Poetka muzyki pop (Halina Frąckowiak)

Czas działa na korzyść tego artysty,
który szanuje swój zawód


 

Z Haliną Frąckowiak
rozmawia
Bohdan Gadomski




HALINA FRĄCKOWIAK, lat 59, Baran, mgr psychologii, znakomita piosenkarka, także kompozytorka i autorka tekstów, jedna z nielicznych gwiazd lat 60., które do dzisiaj aktywnie działają. Na rynku ukazała się jej nowa płyta "Przystanek bez drogowskazu... Garaże gwiazd", na którą kazała czekać swoim fanom około 20 lat. Dwunastu nowych piosenek, wspaniale zaaranżowanych przez Adama Sztabę, słucha się z przyjemnością, a głos wokalistki brzmi dojrzale, pięknie, jeszcze bardziej interesująco niż przed laty. Recenzje entuzjastyczne. Piosenkarka promuje tę płytę, spotyka się z odbiorcami i koncertuje na terenie kraju.


- "Mój anioł wie, gdzie mam pójść, by nie zbłądzić" - śpiewa pani na swojej nowej płycie "Przystanek bez drogowskazu... Garaże gwiazd". Jak się okazało, nie zbłądziła pani, stawiając na taki właśnie repertuar. Jak powstawała ta płyta?


- Zamysł jej nagrania zrodził się dawno temu. Zbieranie materiału rozpoczęłam po zakończeniu studiów i napisaniu pracy magisterskiej, którą obroniłam w 2000 roku. Początkowo piosenek było bardzo wiele, w końcu zostało dwanaście. Najpierw ukazał się singiel z psalmem "Wołanie moje", dedykowany Janowi Pawłowi II, do którego muzykę napisał Józef Skrzek. Ten utwór znalazł się później na płycie, stanowiąc jej myśl przewodnią. W 2003 roku zaśpiewałam go w Watykanie, przed Ojcem Świętym. W 2004 roku miałam recital telewizyjny z kilkoma nowymi piosenkami, a potem odbyła się rozmowa z Adamem Sztabą, za którego sprawą ta płyta pięknie rozwijała się muzycznie i artystycznie. To on nadał jej szlachetną oprawę i nowoczesny kształt. Piosenki mają ekspresję wewnętrzną, ale jednocześnie zawierają sporo liryki i głębokich treści.

- Dlaczego aż 20 lat kazała pani czekać na nową płytę?

- Trudno mi było poświęcić się tylko swoim sprawom i muzyce, mając w domu syna. To on wówczas znajdował się w centrum mojej uwagi. Kiedy skończyłam studia, a syn był doroślejszy, poczułam, że pora zrobić coś dla siebie, dla radości twórczej i interesującej mnie muzyki.

- Wszystkie teksty piosenek tworzą jednolitą formę pozytywnych myśli i wibracji. Czym były inspirowane?

- Moją własną drogą, którą szłam przez wiele lat, wydarzeniami, które miały miejsce, wartościowaniem i tym, co jest w życiu najważniejsze. Myślą przewodnią była wiara w to, że najcenniejszą wartością jest miłość. Do piosenki "Przystanek bez drogowskazu" sama napisałam słowa, które są moim wewnętrznym głosem. To on podpowiadał mi, co mam robić, a ja go słuchałam. Chciałam wierzyć, że garaże gwiazd są za rogiem i za tymże rogiem kryje się nadzieja, bez względu na to, co się wydarzyło.
- Młodzi odbiorcy płyty w internetowych recenzjach są nią zachwyceni. Nazywają panią "prawdziwą gwiazdą", "poetką muzyki pop" i jej "ikoną". Czy ta płyta jest adresowana także do najmłodszego pokolenia?

- Pewne treści są, moim zdaniem, ponadwiekowe. Płyta jest adresowana do wrażliwych osób, które chcą posłuchać czegoś bardziej osobistego, niekoniecznie tego, co zostało wymuszone aktualną modą. Płyta jest jednocześnie wartościowa w sensie przekazu treściowego i nowoczesna muzycznie, więc młodzi ludzie, potrzebujący rytmu i dynamiki, znajdą w niej energię i elektryczność.

- Nie jest to łatwa płyta i trudno ją zaszufladkować do jakiegoś określonego gatunku...

- Do mnie docierają opinie, że chce się jej słuchać bez przerwy, a im dłużej się jej słucha, tym bardziej przenika do słuchacza.

- Postawiła pani na młodość, czego dowodem powierzenie strony muzycznej młodemu, dynamicznemu muzykowi-dyrygentowi Adamowi Sztabie.

- Młodość to wcale nie sprawa wieku, to energia, to potrzeba aktywności, ciekawości życia, nieustannego rozwoju, stawiania sobie ciągle nowych zadań. W przypadku Adama Sztaby, nie tylko postawiłam na młodość, lecz na to, co ona ze sobą niesie. Przy bliższym poznaniu zauważyłam, że Adam ma w sobie wiele czystości wewnętrznej, dobrej prawdy, o którą mi zawsze chodziło. Praca z nim była dla mnie wielką radością. Podobnie jak z innymi, młodymi ludźmi. Projekt graficzny zrobił Grzegorz Piwnicki, sesję zdjęciową Grzegorz Korzeniowski. Pierwszy utrafił w bardzo bliską mi stylistykę w sztuce, czyli secesję. Drugi potrafił w swoich zdjęciach zobaczyć dojrzałość osoby z równoczesnym zachowaniem świeżości.

- Słowem - powróciła pani na rynek?

- To delikatna sprawa, bo ja nie czułam odejścia. Cały czas śpiewałam, miałam mnóstwo koncertów - nawet wtedy, gdy studiowałam. Może tylko jestem na etapie większej aktywności i skupienia na muzyce. Czas działa na korzyść tego artysty, który szanuje swój zawód, kolekcjonuje wszystkie przeżycia, nie lekceważy niczego i ma w sobie dużo pokory. Trzeba pamiętać, że nie można zaniechać ciągłej pracy nad sobą i nieustannego doskonalenia warsztatu twórczego.

- Jak postrzega pani obraz naszego show-biznesu?

- Zauważyłam, że ciągle panuje u nas głód nowości: następny, następny wykonawca... Jeszcze osoba nie zdoła się zakorzenić, pokazać, że stać ją na więcej, a już przestaje interesować, bo pojawiła się nowa twarz.

- Czy pani miewała szczęście i jako artystka, i jako kobieta?

- Jako kobieta miewałam chwile szczęścia, jako artystka czuję, że się spełniam i jestem szczęśliwa. Jeżeli nawet były okresy wyciszenia, to było to naturalne, bo nie należy być wszędzie przez cały czas. Ponadto, żeby coś oddać, to przedtem trzeba się naładować.

- Wygląda pani na osobę, która jest pewna swojej wartości.

- Staram się pracować tak, żebym nie wstydziła się tego, co robię. Żyję, jakby to był mój ostatni dzień, więc wszystko robię na sto procent.

- Czy w Polsce szanuje się ludzi z dużym dorobkiem, wielkim doświadczeniem, czy jest u nas kult gwiazd?

- Wydaje mi się, że minął kult tych, którzy zapracowali na swoją pozycję. Teraz nastał czas fajerwerku, zabawy. Ale na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że dorobek i doświadczenie nie są lekceważone.

- Gdzie tkwi tajemnica pani powodzenia i długiego trwania w tym zawodzie?

- Może to zasługa możliwości, predyspozycji, zdolności, przeznaczenia, ale przede wszystkim chyba jednak pracowitości.

- Maryla Rodowicz mówi, że im dłużej istnieje się na rynku, tym bardziej trzeba się sprawdzać. Czy podziela pani taką opinię?

- Nie wiem, czy aż "sprawdzać", ale na pewno trzeba starać się, żeby wszystko, co robimy, było najwyższej jakości. Myślę, że Maryla miała coś innego na myśli, że trzeba być coraz lepszym, bo wtedy ludzie nas szanują i cenią.

- W show-biznesie obowiązuje młodość. Ci, którzy są po czterdziestce przestają się liczyć...

- Nie ma znaczenia wiek. Wartość artysty jest tylko w tym, co ma do powiedzenia.

- A po sześćdziesiątce?

- Są tacy sześćdziesięciolatkowie, którzy twierdzą, że dopiero wtedy zaczyna się życie. Na przykład Jane Fonda (68 lat) jest przykładem, że i w tym wieku można być piękną i atrakcyjną oraz twórczą. A jaki ma temperament! On jest niezmienny, jest stały bez względu na wiek.

- Jak to, nie potwierdza pani, że presja młodości, szczególnie w mediach, jest ogromna?

- Zauważam to, ale nie wolno się jej poddawać. Trzeba iść swoją drogą, w swoim tempie, ze swoimi możliwościami, być ciekawym życia.

- W jakich więc kategoriach myśli pani o upływie czasu?

- W kategoriach mądrości, rozwoju, wiedzy. Ciało jest tylko ciałem, nie wszyscy tak są uwarunkowani genetycznie, żeby mogli do późna cieszyć się dobrym zdrowiem i wyglądem. Moim marzeniem jest, żeby moja umysłowość do ostatniego momentu była silna.

- Ponoć kobiety pewne swojej wartości nie przeżywają tak mocno upływu czasu?

- Nie wierzę. Upływ czasu to nasza świadomość, której nie należy negować. Natomiast dobrze jest mieć świadomość, jakie wartości niesie ze sobą przemijanie.

- Dość dawno rozstała się pani z mężem. Czy teraz jest ktoś u pani boku?

- Teraz jest przy mnie moja muzyka, ale proszę pamiętać, że garaże gwiazd są zaraz za rogiem.

- Wyszedł z domu ukochany syn Filip. Jak pani to przeżyła?

- Bardzo mocno, bo mój plan codzienny był ściśle związany z Filipem.

- Czyżby była pani przykładem typowej dominującej matki?

- Nie byłam taka, ale uważam, że dziecko musi czuć, że jest najważniejsze. Musi czuć miłość i że w tym domu zawsze znajdzie najwięcej miłości i zrozumienia dla swoich problemów. Filip skończył studia, mieszka oddzielnie. Mamy częste kontakty ze sobą. Teraz chcę mieć przeświadczenie, że jestem bardzo bliską mu osobą, a on chce mieć ze mną więź i chce dzielić się ze mną swoimi sprawami, chociaż przecież nie do końca.

- Czyli jak pani teraz żyje?

- Mieszkam z mamą w parterowym domu o powierzchni 110 metrów kwadratowych na działce ogrodowej 419 metrów. Towarzyszą nam papużki nierozłączki Malwinka i Kubuś. Jest także kotek "Ten Kicio", który jest bardzo mądry i rozumie moje polecenia.

- Co z psychologią, którą tak pilnie pani studiowała?

- Jako psycholog pracowałam pół roku w szkole z młodzieżą gimnazjalną. Przerwałam na rzecz śpiewania, bo doszłam do wniosku, że nie sposób tego połączyć ze sobą. Obie dziedziny są bardzo zachłanne i absorbujące. Nadal czytam dużo literatury psychologicznej i staram się być na bieżąco. Psychologia otacza nas, nie można przejść przez życie, nie zauważając jej na każdym kroku.

- Wiedząc więcej, może pani teraz pomagać samej sobie. Czy to się zdarza?

- Świadomość pewnych spraw bardzo pomaga, szczególnie w momentach smutnych. Staram się poczuć, w jakim miejscu ciała umieszczony jest smutek. Stosuję techniki oddychania i wtedy energia przemieszcza się w górę. Im większa energia, tym więcej pogody i radości jest w nas.

- W życiu przeżyła pani wiele dramatycznych momentów, wręcz tragicznych. Czy one jeszcze tkwią w pani pamięci, czy może zatarły się i odeszły...

- Wszystko, czego doświadczyliśmy w życiu, pozostaje w nas. Jestem przeciwna pielęgnowaniu w sobie cierpienia. W tym pomagały mi techniki oddychania, joga oraz umiejętność pogodzenia się z tym dzięki wierze.

- Co pani robi, gdy czuje w środku smutek, a dzień jest pochmurny?

- W taki dzień dłużej się rozkręcam. Piję kawę i czuję, że dzięki niej podnosi mi się ciśnienie. Robię szybkie oddechy, które dotleniają i dają energię.








ANGORA nr 31 (30 lipca 2006)

  • /biblioteka/51-ludzie/152-chc-piewa-chc-y
  • /biblioteka/51-ludzie/150-linia-mioci-linia-ycia