Morderca w mundurze

AGNES Z PRZERAŻENIEM ZORIENTOWAŁA SIĘ, ŻE NIE CHODZI O KRADZIEŻ AUTA, ALE O JEJ ŻYCIE

BĘBNIĄC PALCAMI w kierownicę 4-drzwiowego  nowego   nissana   swojej   mamy, Agnes Guirindola podśpiewywała sobie w rytm melodii z kasety magnetofonowej. Było słoneczne popołudnie 12 stycznia 1994 roku. Potok pojazdów ospale przelewał się przez zatłoczoną ulicę stolicy Filipin, Manili.

Drobna 20-letnia studentka uniwersytetu La była w doskonałym nastroju. Wkrótce miała zaproponować sieci telewizyjnej transmisję z krajowych finałów w studenckim turnieju. Z ożywieniem myślała, że ten semestr dzięki klubowi dyskusyjnemu zapowiada się nadzwyczaj atrakcyjnie.Kiedy zorientowała się, że nie zdąży w porę podjechać po mamę do pracy, wybrała drogę na skróty i skręciła w boczną uliczkę Panay Avenue. Tam właśnie dostrzegła postawnego, ubranego w policyjny mundur, mężczyznę, który gestem nakazał jej się zatrzymać. O, nie, tylko nie mandat - pomyślała hamując. Policjant podszedł od strony dla pasażera.

- To ulica jednokierunkowa - burknął, wyciągając w jej stronę jakąś kartkę i długopis.

Agnes spojrzała na bazgroły na odwrocie czegoś, co wyglądało jej na kwit sklepowy. Pomyślała, że policjant domaga się łapówki i uznała, że lepiej nic nie podpisywać. Postawiła więc tylko znaczek i oddała fałszywy mandat.

- Będzie pani musiała odświeżyć sobie znajomość przepisów drogowych u mojego kolegi. Jest tam, za rogiem - oznajmił policjant. - Proszę otworzyć drzwi, pojadę z panią.

Trudno, co mi szkodzi podwieźć go do kolegi i dać 50 peso na odczepnego - uznała Agnes.

Kiedy mężczyzna usiadł obok niej, przyjrzała mu się uważniej. Miał ciemne, kręcone włosy, krostowatą cerę i wydatny brzuch, pod którym zauważyła tkwiący w kaburze pistolet. Wydało się jej dziwne, że identyfikator policjanta jest odwrócony.Posłusznie zawiozła mężczyznę na miejsce, które jej wskazał, po czym wręczyła mu pieniądze. Nareszcie się go pozbędę - pomyślała. Ale on nagle szybkim ruchem wyciągnął pistolet i wymierzył w jej stronę. Drugą ręką wyłączył stacyjkę. W ciągu kilku sekund na tylne siedzenie wskoczył drugi mężczyzna i błyskawicznie zwolnił dźwignię rozkładającą fotel kierowcy. Kiedy zaskoczonai Agnes opadła do tyłu, przeciągnęli ją siłą na tylne siedzenie. Krzyczała, próbując się wywinąć.


Siedzący z przodu napastnik podał broń wspólnikowi, a sam zajął miejsce za kierownicą.

- Bądź cicho, to nic ci nie zrobimy - syknął   mężczyzna   siedzący   obok Agnes,   wbijając  jej   lufę  pistoletu w udo. Samochód z impetem ruszył z miejsca.

Pod lufą pistoletu
JECHALI na północ, w stronę Phil coa. Agnes rozpłakała się; przypomniały się jej wszystkie pogłoski na temat porwań i złodziei samochodów grasujących ostatnio w Manili. Najczęstszymi ofiarami ich napadów były samotne kobiety w nowych wozach. Ci dwaj chcą tylko samochodu - pocieszala się. - Zaraz mnie wypuszczą.

Ukradkiem obserwowała mężczyznę obok siebie. Był szczupły, miał faliste ciemne włosy, czarne oczy i zimne spojrzenie.Naraz rozległ się przeraźliwy sygnał pagera. Mężczyzna siedzący przy Agnes, Dan, odczytał informację na wyświetlaczu i zwrócił się do swego towarzysza.

- Eric, Philcoa odpada - oznajmił. Musimy pojechać z nią tam, gdzie z innymi, na „Z".

Agnes zamarła. Wiedziała, że pod skrótem „Z" kryje się słowo „złom" - tak określała egzekucje armia filipinska w czasie stanu wojennego w lalach 70. Jezu, oni chcą mnie zabić! - pomyślała z przerażeniem.

Gorączkowo zaczęła zastanawiać się nad sposobem ucieczki. Szansę dostrzegła, kiedy Eric zatrzymał się na stacji benzynowej. Przesuwając się centymetr po centymetrze, zbliżyła się do drzwi. Ale Dań chwycił ją za nogę i przycisnął do niej lufę pistoletu.

- Spróbuj się ruszyć, a naprawdę oberwiesz! - warknął.

Kiedy nissan wjechał na autostradę i zmierzał na południe, Agnes poczuła się zdecydowana na wszystko. Samochody jadą teraz niezbyt szybko - rozmyślała. - Muszę wyskoczyć, nawet jeżeli mnie postrzelą.

Eric obserwujący ją we wstecznym lusterku najwyraźniej odgadł jej myśli, bo nagle zjechał samochodem tak, że tylko centymetry dzieliły pojazd od wysokiej cementowej barierki biegnącej środkiem autostrady. Nie było miejsca, żeby otworzyć drzwi. Anges nigdy jeszcze nie czuła się tak przerażona i bezsilna. Gdzie szukać ratunku?

Podejrzany Roberta Gungon
TYMCZASEM 10 kilometrów dalej Kegner Peneza siedział przy biurku i wpatrywał się w zdjęcie, które przedstawiało mężczyznę o złym spojrzeniu i falistych włosach.

- Nie wiem jeszcze jak, ale cię dopadnę - mruknął.
33-letni agent filipińskiego Krajowego Biura Śledczego (NBI) wspólnie ze swoim partnerem Arnoldem Lazaro przez ostatnie 16 miesięcy zajmował się sprawą porwania kobiety jadącej samochodem przez Panay Avenue we wrześniu 1992 roku. Jej mąż zapłacił okup w wysokości 300 tysięcy peso (11 500 dolarów), ale kobieta zaginęła. Podejrzewano więc, że została zamordowana.

Peneza, chociaż cieszył się opinią doskonałego śledczego, nie potrafił do tej pory rozwiązać zagadki porwania z 1992 roku. Miał jednak głównego podejrzanego: był nim nisko opłacany pracownik miejski, Roberto Gungon, na którego trop naprowadziła Penezę porzucona przez Gungona przyjaciółka. Jak wyjawiła Penezie, Gungon obsypywał niedawno znajomych kosztownymi podarunkami, a kiedy spytała go o źródło tak niespodziewanego bogactwa, odparł: „To od kobiety, którą zostawiliśmy w Batangas. Nie przejmuj się, spoczywa w spokoju". Gdy wręczyła Penezie zdjęcie Gungona, od razu rozpoznał w nim mężczyznę, którego przesłuchiwał wcześniej w związku z tą samą sprawą.

Od tamtego czasu upłynęły cztery miesiące. Patrząc teraz na fotografię Gungona, Peneza czuł ogarniającą go falę frustracji. Był przekonany, że właśnie Gungon jest poszukiwanym mordercą, nie miał jednak wystarczających dowodów, by go aresztować. Wiedział jedno: musi dopaść Gungona, zanim ten zabije następną ofiarę.

Pigułki w chusteczce
AGNES, pogrążona w czarnych, myślach patrzyła przez okno samochodu. Minęła szósta, od czasu porwania upłynęły dwie godziny. Ściemniało się i coraz bardziej oddalała się od domu; chwilę wcześniej dostrzegła tablicę z napisem „Batangas". To straszne, jak bardzo musi się martwić teraz o nią rodzina. Ojciec powtarzał jej zawsze: „Jeżeli wpadniesz w tarapaty, przede wszystkim nie trać przytomności umysłu". Muszę jakoś z tego wybrnąć. Może uda mi się wziąć ich na współczucie? - zastanawiała się Agnes. Otwierając powoli portfel, wyjęła z niego zdjęcie swojej 18-letniej siostry, Lisy.

- Moja siostra jest w szpitalu - skłamała. - Miałam dzisiaj ją odwiedzić.

- Zamknij się! - uciszył ją Eric. W kilka minut później zatrzymali się przy wiejskiej piekarni.

- Wypij! - warknął Eric podając jej butelkę wody, w której musowały dwie białe tabletki. Dań wbił jej boleśnie lufę pistoletu w nogę. Przełknęła napój. Eric wyciągnął dwie kolejne tabletki.

- Teraz to! - polecił.

Jeżeli te także potknę, to mogę się już nigdy nie obudzić - pomyślała ze strachem. Ukryła pigułki pod językiem, a w chwilę później, udając szloch, dyskretnie wypluła je w chusteczkę. Mimo to wkrótce chwyciła ją senność - zapadła w głęboki sen.

W gęstych zaroślach
NISSAN telepał się w nieprzeniknionej ciemności, kiedy Agnes zaczęła dochodzić do siebie. Poprosiła mężczyznę, żeby zatrzymali samochód, bo ono musi skorzystać z toalety.

Eric zahamował. Agnes wysiadła półprzytomna na pobocze odludnej, piaszczystej drogi. Starała się przeniknąć wzrokiem noc, ale nic nie widziała. Wokół słychać było tylko świerszcze i kumkanie żab.

Stąpając za nią w milczeniu przez gęste zarośla, Dań podał pistolet Ericowi. Ten podniósł broń i trzymając lufę zaledwie o centymetry od głowy ofiary, lekko przycisnął spust. Rozległ się przeraźliwy huk i Agnes runęła twarzą na ziemię.

Niepokój matki
- JEŻELI się spóźnia, to powinno chociaż zadzwonić - poskarżyła się Lisie matka, Elvira Guirindola. Razem oglądały telewizję. Ponieważ starsza córka wbrew obietnicy nie przyjechała po nią do pracy, a męża Francisco nie było, musiała wracać do domu zatłoczonym autobusem.

Teraz jednak w miejsce irytacji nadszedł niepokój. Lisa próbowała ją pocieszyć, że Agnes na pewno wkrótce zadzwoni. Państwo Guirindola przez całe lata ciężko pracowali. Wiele poświęceń kosztowało ich zapewnienie dobrego wykształcenia córce, którn często dawała im powody do dumy. Na pewno zamarudziła gdzieś z przyjaciółmi - wmawiała sobie jej matka.

Dalekie światełko 
AGNES zatrzepotała rzęsami i otworzyła oczy. Kręciło jej się w głowie, prawy policzek miała zupełnie odrętwiały. Spojrzała w bok i zobaczyła, że Eric się oddala. Musiał mnie czymś uderzyć - pomyślała. - Dzięki Ci Boże, że mnie nie zabił. Samochód szybko odjechał i dziewczyna poczuła wielką ulgę.

Dźwignąwszy się z trudem na nogi, dostrzegła w odległości około 100 metrów nikłe światełko. Słaniając się, ruszyła w tamtym kierunku, powtarzając sobie w duchu, że musi znaleźć pomoc. Dotarła do małego domku, otworzyła drzwi i runęła jak długa na podłogę.

Danilo Patron, piekarz z pobliskiego Anilao, zerwał się przestraszony na widok krwi spływającej po brodzie i szyi dziewczyny. Ponieważ nie miał telefonu, pobiegł do sąsiada, który mógł wezwać pomoc drogą radiową.

Dlaczego moja twarz jest taka mokra? - zastanawiała się Agnes. Dotknęła prawego policzka i wymacała ranę. Po lewej stronie, na szyi, wyczuła pod palcami dziurę. Dobry Boże, co mi się stało? W 20 minut potem nadjechała policyjna furgonetka. W drodze do szpitala Agnes modliła się, żeby dane jej było jeszcze raz zobaczyć najbliższych.

Już po wszystkim
BYŁA już jedenasta, a pani Guirindola i Lisa umierały z niepokoju, kiedy zadzwonił telefon. Lisa zbiegła odebrać, a kiedy po chwili wróciła, na jej twarzy malowało się przerażenie.

- Dzwonili ze szpitala w Batangas -powiedziała. - Agnes miała jakiś wypadek.

Zatelefonowała po ojca. Zanim wybita północ, cała rodzina spieszyła do Batangas. Po przyjeździe do szpitala doznali szoku na wieść o tym, że córka została postrzelona. Kiedy matka i siostra Agnes znalazły się w jej pokoju, nie umiały powstrzymać łez na widok opuchnięej, zakrwawionej twarzy w bandażach. Francisco ujął rękę córki i powiedział cicho:

- Już nic ci nie grozi.

Jak wyjaśnił im na korytarzu lekarz, Agnes miała niezwykłe szczęście, kula nie naruszyła tętnicy szyjnej.

- Szansę przeżycia przy postrzale w głowę wynoszą jeden na milion. Musiała odwrócić nieznacznie głowę w chwili, gdy zabójca nacisnął spust. Macie państwo bardzo dzielną córkę.

Uderzające podobieństwo
- CHCIAŁEŚ się ze mną widzieć. O co chodzi? - spytał Regner Peneza swego kolegę w centrali Krajowego Biura Śledczego. Był 17 stycznia, piąty dzień od porwania Agnes.

- Zostałem przydzielony do sprawy bardzo przypominającej porwanie, które starasz się wyjaśnić - odparł agent. Opowiedział Penezie o Agnes Guirindola, uprowadzonej przez dwóch mężczyzn na Panay Avenue, którzy następnie wywieźli ją samochodem do Batangas i tam zostawili w przekonaniu, że nie żyje.

Peneza wyciągnął zdjęcie Roberto Gungona i obaj porównali je z portretem pamięciowym sporządzonym na podstawie opisu Agnes. Podobieństwo było uderzające. Peneza nabrał przekonania, że wreszcie trafił na właściwy trop.

Rozpoznała go!
LEKARZE w Manili poddali dokładnym oględzinom obrażenia odniesione przez Agnes - należało usunąć z żuchwy fragmenty kości, uszkodzeniu uległa również krtań, ale kula jakimś cudem ominęła główne nerwy twarzowe. Chociaż Agnes często nawiedzały nocne koszmary, można było spodziewać się całkowitego wyzdrowienia.

- Gdyby nie to, że ukryła pani te dwie tabletki, leżałaby pani pewnie nieprzytomna i zadusiła się własną krwią - powiedział lekarz i dodał z uśmiechem: - Przeżyła pani dzięki własnej odwadze.

Tymczasem nie było wielkich nadziei na schwytanie porywaczy. Przez szpital przewijał się korowód policjantów, ale śledztwo utknęło w miejscu.

Wreszcie siódmego dnia do pokoju, gdzie leżała Agnes, wszedł mężczyzna o młodej twarzy i śmiejących się oczach. Przedstawił się jako Regner Peneza i poprosił Agnes o przyjrzenie się kilku zdjęciom. Nawet jeśli rozpozna napastnika - myślał patrząc, jak piwne oczy Agnes wędrują sceptycznie od jednej fotografii do drugiej - to może nie przyznać się do tego ze strachu. Nagle Agnes aż drgnęła.

- To ten! Mężczyzna z tylnego siedzenia!

Rozpoznała go! - Peneza nie posiadał się z radości.

- Obiecuję, że go pani przyprawadzę!

Ślad na pagerze
PENEZA i Lazaro ustalili, że ostatnim znanym miejscem pracy Gungona był urząd stołeczny, ale nie pokazał się tam od grudnia. Ślad prowadził do nowej dziewczyny Gungona (która, jak się okazało, także znikneła), a następnie do jej matki, kobiety po sześćdziesiątce.

- Na odjezdnym powiedzieli mi, że pewnie ruszą na południe, do Davao - oznajmiła agentom. - Potem dostałam od nich tylko tę informację.

Wyjęła pager wielkości dłoni i od' tworzyła otrzymany komunikat: ,,Jesteśmy w drodze, cali i zdrowi".

Peneza orientował się, że aby dostać się do Davao trzeba przepłynąć promem do Leyte. Poprosił więc tamtejszego informatora NBI, żeby uważał, czy nie pokaże się tam samochód Gungona. Rzeczywiście, w kilka dni później widziano, jak poszukiwany samochód zjeżdża z promu. Wydawało się teraz rzeczą pewną, że Gungon istotnie zmierza do Davao.

Peneza, który studenckie lata spędził w Davao, dobrze znał to rozlegle miasto położone na wyspie Mindanao. Wszystko zdawało mu się sprzyjać.

Na miejscu jeden z dawnych znajomych wspomniał mu o kobiecie, która prawdopodobnie jest daleką krewną dziewczyny Gungona. Wkrótce obaj detektywi byli już w drodze do domu, który mógł być kryjówką Gungona.

Aresztowanie
KIEDY zaparkowali dostrzegli przykucniętego przy płocie mężczyznę z młotkiem w ręku.

- To on! - krzyknął Lazaro.

- Idziemy! - przynaglił Peneza. Wysiedli z samochodu, wyciągają broń.

Gungon na ich widok oniemiemiał. Młotek, którym właśnie coś przybijał, zamarł mu w dłoni.

-  Poznajesz   mnie,   Roberto? warknął Peneza. Gungon podniósł się powoli.

- Tak - wymamrotał.

- Odłóż młotek i nie ruszaj się rozkazał Lazaro. Oparli podejrzanego o samochód.

- Jesteś aresztowany pod zarzutem udziału w napadzie na Agnes Guirindolę - powiedział Peneza, zatrzaskując kajdanki na rękach przestępcy.

Peneza, tak jak obiecał, przyprowadził Gungona przed oblicze dziewczyny. Pokonała dławiący ją strach i zidentyfikowała napastnika. Podczas gdy Krajowe Biuro Śledcze rozpoczęło obławę na Venancio Roxasa („Erica"), którego Agnes również rozpoznała ze zdjęć, Roberto Gungon został oskarżony o porwanie, usiłowanie zabójstwa i kradzież samochodu.

Rozprawa
PEWNEGO DNIA na rozprawie sądowej sędzia Lucas Bersamin poprosił Agnes o zajęcie miejsca dla świadków.

- Czy widzi pani na sali któregoś z porywaczy? - zapytał.

Bojąc się spojrzeć w stronę Gungona, Agnes wbiła wzrok w podłogę.

- Tak - odparła cicho.

- Proszę podejść do oskarżonego i dotknąć jego ramienia.

Agnes zdrętwiała. Dasz radę - przekonywała sama siebie. - Musisz to zrobić. Z bijącym sercem podeszła do bandyty. Przez krótki moment poczuła na sobie jego nienawistne spojrzenie, tak jakby chciał ją zabić. Wyciągnęła szybko rękę i trąciła go, po czym wróciła na swoje miejsce i opisała sądowi szczegółowo swoje przejścia.

15 lutego 1995 roku na zatłoczonej sali sądowej znajdowało się ponad 100 osób. Francisco Guirindola ściskał rękę córki, kiedy wprowadzano Gungona, a sędzia ogłaszał wyrok.

- Sąd uznaje Roberto Gungona winnym - odczytał - i skazuje go na karę śmierci.

Tłum zebranych przyjął ten wyrok z aplauzem. Gungon, poszarzały na twarzy, został wyprowadzony z sali. Francisco przytulił córkę i szepnął:

- To twoja zasługa.

Agnes w odpowiedzi mogła się tylko uśmiechnąć. Po twarzy spływały jej łzy.


Agnes w pełni doszła do sił i po ukończeniu w 1995 roku studiów na uniwersytecie La Salle zdała egzaminy uprawniające ją do używania tytułu inżyniera budownictwa lądowego i wodnego.

 

BONNIE MUNDAY


TŁUMACZNIE: GRZEGORZ GORTAT

ŹRÓDŁO: PRZEGLĄD Reader's Digest 1995

  • /biblioteka/47-opowiadania/3638-historie-prawdziwe-horror-na-rzece-zambezi