Kobiety jego życia (Józef Piłsudski) - część 7: Tajemnica pobytu na Maderze

 

   Piłsudski od dawna planował zimowy wypoczynek w ciepłym klimacie. W 1928 roku przeszedł atak apopleksji i właściwie już nigdy nie powrócił do dawnej sprawności fizycznej. Prowadził niezdrowy tryb życia, pracował głównie nocami, wówczas również przyjmował wzywanych polityków.

   Prowadziło to czasem do zabawnych sytuacji, kiedy goście Komendanta nie wiedzieli, jak traktować takie wizyty. Znany z nienagannych manier książę Janusz Radziwiłł długo zastanawiał się, jaki strój włożyć (był zaproszony na drugą w nocy). Odpowiedni na wieczór, czy też właściwy dla godzin porannych?

   Niezdrowy tryb życia niszczył organizm marszałka, sypiał tylko kilka godzin na dobę, palił olbrzymią ilość papierosów. Dłuższy wypoczynek stawał się więc koniecznością, a pomysł z portugalską wyspą podsunęły Piłsudskiemu jego córki.

   Marszałek zaplanował pobyt na Maderze wyłącznie w towarzystwie Eugenii i doktora Woyczyńskiego. Otoczenie Komendanta miało jednak inne zdanie na ten temat i na wyspie pojawił się kapitan Mieczysław Lepecki - znany pisarz i podróżnik. Wysłał go tam podpułkownik Józef Beck (późniejszy minister spraw zagranicznych), oczywiście bez wiedzy Piłsudskiego. Lepecki miał zaaranżować przypadkowe spotkanie z marszałkiem (jako podróżnik mógł tam przecież przebywać) i wejść w jego otoczenie.

   W jakim celu Beck wysłał Lepeckiego śladami swojego pryncypała? Marszałkowi towarzyszyły przecież wyłącznie osoby prywatne, niezwiązane z polityką. Czy chciał inwigilować Piłsudskiego? Absurd. Czy zatem chodziło o Woyczyńskiego? Kilka lat później został on zdymisjonowany - podobno jego żona utrzymywała kontakty z wywiadem sowieckim. Bardziej prawdopodobne jest podejrzenie, że Lepecki miał obserwować relacje pomiędzy Piłsudskim a jego kochanką. W napisanych kilka lat później pamiętnikach, które miały się ukazać na jesieni 1939 roku, kapitan Lepecki nie wspomniał jednak ani słowem o obecności Lewickiej na Maderze. A przecież przez kilka tygodni mieszkał z nią pod jednym dachem. O pobycie panny Eugenii na Maderze wielokrotnie informowała prasa, skąd zatem to dziwne przemilczenie? Czyżby Lepecki wziął udział w intrydze przeciwko Lewickiej?

   Pobyt na Maderze zakończył romans Piłsudskiego z piękną lekarką. Do dzisiaj nie ustalono, co właściwe tam zaszło, ale Eugenia Lewicka skróciła pobyt i samotnie wróciła do kraju. Marszałek z Woyczyńskim i Lepeckim pozostali jeszcze miesiąc (powrócili na pokładzie niszczyciela „Wicher" pod koniec marca 1931 roku). Piłsudski po powrocie nie utrzymywał już kontaktów z Eugenią i do dzisiaj nie wiadomo, jakie były tego przyczyny. Przecież nie po to wyjeżdżał z kochanką na odległą wyspę w bardzo kameralnym gronie, aby zakończyć romans. Czy Eugenia dowiedziała się, że nie ma już wyłączności na uczucia Ziuka? A może po prostu marszałek odmówił żądaniom drastycznego rozwiązania sytuacji rodzinnej, na co mogła nalegać pani doktor?

   Możliwa jest również inna hipoteza. Jak już wspominałem, kilka tygodni przed śmiercią marszałka dymisję otrzymał inny uczestnik wyprawy na Maderę - Marcin Woyczyński. Jego żonę podejrzewano o kontakty z wywiadem sowieckim (nie wiadomo, czy była to prawda), co wystarczyło do oddalenia doktora z otoczenia Piłsudskiego. A może Beck zaaranżował podobną intrygę z udziałem Lepeckiego wobec panny Eugenii? Do 1923 roku przebywała w Rosji Sowieckiej, co mogło stanowić materiał do podejrzeń. A może po prostu wmówiono marszałkowi, podając zapewne jakieś przykłady, że Lewicka utrzymuje kontakty z osobami usiłującymi wywierać wpływ na Komendanta? Piłsudski nie znosił podobnych sytuacji i reagował na nie wyjątkowo nerwowo. Całą prawdę znały wyłącznie cztery osoby (Piłsudski, Lewicka, Beck i Lepecki), może jeszcze doktor Woyczyński. Żadna z nich jednak nie podzieliła się informacjami, zabierając tajemnicę do grobu.

   Niebawem po powrocie Lewickiej do kraju złożyła jej wizytę Aleksandra Piłsudska. Nie wiemy, o czym panie rozmawiały, ale zapewne nie była to miła pogawędka. Spotkanie to nabrało specjalnego znaczenia w kontekście wydarzeń, które nastąpiły w najbliższych miesiącach.

   27 czerwca 1931 roku (cztery miesiące po powrocie Piłsudskiego z Madery) Eugenię Lewicka znaleziono nieprzytomną w budynku Urzędu Wychowania Fizycznego na warszawskich Bielanach. Przewieziono ją do szpitala, gdzie po dwóch dniach zmarła, nie odzyskując przytomności. Lekarze stwierdzili, że przyczyną zgonu było zatrucie środkami chemicznymi nieznanego pochodzenia.

   Warszawa dosłownie wrzała od plotek - szeptano, że panna Lewicka została zamordowana przez otoczenie Piłsudskiego, aby go w ten sposób uchronić przed skandalem. Inni uważali jednak, że było to samobójstwo. Co dziwne, wyjątkową powściągliwość zachowywali dziennikarze, nawet reprezentujący tytuły opozycyjne wobec obozu belwederskiego. Niewykluczone, że obawiano się reakcji Piłsudskiego (marszałek potrafił być brutalny), możliwe, że przedstawiciele władz zasugerowali ostrą reakcję na prasowe śledztwo. Nawet związana z endecją „Gazeta Warszawska" zadowoliła się beznamiętną relacją, określając zmarłą jako „przyjaciółkę rodziny ministra spraw wojskowych", co nie odpowiadało prawdzie.

   Józef Piłsudski unikał uroczystości religijnych - nie był nawet obecny na pogrzebie swojej pierwszej żony. W przypadku pogrzebu Eugenii Lewickiej zachował się jednak inaczej. W kościele na warszawskich Powązkach marszałek pojawił się tuż przed rozpoczęciem mszy żałobnej w towarzystwie Woyczyńskiego, Sławoja Składkowskiego, Wieniawy-Długoszowskiego i Walerego Sławka. Usiadł w jednej z dalszych ławek, ale po kwadransie wstał i wyszedł ze świątyni wraz z osobami towarzyszącymi. Do końca uroczystości pozostali natomiast premier, wysocy urzędnicy państwowi, oficerowie. A był to przecież pogrzeb lekarki zatrudnionej w jednej z państwowych instytucji, a nie osobistości z życia polityki czy kultury.

   Interesująca jest relacja znajomego Eugenii Lewickiej, profesora Stanisława Malinowskiego. Naukowiec spotkał piękną panią doktor na warszawskiej ulicy kilkadziesiąt godzin przed jej śmiercią. Zauważył, że była „w dobrym nastroju, pogodna, spokojna. Nie wyglądała na osobę, która nosi się z samobójczym zamiarem". Malinowski dobrze znał Lewicką, ale czy można do końca odgadnąć, co dzieje się w duszy drugiego człowieka? Czy każdy samobójca musi mieć swój zamiar wypisany na twarzy?

   Warto zwrócić uwagę na jeden aspekt ostatnich lat życia marszałka. Od chwili powrotu z Madery Piłsudski starzał się w błyskawicznym tempie. Zmiany fizyczne dokumentują zdjęcia, na zachowanych fotografiach widać, jak jego twarz (sylwetka również) podlega negatywnej ewolucji. Na pewno miały na to wpływ choroby, a przede wszystkim postępująca choroba nowotworowa. Swoje robił również tryb życia, pogłębiająca się skleroza, ale można pokusić się o hipotezę, że znaczenie mogła mieć również śmierć Eugenii Lewickiej. Może nawet nie sama śmierć, ale wydarzenia na Maderze, które spowodowały gwałtowne zerwanie znajomości. Marszałek bez wątpienia był zaangażowany uczuciowo i zakończenie związku musiał odczuć dotkliwie. A starzejący się mężczyzna odbiera niepowodzenia uczuciowe boleśniej od młodzieńca. Wie, że nie ma już czasu i każdy związek może być ostatni.

 

SŁAWOMIR KOPER


ŹRÓDŁO: Sławomir Koper, „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej". Wydawnictwo BELLONA, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2009.

  • /biblioteka/51-ludzie/2964-kobiety-jego-ycia-jozef-pisudski-cz-8-samotnik-z-gis-u
  • /biblioteka/51-ludzie/2954-kobiety-jego-ycia-cz-5-eugenia-lewicka