie z odnajdywaniem umieszczonej w wodzie platformy (myszy potrafią pływać, ale nie znoszą wody; wsadzane do zbiornika starają się jak najszybciej postawić łapkę na suchym gruncie). Okazuje się, że o ile zwierzęta jedzące mało cholesterolu wypadają w tym teście doskonale, o tyle te faszerowane tłuszczem mają wyraźne kłopoty z pamięcią. Podobne problemy z odnajdywaniem platformy mają myszy z genetycznie uwarunkowanym wysokim poziomem cholesterolu - im nawet zdrowa dieta nie pomoże.

Oprócz unikania niezdrowych dla mózgu wątróbek czy żółtek jajek (typowe bomby cholesterolowe) można też sięgnąć po produkty, które poprawiają naszą koncentrację i pamięć. Należą do nich np. czarne jagody i truskawki, do jedzenia których nie trzeba specjalnie nikogo namawiać. Dziś do listy tej dopisano soję, która cieszy się uznaniem osób stroniących od mięsa.

O jej dobroczynnym działaniu na mózg opowiadała w Atlancie Carey Gleason z Uniwersytetu Wisconsin. Do eksperymentu zaproszono 30 zdrowych mężczyzn i kobiet (średni wiek badanych wynosił 74 lata). Poproszono ich o dokładne spisanie tego, co jedzą, ze szczególnym uwzględnieniem produktów sojowych, takich jak mleko sojowe czy serek tofu.

Badanych poddano następnie kilku testom sprawdzającym umiejętności planowania, organizacji i myślenia abstrakcyjnego. Okazało się, że im więcej produktów sojowych, tym lepsze wyniki w testach. Wszystko dzięki zawartym w soi tzw. izoflawonom, które usprawniają działanie mózgu. W jaki sposób - pozostaje na razie zagadką. Carey Gleason przypuszcza, że mogą one naśladować działanie kobiecych hormonów - estrogenów, które poprawiają pamięć i zdolności uczenia się.

Sok, a nawet wino

Dr Alex Poplawsky z Uniwersytetu Bloomsburg zajął się działaniem na mózg przeciwutleniaczy zawartych w soku z czerwonych winogron. Dziewięciomiesięczne szczury (gdyby wiek ten przełożyć na człowieka, byłoby to 28 naszych lat) podzielono na dwie grupy. Jedna była pojona wodą, druga zaś przez trzy miesiące raczyła się rozcieńczonym sokiem z winogron. Gdy szczury skończyły rok (odpowiednio 37 ludzkich lat), wszystkie znów przeszły na wodę i poddano je 15-dniowemu treningowi. Czekano, aż trochę zgłodnieją, a następnie uczono, że aby dostać kolejną porcję pożywienia, muszą wetknąć nos w dziurę. Ale - uwaga - musiały to zrobić nie wcześniej niż po upływie dziesięciu sekund od dobrania się do poprzedniego kąska. Jeśli nie odczekały wystarczająco długo, za karę czekały dodatkowe dziesięć sekund.

Szczury pojone sokiem z winogron dawały sobie radę znacznie lepiej i napełniały brzuchy dużo szybciej niż te chowane na samej wodzie. - Pomogły przeciwutleniacze zawarte w soku z winogron - oznajmił Poplawsky. - To całkiem przyjemny sposób także na pogarszającą się pamięć u starszych ludzi.

Jeszcze przyjemniej brzmią wyniki kolejnego doniesienia. Otóż mózg odnosi korzyści również z wina. Badania na ten temat prowadzi dr Giulio Pasinetti z nowojorskiej Szkoły Medycznej "Mount Sinai". Wykorzystuje w nich szczególną odmianę myszy z genetycznie uwarunkowanym alzheimerem. Zwierzęta te zaczynają tracić pamięć, gdy mają sześć miesięcy, a u 14-miesięcznych zwierząt zmiany w mózgu są już bardzo daleko posunięte.

Małe, trzyipółmiesięczne myszki zostały podzielone na dwie grupy. Jedne piły wodę, a drugie dostawały codziennie porcję wina w dawce odpowiadającej tej, jaką lekarze zalecają sercowcom (jeden kieliszek dziennie dla kobiet, dwa kieliszki dla mężczyzn). Picie wina przyniosło myszom wyraźne korzyści. Zarówno dziewięcio-, jak i 14-miesięczne, a więc wyraźnie już chore, znacznie lepiej odnajdywały zanurzoną w wodzie platformę.

Pasinetti ma już na to gotowe wyjaśnienie. Twierdzi, że zawarte w winie flawonoidy nie pozwalają łączyć się niezdrowym białkom w większe kompleksy uszkadzające mózg. Naukowiec ostrzega, by wyników jego badań nie wprowadzać bezkrytycznie w życie. Przypomina, że spożywanie alkoholu nawet w umiarkowanych dawkach wiąże się z najrozmaitszymi niebezpieczeństwami. Być może rozwiązaniem na przyszłość będzie więc pigułka z winnym ekstraktem (próby z ich użyciem już trwają).

- Ja jednak optuję za dwoma kieliszkami czerwonego wina - podsumowuje Pasinetti.


SŁAWOMIR ZAGÓRSKI, Atlanta




GAZETA WYBORCZA Nr 243, 17.10.2006
ANGORA Nr 44, 29.10.2006

Tajemnice mózgu

 


Jeśli przyjmujemy do wiadomości, że istnieją stany pośrednie pomiędzy bielą a czernią, że ktoś dobry może mieć w sobie akiś element zła i na odwrót, to zazwyczaj wydaje się, że genialność i upośledzenie umysłowe wykluczają się.

Bez trudu wykonują w pamięci skomplikowane wyliczenia, recytują tabele wyników sportowych z kilku lat, znają tysiące numerów telefonów, połączeń kolejowych czy kodów miejscowości. Mają doskonałą, fotograficzną pamięć, potrafią powiedzieć na przykład, co robili każdego dnia swego życia, jak byli ubrani 20 kwietnia 1978 roku i jaka wtedy była pogoda. To ludzie cierpiący na zespół sawanta. Po raz pierwszy ci niezwykli ludzie, z jednej strony wykazujący głębokie upośledzenie, z drugiej zaś ponadprzeciętne zdolności, zostali opisani w 1887 roku przez doktora Johna Langdona Downa, tego samego, od którego nazwiska nazwano zespół Downa. Osoby paradoksalnie łączące w jednych dziedzinach ubytki, a w innych nadmiar zdolności umysłowych, nazwał mianem sawantycznych idiotów (savant po angielsku oznacza uczonego).

Termin idiota,

dziś powszechnie kojarzący się z obelgą, w terminologii psychiatrycznej oznacza osoby o bardzo niskim ilorazie inteligencji - poniżej 25. Współcześnie przyjęto nazywać takich ludzi sawantami, ponieważ ich IQ zazwyczaj przewyższa typowe dla idiotów 25.

Bliźniacy, John i Michael, byli upośledzeni. Wskazywał na to już ich wygląd - nieproporcjonalnie duża głowa, tiki nerwowe. Chłopcy nie potrafili wykonywać codziennych czynności, nie nawiązywali kontaktu wzrokowego z ludźmi, za to obsesyjnie oddawali się dziwacznym rytuałom, wykonując wciąż te same ruchy. John i Michael nie byli jednak zwyczajnymi zapóźnionymi w rozwoju dziećmi. Badającego ich neurologa zainteresowały nietypowe rozmowy braci. Lekarz odkrył, że porozumiewali się oni za pomocą liczb pierwszych. Niczym superszybkie komputery generowali wielkie liczby pierwsze, komunikując się ze sobą skomplikowanymi szyframi, jakich mogłyby pozazdrościć im tajne agencje bezpieczeństwa. Okazało się, że cofnięci w rozwoju chłopcy mają genialną pamięć. Największą frajdą była dla nich zabawa w określanie nazwy dnia tygodnia dowolnie podanej daty sprzed 40 tysięcy lat wstecz lub w przód. Jeśli chcielibyśmy dowiedzieć się, jakiego dnia tygodnia odbyła się bitwa pod Grunwaldem albo jakiego dnia tygodnia przypadnie 24 maja 4368 roku, John i Michael odpowiedzieliby w mgnieniu oka. Nic dziwnego, że zyskali sobie miano "kalendarzowych kalkulatorów". Podczas gdy najbardziej skomplikowane wyliczenia były dla nich pestką, poproszeni o wykonanie w pamięci najprostszego odejmowania na poziomie pierwszej klasy podstawówki - gubili się.

Prawdziwy Rain Man

Raymond Babbitt, bohater oscarowego filmu z Dustinem Hoffmanem w roli głównej, cierpiał na autyzm. Podobnie jak połowa chorych dotkniętych autyzmem, przejawiał on niezwykłe zdolności - miał fenomenalną pamięć i był matematycznym sawantem. Niesamowity sukces filmu sprawił, że o autyzmie zaczęto mówić więcej. "Rain Man" nie był fikcją filmową, pierwowzorem głównego bohatera jest Kim Peek. Autor scenariusza, Barry Morrow, już wcześniej interesował się problematyką ludzi upośledzonych.

Kim Peek wprawił scenarzystę w osłupienie szeroką wiedzą z zakresu wojny secesyjnej, II wojny światowej, konfliktów zbrojnych w Korei i Wietnamie. Pamięć Kima Peeka zdawała się nieograniczona, podobnie jak jego zdolności matematyczne. Potrafił, podobnie jak "kalendarzowe kalkulatory", określić dzień tygodnia dowolnej daty. Szczególną przyjemność sprawiało mu informowanie poznanych osób, w jaki dzień tygodnia przyszli na świat i jaki będzie dzień, gdy skończą 65 lat i osiągną wiek emerytalny - wspomina. Kim zna także na pamięć 7600 książek. Mógłby posłużyć za nieskomputeryzowany punkt informacyjny - zna numery wszystkich autostrad biegnących przez amerykańskie miasta, wszystkie telefoniczne numery kierunkowe oraz kody pocztowe. Rozpoznaje większość utworów muzyki klasycznej i wie o nich wszystko.

Kim Peek przyszedł na świat 11 listopada 1951 roku. Miał powiększoną głowę i lekarze rozpoznali u niego wiele dysfunkcji mózgu, między innymi brak połączenia między lewą i prawą półkulą. Mając 16-20 miesięcy, był w stanie zapamiętać przeczytaną mu książkę. Rodzice wodzili palcem chłopca po czytanym tekście. Po jednorazowej lekturze znał książkę na pamięć i odkładał ją na półkę do góry nogami, tak, by nikt nie próbował przeczytać mu jej ponownie. Mając 3 lata, zapytał o znaczenie słowa "tajny". Rodzice odesłali go do słownika. Chodzić zaczął późno, dopiero jako 4-latek, za to wykazywał zdolności arytmetyczne. Nie musi posługiwać się kalkulatorem. W pamięci wykonuje najbardziej skomplikowane wyliczenia. Film przyniósł Kimowi sławę. Jeździ po całych Stanach, spotykając się z ludźmi i występując w programach telewizyjnych.

Cena geniuszu

Autyzm, zaburzenie rozwojowe, ujawnia się w ciągu pierwszych 3 lat życia. Jeszcze 40 lat temu choroba ta rozwijała się u czterech na 10 tysięcy dzieci. Dziś lekarze alarmują, że nastąpił wzrost zachorowań. Cechy autystyczne obserwuje się już u jednego na 86 dzieci. Do tej pory nie poznano przyczyn powstawania autyzmu. Wiadomo, że częściej zapadają na autyzm chłopcy, być może odpowiedzialny jest za to testosteron, męski hormon płciowy.

Dotknięci autyzmem mają problemy z komunikowaniem się z otoczeniem. Żyją we własnym świecie, koncentrując się wokół obsesyjnych zainteresowań, niezdolni odczuwać emocji. Nie akceptują zmian w otoczeniu i reguł przyjętych w normalnym świecie. Nasilenie zachowań autystycznych może być różnorodne, od lekkich przypadków, gdy chory postrzegany jest jako dziwak, po przypadki totalnego zagubienia się w sobie, napady agresji i niezdolność do samodzielnego funkcjonowania. Większość chorych unika kontaktu wzrokowego, nie jest w stanie odczytać gestów i mimiki twarzy, nie rozróżnia rysów twarzy poszczególnych ludzi, nie potrafi nawiązać więzi emocjonalnych. Osoby autystyczne mają tendencje do wybiórczego postrzegania rzeczywistości. - Kiedy patrzę komuś w oczy, widzę w nich taką masę danych, że odczuwam "przeładowanie informacyjne", wolę patrzeć w podłogę, słuchając kogoś, choć ludzie postrzegają to jako niegrzeczne - opowiada Paul.

Podobnie jak wielu chorych, on także nie jest w stanie rozróżnić, czy jest mu zimno czy ciepło. Ma problemy z ustaleniem, skąd dobiega dźwięk, a najlżejsze dotknięcie odbiera jako ból fizyczny. Wiele dzieci, nim zostaną zdiagnozowane, uważa się za niegrzeczne. Atak szału może wywołać u nich przesunięcie o centymetr ulubionej zabawki lub próba przytulenia.

Badania nad autyzmem i zespołem sawanta prowadzone są od 60 lat. O zachowania autystyczne posądzano wielu znanych ludzi. Byli wśród nich Albert Einstein, Fryderyk Nietzsche, Isaac Newton, Wolfgang Amadeusz Mozart, Mark Twain, Franz Kafka, Vincent van Gogh, a z bardziej współczesnych Jim Henson (twórca "Muppetów") i Alfred Hitchcock. Trudno dziś ustalić, w jakim stopniu ich ekscentryczne zachowania wywołane były autyzmem. Autystyczne cechy mają także według specjalistów Bob Dylan, Woody Allen, Bill Gates, Michael Jackson i Keanu Reeves.

Niezwykłe zdolności sawantów

Lesli Lemke jest niewidomy. Nigdy nie uczył się gry na fortepianie, mimo to zagrał bezbłędnie l Koncert fortepianowy Czajkowskiego, raz usłyszawszy go w telewizji.

Alonzo Clemons potrafi w 20 minut wyrzeźbić woskową podobiznę dowolnego zwierzęcia, które przez chwilkę zobaczy w telewizji. Jego dzieła oddają wiernie proporcje i każdy szczegół anatomiczny.

Ellen, niewidoma sawantka muzyczna, to żywa zegarynka. Ma tak genialne wyczucie czasu, że odkąd posłuchała telefonicznej zegarynki, nastawiła swój wewnętrzny zegar biologiczny z taką dokładnością, że potrafi w każdej chwili podać dokładny czas - co do sekundy.

Richard Wawro jest jednym z najsłynniejszych malarzy autystów. Jego dzieła można obejrzeć w Internecie.

Ślepy Tom jest jednym z pierwszych znanych autystycznych sawantów. Niewidomy i niedorozwinięty umysłowo syn czarnej niewolnicy długo nie potrafił chodzić. Jednak już jako czterolatek, posadzony przy fortepianie, wygrywał przepiękne melodie. Umiał zagrać każdą posłyszaną przez ułamek sekundy kombinację dźwięków. Tworzył także własne kompozycje. Znał zaledwie 100 słów i 7 tysięcy utworów muzycznych. W wieku 11 lat zagrał w Białym Domu. Mając 16 lat, odbył światowe tournśe.

Najstarszy znany przekaz o "niezwykłym skretyniałym imbecylu" pojawił się w XVIII wieku. W 1768 roku na świat przyszedł chory umysłowo chłopiec, który miał szczególny talent do malowania... kotów. Jego prace były tak genialne, że zyskał sobie przydomek "Rafaela od kotów". Cieszył się sławą w całej Europie, a jego obrazy znajdowały się w kolekcji brytyjskich monarchów.


KATARZYNA FRANKE

Na podst. "BBC News" i www.autism-society.org


 

ANGORA-PERYSKOP nr 24
13 czerwca 2004