Kobiety jego życia (Józef Piłsudski) - część 4: "Tragiczny trójkąt"

 

      Jesienią 1908 roku zmarła pasierbica Piłsudskiego - Wanda Juszkiewiczówna. Komendant był bardzo przywiązany do dziewczyny i bardzo przeżył jej śmierć. Rozpaczała również Maria, co spowodowało załamanie nerwowe, do tego doszły jeszcze inne schorzenia zakończone ciężką operacją. Sytuacja nie ułatwiała rozmów o rozwodzie, chociaż przyszły marszałek bez wątpienia kochał Aleksandrę i planował wspólne z nią życie. Ale rozwiązanie problemu odkładał na później (jak to mężczyzna), nie chciał zamykać przed sobą żadnej drogi.

      Po akcjach w zaborze rosyjskim wracał do Galicji, do żony, skąd pisał miłosne listy do Aleksandry. A przebywając u boku kochanki, ciepło korespondował z żoną. Już w 1908 roku wspominał o „tragicznym trójkącie", a kilka miesięcy później napisał do Aleksandry:

      „Moim dążeniem od początku jest, by to czy inne postanowienie było ułożone wspólnie, jako wynik woli trzech zainteresowanych stron, wynik bardzo skomplikowanych często uczuć i myśli, lecz wynik jedynie możliwy w tych stosunkach. Wola pod tym względem moja i Twoja jest jasna i wyraźna, wola trzeciej osoby dotąd walczyła, czepiając się wszystkiego, by do wyniku jedynie jasnego i wyraźnego nie dojść [...] jestem przekonany, że ta moja stała i uporczywa wola zrobiła swoje i odczuwam, że jest się na dobrej drodze, że się dużo rzeczy zmieniło na lepsze dla osiągnięcia wspólnego porozumienia".

      Życia w trójkącie nie można nazwać komfortowym, ale Piłsudski nie potrafił podjąć ostatecznej decyzji. Najchętniej porzuciłby niekochaną żonę, ale dla komfortu psychicznego potrzebował jej pozwolenia i błogosławieństwa! Tak jakby chciał zrzucić na nią winę za rozpad małżeństwa! Wyjątkowy przykład męskiego egoizmu.

      Panna Aleksandra z całą powagą przyjmowała wynurzenia kochanka. Czytając po latach jego listy, trudno uwierzyć, że rozwiązanie problemów zależało wyłącznie od Józefa. Chociaż do unieważnienia małżeństwa (rozwody w prawie austriackim i rosyjskim nie istniały) potrzebna była zgoda Marii, to przecież nikt nie mógł zabronić mu oficjalnego związku z kochanką:

      „Choć trochę lekkomyślności dorzuć do serioznych myśli, choć trochę weselej patrz na świat, tak bym chciał widzieć Cię śmiejącą się, szczerze wesołą, nie z taką mizerną twarzyczką, jaką niedawno widziałem, nie z tymi oczkami skłonnymi do płaczu".

      Wydaje się, że obie panie w tym czasie często płakały z jego powodu.

      Napad na pociąg w Bezdanach był ostatnią akcją tego typu. Nowe czasy wymagały nowych rozwiązań, już niebawem w Galicji miały pojawić się legalne polskie oddziały paramilitarne - zalążek przyszłej polskiej armii. Zmieniał się również sam Piłsudski. To nie był już dawny towarzysz Wiktor, dostępny dla kolegów partyjnych, niestwarzający dystansu w bezpośrednich kontaktach. W PPS był po imieniu ze współpracownikami, organizacja wojskowa wymagała innych rozwiązań.

      „Stopniowo jakby  się  odosobniał - wspominał Michał Sokolnicki - jakby się cofnął, nawet od najbliższych przyjaciół. Nastąpiła nowa rezerwa w stosunku jego do ludzi,   stworzył   pewien szerszy dystans, oddzielający   go   od   innych, stopniowo       rozmowy przybrały charakter raportów i wydawania rozkazów, a stosunek do niego   poszczególnych, nawet bliskich ludzi zaczął przybierać cechy charakterystyczne stosunku podkomendnych do komendanta. Wszyscyśmy, świadomie lub instynktownie, współdziałali z tym nowym zjawiskiem. Wszyscy jego współpracownicy, bliżsi i dalsi, zaczęliśmy w stosunku do Piłsudskiego przybierać formy ścisłego podporządkowania i karności".

      Komendant nawet z Kazimierzem Sosnkowskim nie przeszedł nigdy na „ty" (zwracał się do niego „szefie"). Ostatnią osobą, z którą wypił bruderszaft (dosłownie), był Ignacy Daszyński. Po latach obaj panowie zapewne żałowali tej chwili słabości.

      Piłsudski w rozmowach ze współpracownikami stosował formę „wy". Czasem, jak był w dobrym humorze, używał określenia „dziecko", szczególnie do młodszych podwładnych. Zaniepokojenie otoczenia wzbudzały chwile, kiedy odzywał się w trzeciej osobie („niech coś zrobi"), a już prawdziwy popłoch słynne chrząknięcia i bliżej nieartykułowane odgłosy, wydawane w chwilach irytacji.

      Komendant sprowadził Aleksandrę do Lwowa - partnerka rozpoczęła działalność w miejscowym Związku Strzeleckim. Mogli się częściej spotykać, nie musieli już pokonywać granicy państwowej. Piłsudski odnalazł się w pracy przy tworzeniu polskich oddziałów militarnych (późniejszych Legionów), w czym pomagała mu obecność panny Szczerbińskiej. Odważnej, pełnej entuzjazmu, a do tego urodziwej i młodszej siedemnaście lat od żony.

      „Przez długi czas - wspominała Aleksandra - nie zaznaliśmy nic z tego, co się uważa za podstawę szczęśliwego małżeństwa, nie mieliśmy ani domu, ani spokoju, ani bezpieczeństwa. Zamiast tego - ciągłą pracę, częstą biedę, niebezpieczeństwo i niepewność jutra. Miłość nasza przetrwała to wszystko i, co równie ważne, przeżyła później lata spokoju i zwycięstwa. Na razie jednak musieliśmy czekać. Pierwsza żona nie chciała dać rozwodu".

      Były to jednak dobre lata ich związku. Ciągła konspiracja, zmiana dokumentów i nazwisk, akcje zbrojne, a w przerwach kilka chwil szczęścia ze sobą. Czy nie było w tym romantyzmu? Trwać ze sobą pomimo wszelkich trudności? Czy rzadkie są przypadki, że partnerzy pokonują wszelkie przeciwności, a kłopoty pojawiają się po osiągnięciu stabilizacji? Pierwsze małżeństwo Piłsudskiego przetrwało okres konspiracji (łącznie z więzieniem), a poważniejsze problemy wystąpiły podczas bezpiecznej egzystencji w Galicji.

      O istnieniu kochanki Maria dobrze wiedziała, ale zachowała daleko idącą tolerancję. Nie wiadomo, jakie były tego przyczyny: może nie doszła jeszcze do siebie po śmierci córki i chorobie, czy też uznała, że odzyskać Ziuka może tylko, postępując rozsądnie i spokojnie? Tym bardziej że Piłsudski jednak do niej wracał, a otoczenie Komendanta z reguły stało po stronie Marii. Podobno oficjalnie prowadzili oddzielne gospodarstwa, ale trudno w to uwierzyć. Józef Piłsudski nie był mężczyzną, który potrafiłby dać sobie radę w życiu bez kobiecej ręki.

      Rozwiązaniu problemów uczuciowych Komendanta sprzyjał wybuch pierwszej wojny   światowej. Piłsudski postanowił dojść do porozumienia z prorosyjską endecją, planując wysłanie do Warszawy swoich przedstawicieli na rozmowy z Romanem Dmowskim. W skład delegacji miała wejść Aleksandra, której obecność raczej trudno wytłumaczyć. Lider prawicy wiedział przecież, kim dla Piłsudskiego jest panna Szczerbińska. Szczęśliwy rywal zamierzał wysłać na poważne negocjacje kobietę, dla której porzucił Marię! Może zatem rację mają ci, którzy uważają, że cały pomysł był tylko pretekstem, aby ściągnąć Aleksandrę do Krakowa. Delegacja nie wyruszyła do Warszawy i zaniechano projektu.

      Oddziały strzeleckie wyruszyły na front, Piłsudski czule korespondował z Aleksandrą - zamierzali nawet spędzić wspólnie święta Bożego Narodzenia. Z powodu walk plany skorygowano, ale Aleksandra mogła uważać się za zwyciężczynię w rywalizacji o swojego mężczyznę. Piłsudski w listach do niej uważał sprawę swojego małżeństwa za zakończoną, podczas pobytów w Krakowie zatrzymywał się w hotelu. Kiedy jednak w listopadzie 1914 roku przyjechał do Krakowa po ciężkich walkach na Podhalu, tym razem nie wybrał hotelu. Czyżby nie było wolnych miejsc w mieście zagrożonym rosyjskim oblężeniem? Niewykluczone, ale ostatecznie liczą się przecież fakty. Komendant udał się do Marii, gdzie wszedł z okrzykami: „dużo, bardzo dużo herbaty i jeść, a najwięcej spać". Oczywiście otrzymał to, czego żądał.

      Wbrew informacjom o ostatecznym zakończeniu związku z Marią, jeszcze w 1916 roku przebywał z żoną w Zakopanem i Bobowej (posiadłość Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego) - podobno przypadkiem. W tym czasie Aleksandra przeżywała ciężkie chwile internowana w niemieckim obozie.

      Kochankowie spotkali się dopiero w grudniu 1916 roku w Warszawie. Chociaż z powodów obyczajowych nie zamieszkali razem (Piłsudski był przecież oficjalnie żonaty), to jednak starali się spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Intymne spotkania zaowocowały ciążą Aleksandry. 7 lutego 1918 roku urodziła się Wanda Piłsudska - jej ojciec przebywał już wówczas w Magdeburgu.

      W związku z tzw. kryzysem przysięgowym, w lipcu 1917 roku Piłsudski został internowany. Warunki odosobnienia nie były specjalnie ciężkie, Komendant zamieszkał w piętrowym domku na terenie twierdzy magdeburskiej, miał do swojej dyspozycji trzy pokoje na piętrze. W najbliższym otoczeniu mógł poruszać się bez żadnych ograniczeń, karmiono go nieźle (akurat na to nie zwracał większej uwagi), grywał w szachy, stawiał pasjanse. Piłsudski od lat uwielbiał pasjanse, ale dopiero w Magdeburgu stały się one jego główną wieczorną rozrywką.

      „Pasjanse odgrywały zawsze dużą rolę - wspominała Aleksandra Szczerbińska - jako sposób odpoczynku. Odciągały one myśli od spraw, które go gnębiły lub irytowały. Przy układaniu pasjansa jedna część mózgu zajęta jest jego układaniem, inna odpoczywa. Kiedy więc pasjans był skomplikowany, wymagał skupienia uwagi nad posunięciem, gnębiąca, uparta myśl musiała na jakiś czas ustąpić. Nawet nieskomplikowana «piramidka» wymagała uwagi, bo inaczej nie wychodziła. Mąż kładł różne pasjanse. Nazywały się: «prześcieradło», «warkocz Wenery», «ogonki», «Uziemblina», bo nauczony przez panią Uziemblinę w Warszawie, gdy u niej nocował ongiś, ukrywając się przed szpiegami. Był też taki, którego nauczyła go pani Rydz-Śmiglina, więc nazwał go «śmiglina»
- i wiele innych".

      Piłsudski do końca życia pozostał namiętnym wielbicielem pasjansów. To zdecydowanie bardziej odpowiadało jego psychice niż inne gry karciane, wymagające uczestnictwa dodatkowych osób. Dlatego nie interesował się niezwykle popularnym w latach międzywojennych brydżem, w którego namiętnie grywała większość kadry oficerskiej.

      Poważnym problemem internowanego było ograniczenie dopływu informacji (dostarczano mu tylko jedną niemiecką gazetę) oraz brak kontaktów towarzyskich. Dopiero w ostatnich miesiącach odosobnienia towarzyszył mu pułkownik Kazimierz Sosnkowski.

      Internowanie Komendanta spowodowało, że nie mógł być obecny przy narodzinach córki, a o samym fakcie dowiedział się z kilkutygodniowym opóźnieniem. Niemcy, chcąc go złamać, przetrzymywali korespondencję, ale intuicja nie zawiodła przyszłego marszałka. Nad ranem 7 lutego usłyszał wyraźnie płacz i kwilenie niemowlęcia - wstał z łóżka i zanotował datę. Nie było w tym żadnego przypadku - w tym czasie Aleksandra urodziła córkę.

      Dziewczynka otrzymała na imię Wanda (dla chłopca zarezerwowano imiona Józef Mieczysław). Nie wiadomo, czy z tego wyboru zadowolona była Aleksandra, ale Komendant nigdy nie ukrywał przywiązania do zmarłej pasierbicy. Zresztą panna Szczerbińska była zbyt pragmatyczną osobą, aby zwracać uwagę na takie szczegóły - urodzenie córki ostatecznie potwierdziło jej zwycięstwo nad Marią Piłsudską.

      Można podziwiać hart ducha i nieustępliwy charakter Aleksandry. W okupowanej Warszawie brakowało niemal wszystkiego, partnerka Komendanta pracowała w suszarni warzyw na Pradze, mieszkała z dzieckiem w fatalnych warunkach:

      „[...] odżywianie było nędzne: zupa, kasza i strasznie nędzny chleb, który trudno było nawet przełknąć. Jadałam w stołówkach, gdyż brak opału wykluczał gotowanie w domu. Masła czy jakiegokolwiek innego tłuszczu nie było na lekarstwo. Mąki w sklepach nie było również. Pod jednym tylko względem znalazłam się w szczęśliwszym położeniu od większości mieszkańców Warszawy. Dyrektor fabryki, członek PPS - Fr. Rew., nasz przyjaciel Feliks Turowicz, zgodził się na moją pro pozycję, aby na gruntach fabrycznych urządzić ogródki. Dzięki temu miałam jarzyn pod dostatkiem".

      Aleksandra nie mogła nawet myśleć o dłuższej przerwie w pracy, jedenaście dni po porodzie powróciła do fabryki:

      „Na szczęście, w budynkach fabrycznych było kilka pustych pokojów. Jeden z nich wynajęłam, tak że w czasie pracy mogłam kilkakrotnie zaglądać do dziecka, samotnie leżącego w łóżeczku. [...] Po pewnym czasie wszystko szło już sprawnie. Nabrałam pewności siebie, więc i praca zarobkowa przestała kolidować z obowiązkami macierzyńskimi. Wanda chowała się doskonale w tych raczej nienormalnych warunkach, przebywając jak najwięcej na powietrzu; nawet w czasie przerwy obiadowej wynosiłam ją do ogrodu, a szereg znajomych czekało, aby ją zabrać na spacer w dzień powszedni czy w niedzielę".

      Był to wyjątkowo trudny okres dla panny Szczerbińskiej. Humor poprawiały jej listy od Ziuka i szybki rozwój dziecka. Ponadto sytuacja polityczna wskazywała, że istnieją realne szansę na zakończenie wojny, a to oznaczałoby powrót Piłsudskiego z internowania.


      SŁAWOMIR KOPER


Sławomir Koper, „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej". Wydawnictwo BELLONA, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2009.

  • /biblioteka/51-ludzie/2924-kobiety-jego-ycia-jozef-pisudski-
  • /biblioteka/51-ludzie/2891-kobiety-jego-ycia-3-aleksandra-szczerbiska