Ludzie w maskach

 

 

Do dziesięciu najbardziej charakterystycznych przykładów zjaw (mamideł) na pewno należy przypadek "ludzi w maskach", gdyż jest to jednocześnie bardzo rzadkie zjawisko połączone z proroczymi następstwami. Pewną kobietę w średnim wieku z San Francisco spotkało coś dziwnego, o czym pisały prawie wszystkie amerykańskie gazety i czasopisma.

Był koniec sierpnia. W popołudniowym samolocie do Minneapolis w stanie Minnesota siedziała przy oknie pani Eleanor Bloom, pięćdziesięcioletnia gospodyni domowa mieszkająca na przedmieściach San Francisco. Jechała w odwiedziny do swojej najmłodszej córki Alison, która właśnie urodziła pierwsze dziecko. Nagle w czasie nudnego oczekiwania na start samolotu pasażerka ze zdziwieniem zauważyła koło budynku dworca lotniczego dwóch mężczyzn ubranych w kombinezony narciarskie z charakterystycznymi wełnianymi maskami na twarzach. Przez trzy małe wycięcia widać było tylko oczy i nos. Panią Bloom bardzo to zdumiało, gdyż na zewnątrz było bardzo gorąco. Dlaczego tych dwóch tak się ubrało? Jak w ogóle mogą wytrzymać w tych ciepłych kombinezonach i jeszcze w maskach na twarzy?

Kiedy samolot ruszył, chciała jeszcze raz na nich popatrzyć, ale dziwnych narciarzy już nie było. Szybko o tym zapomniała, włożyła słuchawki na uszy i przy muzyce marzyła o niedalekim spotkaniu z córką, zięciem i małym wnukiem. Lot przebiegał prawidłowo, spokojnie i bez zakłóceń. Samolot był to czterosilnikowy Conveyer - w 1954 r. nie było lepszych maszyn. Po niespełna godzinie lotu samolot nagle zaczął tracić wysokość i wkrótce znalazł się wśród strasznej, silnej burzy śnieżnej, prawie nic nie było widać. Jak domyślacie się, nieszczęsny samolot miał przymusowe lądowanie, a w zasadzie spadł na jedną ze śnieżnych równin Gór Skalistych! Z pięćdziesięciu pasażerów ośmiu zginęło. Między szczęśliwcami, którzy się uratowali, była także pani Bloom (miała lekkie obrażenia). Ocknęła się leżąc na śniegu i najpierw zobaczyła dwóch narciarzy idących jej z pomocą, tych samych dwóch narciarzy, których przed paroma godzinami widziała na lotnisku! Właściwie ci dwaj byli turystami, narciarzami, którzy mieszkali w pobliskim schronisku i wraz z innymi przybyli z pomocą nieszczęśliwym podróżnym.

Później pani Bloom w ten sposób wyjaśniała to dziennikarzom: dwie zjawy z lotniska były w zasadzie "mentalnymi projekcjami", a właściwie widmami, które jej zmarły mąż wysłał z "tamtego świata", aby ją ostrzec przed niebezpieczeństwem i jednocześnie podtrzymać na duchu przy wypadku samolotu. Brzmi fantastycznie, czyż nie?

Siedem lat później pewnemu amerykańskiemu muzykowi jazzowemu przydarzyło się coś podobnego. Jak wszyscy neurotyczni pasażerowie samolotów i on z uwagą przeczytał i dobrze zapamiętał wypadek o "ludziach w maskach". Niechętnie latał, tylko wówczas, gdy zmuszały go okoliczności zawodowe. Pewnego dnia w Nowym Jorku siedział podobnie jak pani Bloom przy oknie i ku swemu wielkiemu przerażeniu wyraźnie zobaczył za ogromnymi szybami okien budynku lotniska jak dziewczyna w bikini fotografuje ich samolot! Natychmiast przeszły go dreszcze, gdyż na dworze padał śnieg! Cóż innego mogła znaczyć ta dziewczyna jak nie to, że samolot wkrótce spadnie gdzieś na plażę w Kalifornii, dokąd miał zamiar polecieć. Jak odurzony, wybiegł ku ogólnemu przerażeniu stewardes z samolotu.

- Gdzie jest ta dziewczyna w kostiumie kąpielowym?! - wpadł jak burza do butiku na drugim piętrze budynku, gdzie rzekomo pojawiła się zjawa. Subiekt popatrzył na niego zaskoczony, chwilę mu się przyglądał, a następnie wskazał ogromną kartonową reklamę firmy "Kodak". Tak więc bez paniki!



Od tłumacza:

Kanadyjski autor serbskiego pochodzenia, B. D. Benedikt jest znanym autorem powieści science fiction zarówno w Kanadzie, jak i w Stanach Zjednoczonych. O napisaniu przez niego książki, z której pochodzi ten fragment zadecydował, jak sam wyznaje, przypadek. Nie myślący o zjawiskach nadprzyrodzonych, być może nawet niewierzący człowiek nagle dość niespodziewanie zainteresował się parapsychologią, przepowiedniami, jasnowidztwem i różnymi zjawiskami nadprzyrodzonymi, które (choć nie wszystkie) po wnikliwej analizie można jednak wytłumaczyć w sposób logiczny. Oczywiscie przy założeniu, że istnieje inny, równoległy do naszego świat, w którym dobro i zło mają swoje miejsce naprawdę, w którym zwycięża właśnie uczciwość i w którym za wszystkie zbrodnie popełnione w życiu wśród żywych trzeba zapłacić.

Nie wiem, kim byłam w swoim poprzednim życiu. Wiem, że musiałam przybyć tu ponownie. To pewnie nie przypadek, że tłumaczyłam tę książkę. Czekała na mnie i mimo przeciwności w końcu doczekała się polskiego wydania. Wszystko, co jest w niej opisane, zdarzyło się naprawdę. Wszystkie wydarzenia są potwierdzone dokumentami. Książka ta rozwieje prawdopodobnie wątpliwości tych, którzy je mają, stanowi dowód, a może i ostrzeżenie, że należy uważać: tu gdzieś obok nas trwa inny świat, z którym należy się liczyć, do którego wszyscy kiedyś przejdziemy, bo taka jest moc przeznaczenia.





 

ZAŚWIATY - FANTAZJA CZY RZECZYWISTOŚĆ; Wiedza Powszechna 1985;
Tłumaczenie: DANUTA HANNA JAKUBOWSKA


 

  • /biblioteka/53-fantazja/1399-dziewczyna-z-mostu
  • /biblioteka/53-fantazja/1397-anioy-stroe